21 kwietnia 2013

Korea Północna: demagogia podpierana

(Kwiecień 2013 r., ćwiczenia wojsk południowokoreańskich. Fot. Reuters/Forum)

Niegdyś von Clausewitz stwierdził, że „wojna jest jedynie kontynuacją polityki innymi środkami”. Sparafrazował go premier Chińskiej Republiki Ludowej Zhou Enlai w słowach „wszelka dyplomacja jest kontynuacją wojny innymi środkami”. W tym samym duchu – choć może nie tak subtelnie – wypowiada się niełaskawie panujący w Korei Północnej Kim Dzong Un. Jednak oba te stwierdzenia musimy odłożyć na bok, kiedy idzie o Koreę. Państwo to nie pokusi się o wojnę w klasycznym rozumieniu. Nie pokusi się o nią nawet w rozumieniu agresywnej dyplomacji. Miast tego, straszy nas z pomocą uwiarygodniających ją światowych potęg. Czy to coś nowego w polityce? Bynajmniej!

 

Od wielu dni bombardowani jesteśmy doniesieniami o kolejnych ruchach Korei Północnej w kierunku ataku wymierzonego najprawdopodobniej w południowego sąsiada. Narasta atmosfera strachu przed wojną, szczególnie zaś użyciem broni atomowej. W stan gotowości stawiane są systemy obronne. Ale jeden z nich gotowy będzie dopiero w lipcu. I pewnie tutaj jest pies pogrzebany. Wygląda na to, że Korea boi się spodziewanej wkrótce utraty pozycji międzynarodowej, a nie wewnętrznego prestiżu nowego przywódcy, jak nas zapewniają pożałowania godne medialne komentarze. Czy zatem Korea zaryzykowałaby wojnę dla tej pozycji? Niemożliwe. Po takiej wojnie zamiast brylować wśród wielkich tego świata musiałaby najpierw odkopać się z głębokiego na wiele kilometrów krateru. Czy nie wie tego „przerażona” społeczność międzynarodowa? Ależ oczywiście, że wie. Jednak czasami polityka bywa dość skomplikowana.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Przypomnijmy sobie, co się działo w trakcie zimnej wojny między USA a ZSRS. Związek Sowiecki ciągle straszył a Stany Zjednoczone ciągle się bały. Najlepszym tego przejawem jest zimnowojenne kino. Amerykanie co rusz dowiadywali się o tragicznej w skutkach wojnie atomowej i przy okazji informowani byli, że w razie czego sami sobie będą winni. Twórcy „Dr. Strangelove” sugerowali wręcz, że w Amerykanach drzemie nazizm i w razie wojny atomowej nowy ład budować będą ludzie pokroju Hitlera, a ich ofiarą padnie kolejny raz ZSRS. Aż się łezka w oku kręci. Oczywiście, daleki jestem od twierdzenia, że wszyscy obywatele USA w to wierzyli. Raczej w to nie wierzył gen. MacArthur, który był zwolennikiem użycia broni atomowej przeciw Chinom zaraz na początku zimnej wojny. Jednak został zdymisjonowany, co uradowało świat komunistyczny. O końcu zimnej wojny aż wstyd pisać. Wystarczyło kopnąć w drzwi, a dom by się rozleciał, jak mówi pewne powiedzenie. Jednak do dziś nie możemy się doczekać Norymbergi komunizmu.

 

Weźmy też pod uwagę niedawne stosunki USA-Polska-Rosja. Wiemy, że dostaliśmy propozycję umieszczenia w Polsce amerykańskiej tarczy antyrakietowej, wiemy, że to rozzłościło Rosję i wiemy, że w obwodzie kaliningradzkim rozmieszczone zostały  rakiety, które – jak gdzieś zdarzyło mi się wyczytać – mają zasięg jedynie do polskiej granicy. Oczywiście włącznie z całym naszym terytorium. Czyżby zatem amerykańskie rakiety naprawdę nie miały nas chronić przed rakietami terrorystów? Może, jak podpowiada zdrowy rozsądek, od dawna wiadomo było, że Rosja umieści rakiety w Kaliningradzie i stąd się wzięła amerykańska propozycja? Tylko po co nam takie rzeczy wiedzieć, prawda? Powinniśmy czuć się winni obrażenia Rosji i tyle.

 

Jakby tego było mało, wygląda na to, że ostatnia reforma paktu północnoatlantyckiego była tylko oficjalnym „przyklepaniem” tego, czyja polityka międzynarodowa będzie w Polsce dominować jako obowiązująca „polityka wewnętrzna”, realizowana z zapałem przez zrzuconych na spadochronie ochotników. Tarcza zaś, a właściwie jej brak nie jest zaś przejawem stosunków między Polską a USA, ani nawet Polską a Rosją, ale Rosją a USA. My tylko mamy się nie wychylać, bo silniejsi od nas wiedzą lepiej. Niedawno pewien odważny człowiek zagrał z nimi vabank, ale zanim zorientował się, że nie jest graczem lecz kartą, spadł samolot wiozący nie tylko jego, ale i m.in. – dowódców wszystkich rodzajów polskiego wojska. Notabene wcześniej spadła nowoczesna casa z wysokimi oficerami lotnictwa na pokładzie. Tak to już jest na tym świecie, że co lata, musi spaść.

 

Żal mi mieszkańców Korei Południowej, którzy tak samo jak my biorą udział w politycznej szopce na szczeblu międzynarodowym. Pewnie zadają sobie to samo pytanie: czemu Ameryka zwyczajnie nie kopnie w przysłowiowe drzwi, skoro napięcie sięga zenitu? Dlaczego od tylu lat nie można spacyfikować kraju, w którym bieda aż trzeszczy? Zostawiając pełną odpowiedź na inną okazję, pokuśmy się chociaż o nowego bon mota: „brak wojny jest jedynie kontynuacją politycznego porozumienia”.

 

Artur Klęczar

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie