22 stycznia 2021

Reglamentowana wrażliwość

(Fotograf: ASW/Archiwum: ArtService/FORUM)

Zdjęcia abortowanych dzieci nie wzbudzając w nas tyle wściekłości co zamknięte w klatkach, zaniedbane zwierzątka. Usprawiedliwiamy zamykanie społeczeństw troską o każde życie, zapominając, że lockdowny również przyczyniają się do śmierci (być może nawet częściej niż sam COVID). Tkwiące w nas pokłady empatii kierujemy tam, gdzie wygodnie, jednocześnie uważając, że daje nam to prawo do oceny moralności innych.

 

Już dobre kilka lat temu pewna koleżanka starała się wytłumaczyć mi względy etyczne, dla których zdecydowała się zostać wegetarianką. Chodziło o nieprzykładanie ręki do zabijania zwierząt i niestwarzanie popytu na te produkty, co w dalszej perspektywie miało prowadzić do ograniczania łącznej sumy cierpienia. Zapytałem więc, czy nosząc chińskie ubrania ma świadomość, że wyprodukowała je najprawdopodobniej para dziecięcych rączek za kolokwialną „miskę ryżu”. Odpowiedziała zdumiewająco szczerze: „nie wchodziłam w te tematy, więc nie jestem w stanie się wypowiedzieć”. I tyle. Zero problemu. Z dzisiejszej perspektywy wcale się jej nie dziwię. Jej wrażliwość pobudzały zdjęcia zwierząt trzymanych w klatkach i zabijanych w rzeźniach. Nie zagłębiała się w kwestie zbierającej na całym świecie krwawe żniwo aborcji czy wykorzystywania niewolniczej pracy obywateli krajów trzeciego świata. Na ile był to świadomy proces? Nie wiem. Ale wtedy po raz pierwszy doświadczyłem zjawiska, które nazwałem „reglamentowaną wrażliwością”.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Dzisiaj, w epoce internetu i mediów społecznościowych, poziom warunkowania naszej empatii wzrósł niepomiernie. Coraz mądrzejsze algorytmy tworzą nasz cyfrowy profil za pomocą stymulacji treściami, na które najchętniej odpowiadamy. Jeżeli w sieci przeglądamy głównie zdjęcia kotków i piesków, to algorytm zaproponuje nam coraz więcej obrazków ze słodkimi zwierzątkami. Taki sam mechanizm działa w odniesieniu do wszystkich treści; także politycznych i społecznych.

 

Tym samym jesteśmy zamykani w bańkach informacyjnych, coraz bardziej skupiając pokłady naszej empatii na wybranych przez nas problemach. Nic dziwnego, że często obrońcy praw zwierząt nie mają bladego pojęcia o etycznych problemach aborcji czy in vitro, a sympatyk rządzącej partii nie znajdzie wspólnego języka ze zwolennikiem „totalnej opozycji”. Oczadzeni medialnymi obrazkami płonącej Australii lub Amazonii, domagamy się rezygnacji z węgla, nie patrząc na finansowe i polityczne konsekwencje transformacji globalnej gospodarki.

 

Niektórzy zrobią wszystko by usprawiedliwić politykę zamykania społeczeństw, będąc przekonanymi, że dzięki temu „ratujemy każde życie”. Zapominają, że paraliż przestawionej na pandemiczne tory służby zdrowia również powoduje śmierć. W przestrzeni publicznej jesteśmy bombardowani treściami przekonującymi, że homoseksualny styl życia niczym nie różni się od trwania w tradycyjnym związku, a często ukazany jest jako dużo „szczęśliwsze” doświadczenie. Już samo słowo „gay” (ang. wesołek, radosny) próbuje wytworzyć pozytywny stosunek do mniejszości seksualnych. Wśród rozpływania się nad „odwagą w wyrażaniu indywidualności”, „przyznaniem prawdy o sobie” czy „bezwarunkowym prawem do miłości” tych osób, brakuje szczerości i rzeczywistej troski. Prawdziwa empatia nie pozwala bowiem przejść obojętnie wobec nieubłaganych statystyk, wskazujących nieproporcjonalnie wyższy niż w innych grupach społecznych odsetek samobójstw, dużo częstszą wymianę partnerów czy wzrost liczby ryzykownych praktyk seksualnych.

 

Od stanięcia w prawdzie dużo łatwiejsze jest podążanie za usprawiedliwiającym niemal wszystko głosem większości. Wybieramy wygodne dla nas tematy, zawsze zasłaniając się tym samym zestawem argumentów; indywidualnym doświadczeniem, moralną wyższością lub subiektywnie wyrażanym współczuciem. Często używając przy tym szantażu emocjonalnego („chcesz żeby ludzie się zarażali!”, „pogadamy jak znajdziesz się w takiej sytuacji!”, „nie znasz, nie oceniaj”). Nie sposób nie zauważyć stopniowego procesu coraz większej emocjonalizacji całego społeczeństwa. Zaślepieni postrzeganiem świata głównie za pomocą zastrzyków dopaminy, pozytywne doświadczenia postawiliśmy jako moralny kompas naszych działań. „Feel good factor” staje się nie tylko wiodącym mottem całego pokolenia, ale staje się częścią międzynarodowego prawodawstwa. Współczesny człowiek spokojnie może określać się hasłem sentio ergo sum – czuję więc jestem, ale zaznaczając, że chodzi wyłącznie o pozytywne odczucia. Wszystko inne jawi się jako niepotrzebne zło, którego najlepiej unikać.

 

Reglamentowana wrażliwość niestety zaczyna przenikać też w struktury Kościoła. Jeden ze znanych mi kapłanów, w atmosferze encykliki Amoris Laetitia, tłumaczył dyskusję nad możliwością udzielania Komunii Świętej rozwodnikom żyjącym w ponownych związkach za pomocą czysto emocjonalnych argumentów. „Mąż niszczył kobietę w małżeństwie, a ta po latach separacji w końcu poznała kogoś, przy kim odżyła” – tłumaczył niektóre postawy. Praktykę udzielania Komunii Św. takim osobom, po procesie „towarzyszenia” i „rozeznania” już dopuszczają pojedyncze diecezje w Niemczech, a także niektóre kraje Ameryki Łacińskiej. W Polsce jeszcze tego nie widzimy, ale reglamentowana wrażliwość już doprowadza do faktycznego podziału wewnątrz Kościoła.

 

Emocje nie są jednak niczym ze swojej natury „złym”. Często są dużo „inteligentniejsze” od samego rozumu; sygnalizują nam stan w jakim się znajdujemy zanim dojdziemy do tego na drodze dedukcji. Ks. Marek Dziewiecki porównuje je do rozgłośni radiowej przekazującej nam informacje o nas samych. Możemy postąpić na dwa sposoby; albo wyłączyć radio (co nie zawsze dobrze skutkuje), albo wykorzystać dostępne informacje. Dopóki nie prowadzą do określonych czynów, nie możemy nadać im ciężaru gatunkowego. Obok myślenia są nieodzownym składnikiem ludzkiej psychiki, a sam Katechizm Kościoła Katolickiego wskazuje pojęcie uczucia jako „przynależne do dziedzictwa chrześcijańskiego”. Kluczową kwestią jest umiejętność panowania nad nimi. Jak podkreśla wspomniany już ks. Dziewiecki, do jej osiągnięcia „potrzebna jest mediacja rozumu”. „Doskonałość dobra moralnego lub ludzkiego wymaga, by rozum kierował uczuciami” (KKK 1767). Zajęcie dojrzałej postawy wobec własnej emocjonalności nie jest czymś spontanicznym ani łatwym. Wymaga czujności, pokory i wewnętrznej dyscypliny, gdyż „emocje i doznania mogą być przekształcone w cnoty lub zniekształcone w wady” (KKK 1774).

 

Ciężko więc oczekiwać, by oderwane od tych prawd społeczeństwa przerodziły swoje, odczuwane coraz intensywniej, emocje w cnoty. Bardziej prawdopodobne, że dalsza gra na ludzkiej wrażliwości prowadzić będzie nie tylko do zaciemniania prawdy o nas samych, ale coraz większego utwierdzania w wadach i błędach. Nie mówiąc już o celowym kształtowaniu pewnych postaw. Doskonale zdajemy sobie sprawę o możliwości sterowania nastrojami społecznymi dla celów politycznych. Podłączenie niemal całej populacji do sieci powoduje jeszcze większą skuteczność takich strategii. W tym kontekście po raz kolejny dowiadujemy się, jak niezbędna dla prawidłowego funkcjonowania nie tylko pojedynczego człowieka, ale całych społeczeństw, jest wiara. Ci, którzy przeciwstawiają ją rozumowi są albo nieświadomi, albo robią to celowo.

 

Piotr Relich

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(15)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie