19 sierpnia 2013

Dramat Egipcjan, dramat chrześcijan

(REUTERS / FORUM)

Po wydarzeniach z ostatnich kilku dni świat wstrzymał oddech w oczekiwaniu na rozwój sytuacji w Egipcie. Chociaż zwolennicy obalonego prezydenta Egiptu, Mohammeda Mursiego powołując się na względy bezpieczeństwa odwołali ostatnie protesty, to jednak kolejne akty przemocy w wielu miejscach utrzymują wysoki poziom napięcia w tym kraju. Wprawdzie dowódca armii, gen. Abd el-Fatah Said es-Sisi zaprosił w niedzielę islamistów do udziału w politycznym rozwiązaniu kryzysu to jednak Bractwo Muzułmańskie, z którego wywodzi się obalony prezydent, nie wykazuje najmniejszych skłonności do kompromisu.

 

Tylko od środy, gdy siły bezpieczeństwa zlikwidowały dwa obozowiska zwolenników odsuniętego od władzy prezydenta Mursiego, w zamieszkach w Egipcie, według oficjalnych danych, zginęło ponad 830 osób, w tym 70 policjantów. Władze aresztowały także ponad tysiąc uczestniczących w starciach islamistów.

Wesprzyj nas już teraz!

 

W niedzielę gen. Sisi spotkał się z wysokimi rangą dowódcami wojskowymi i szefami policji, podkreślając, że armia nie będzie stała bezczynnie w obliczu przemocy. – Ten, kto wyobraża sobie, że państwo lub Egipcjanie ugną się przed przemocą, jest w błędzie. Nie będziemy stać w milczeniu i przyglądać się, jak kraj jest niszczony – powiedział generał, zapewniając, że wojsko nie dąży do przejęcia władzy w kraju.

 

Wcześniej wicepremier Ziad Bahaa ed-Din przedstawił kompromisowy wniosek, zakładający zniesienie wprowadzonego w środę stanu wyjątkowego, włączenie wszystkich partii do procesu politycznego i gwarancje przestrzegania praw człowieka, w tym prawa do zgromadzeń. Propozycje te poparł gen. Sisi, który zaapelował do zwolenników obalonego prezydenta o pokojowe uczestnictwo w procesach politycznych, których celem jest wprowadzenie zmian w konstytucji Egiptu oraz przeprowadzenie w przyszłym roku nowych wyborów parlamentarnych i prezydenckich. Propozycje te pozostały bez odpowiedzi ze strony islamistów.

 

Chrześcijanie na celowniku

 

Kryzys polityczny z jakim mamy do czynienia w Egipcie ma wyraźne znamiona konfliktu na tle religijnym. Świadczy o tym nie tylko brak najmniejszych skłonności islamistów do kompromisu, ale przede wszystkim sekciarska przemoc, której ofiarą padają egipscy chrześcijanie. Chociaż od obalenia w 2011 r. prezydenta Hosni Mubaraka ataki na egipskich Koptów stały się codziennością, to jednak po obaleniu islamistycznego prezydenta Mohammada Mursiego mamy do czynienia z prześladowaniami na niespotykaną wcześniej skalę. Szacuje się, że od 3 lipca islamiści zaatakowali około 50 obiektów należących do chrześcijan.

 

W niektórych miejscowościach ataki na chrześcijan mają zorganizowany i masowy charakter. W mieście Assiut, które jest stolicą koptyjskiego kultu, podpalono trzy kościoły, w oazie Fajum na północy kraju zdewastowano sześć świątyń, zaś pięć w Suezie. Najwięcej, bo aż 12 chrześcijańskich kościołów zaatakowano w mieście Al-Minja w środkowym Egipcie.

Pretekstem do ataków na chrześcijan jest poparcie jakiego ta wspólnota ze zrozumiałych względów udzieliła akcji egipskiej armii, w wyniku której obalony został prezydent Mursi. Chrześcijanie są narażeni na ogromne niebezpieczeństwo nie tylko w świątyniach, ale także na ulicach, w domach i miejscach pracy. Znana głównie z promocji zabijania dzieci poczętych i zboczeń seksualnych organizacja obrony praw człowieka, Amnesty International ustaliła, że w ostatnich miesiącach odnotowano sześć morderstw jakich islamiści dopuścili się na chrześcijanach. Trudna jest do policzenia liczba ataków wymierzonych w sklepy, przedsiębiorstwa i domy egipskich chrześcijan. Na znalezionej w jednym z meczetów liście osób przeznaczonych przez islamskich radykałów do zabicia znalazł się zwierzchnik egipskich Koptów – Tawadros.

 

Bezradny świat

 

Całkowicie zdezorientowana i bezradna wydaje się być w kwestii Egiptu tzw. społeczność międzynarodowa. Unia Europejska ostrzegła w niedzielę, że jest gotowa w najbliższych dniach zrewidować swe stosunki z Egiptem, jeśli nie ustaną tam akty przemocy. Przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy i szef Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso zaapelowali do wszystkich stron konfliktu o powściągliwość i podjęcie kroków, aby zapobiec eskalacji przemocy. We wspólnym komunikacie obaj przywódcy wezwali także władze Egiptu do powrotu do dialogu oraz procesu demokratycznego. Stanowisko UE jest typowe dla innych państw zachodnich, które wydają się nie rozumieć co dzieje się w Egipcie.

 

Apelowanie do „wszystkich stron konfliktu” o „powściągliwość” jest przejawem skrajnej naiwności w sytuacji, gdy Bractwo Muzułmańskie nie zamierza iść na żadne kompromisy i konsekwentnie dąży do rozwiązania siłowego. Co więcej, mówienie o „rewidowaniu stosunków z Egiptem” jest w tej sytuacji rodzajem bezcennego politycznego wsparcia dla islamskich radykałów i jednocześnie podcinaniem skrzydeł tymczasowemu rządowi, który desperacko próbuje zaprowadzić w kraju elementarny porządek. Trudno ocenić czy jest to działanie celowe czy służąca eskalacji przemocy zbrodnicza głupota?

 

Otrzeźwieniem w tej kwestii powinna być rozmowa jaką 17 lipca przeprowadziła szefowa unijnej dyplomacji, Catherine Ashton z jednym z liderów Bractwa Muzułmańskiego, Amr Darragiem. Gdy zapytała go, czy nie jest rozczarowany tym, że Unia Europejska nie wspiera jego ugrupowania, jej rozmówca odpowiedział bez wahania: „Nie oczekujemy wsparcia od nikogo. Liczymy tylko na siebie”. Te dwa krótkie zdania mówią w zasadzie wszystko o naturze konfliktu w Egipcie.

 

Rok rządów Bractwa Muzułmańskiego w Egipcie udowodnił, że demokracja jest dla islamistów narzędziem pomocnym w narzuceniu swojej władzy całemu społeczeństwu. Szczególnie boleśnie doświadczyli tego egipscy chrześcijanie, musząc zmagać się licznymi aktami przemocy nie tylko na ulicach i w kościołach ale także w sądach. Mursi konsekwentnie odmawiał podjęcia współpracy z opozycją. Absolutyzując legitymizm swojej władzy, wydawał się mówić – wygraliśmy demokratyczne wybory, więc wszystko nam wolno, włącznie z narzucaniem wszystkim szariatu i prześladowaniem koptów.

 

Zbrodnicza dezinformacja

 

Stawianie na równi wszystkich stron konfliktu i nawoływanie do powstrzymywania się od przemocy jest przejawem kompletnego braku realizmu wśród zniewolonych dogmatami politycznej poprawności zachodnich polityków. Nie chcą oni zrozumieć, że tego konfliktu nie da się rozwiązać bez użycia siły, zaś obciążanie przez zachodnie media i ośrodki polityczne wyłącznie egipskiej armii za ostatni rozlew krwi na ulicach egipskich miast, nosi znamiona niebezpiecznej dezinformacji, służącej wyłącznie dalszej eskalacji konfliktu.

 

Trzeba otwarcie powiedzieć, że od obalenia łamiącego prawo i konstytucję prezydenta Mohammeda Mursiego postawa egipskiej armii cechowała się niezwykłą powściągliwością przed użyciem siły. Żołnierze z ogromną roztropnością i poświęceniem przez wiele tygodni rozdzielali manifestujących zwolenników i przeciwników obalonego prezydenta. W prawdzie nie udało się w tym czasie zapobiec rozlewowi krwi, ale przy ogromnej skali protestów i niezwykle wysokim poziomie społecznego napięcia, ofiar i tak było stosunkowo nie wiele.

 

Oczywiście niezwykle wysoka liczba ofiar wskutek wydarzeń z ostatnich dni może i powinna szokować. Należy jednak pamiętać, że nie jest ona wynikiem szczególnej agresji i okrucieństwa ze strony wojska, ale przede wszystkim funkcją skali oporu i agresywności zwolenników Mursiego. Świadczy o tym chociażby niezwykle wysoka liczba poległych policjantów. Ponadto ignorowany jest fakt, że działania armii cieszą się dużym poparciem społecznym. W Kairze w zaprowadzaniu porządku wspierają żołnierzy uzbrojone cywilne grupy „samoobrony”.

 

Koptowie domagają się prawdy

 

Prezentowana przez zachodnich polityków postawa traktująca na równi obie strony konfliktu oraz obciążanie przez nich i przez zachodnie media wyłącznie wojska winą za wysoką liczbę ofiar ostatnich wydarzeń jedynie rozzuchwala islamskich radykałów, potęgując ich opór i wzmagając agresję. Można być pewnym, że konsekwencją tego będzie dalszy wzrost liczby ofiar konfliktu. Opierając się więc w swojej ocenie sytuacji w Egipcie na fałszywych przesłankach zachodni politycy osiągną efekt dokładnie odwrotny od pożądanego.

 

Rozumie to szczególnie zagrożona eskalacją konfliktu licząca 11 mln wiernych wspólnota egipskich chrześcijan. Pacyfistyczne apele zachodnich polityków odbierają oni jako godne potępienia i szkodliwe „zagraniczne ingerencje w wewnętrzne sprawy Egiptu”. Koptowie zdecydowanie zaprotestowali też przeciw fałszywym doniesieniom mediów zachodnich i wezwali je do „obiektywnego spojrzenia na obecną sytuację i odstąpienie od sankcjonowania krwawych organizacji terrorystycznych, usiłujących siać zniszczenie”. Wyrazili przy tym zdecydowane poparcie dla podejmowanych przez armię i rząd działań, których celem jest „wyegzekwowanie prawa wobec odwołujących się do przemocy i ślepego terroru brutalnych organizacji zbrojnych, zarówno krajowych jak i zagranicznych”.

 

Komunikat Kościoła koptyjskiego zwraca uwagę na jeden, niedostrzegany do tej pory lecz bardzo istotny, aspekt – obecność w Egipcie „zagranicznych organizacji zbrojnych”. Mamy więc w do czynienia z próbą wywołania krwawego sekciarskiego konfliktu mającego analogię w obecnych wydarzeniach w Syrii. Potwierdzeniem tego wydaje się być także egzekucja 25 policjantów jakiej na Synaju dokonali w poniedziałek bojówkarze podejrzani o przynależność do radykalnego ruchu islamistycznego.

 

 

 

Krzysztof Warecki

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie