31 lipca 2012

Obyś był zimny albo gorący

(Lukasz Gagulski / FORUM )

Szymon Hołownia odszedł z Newsweeka. Naczelny katolik pop-lewicy nareszcie – choć zdecydowanie za późno – powiedział „dosyć” wulgarnej antykatolickiej propagandzie, od miesięcy uprawianej w tygodniku Tomasza Lisa. I zgodnie z oczekiwaniami dostał od wiernego ucznia Urbana i Michnika srogą reprymendę. Zasłużył na nią, ale z drugiej strony.


Tomasz Lis na swoim blogu udaje, że nie wie o co chodzi ludziom, nazywającym prowadzone przez niego pismo „gadzinówką”, „szmatławcem” i „organem radykalnej lewicy”. Nie ma sensu z nim polemizować, jest bowiem człowiekiem inteligentniejszym, niż wynikałoby z jego tekstu i doskonale wie jak manipulować publiką lemingów, których duchowym ojcem chciałby zostać.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Ważniejsze, że Lis – po tym, jak jego pismo opuścił ostatni przyznający się do wiary publicysta – postanowił w końcu powiedzieć, co rzeczywiście o Szymonie Hołowni myślał. Oczywiście nie podał nazwiska ofiary swej niechęci, ale zarówno Hołownia jak i inni komentatorzy nie mają złudzeń, że to o gwieździe TVN pisze naczelny „Newsweeka” jako o „kuriozalnym dwulicowcu, takim co poglądy ma wypośrodkowane, co pozwala mu pozować na arbitra elegantiarum. W czasach ostrych podziałów i ostrej walki, bycie pomiędzy i pośrodku częściej niż znakiem racjonalizmu jest znakiem asekuranctwa i oportunizmu”. Lis kontynuuje pisząc: „nie zgłoszę też akcesu to klubu świętoszków i hipokrytów, gotowych zamknąć oczy i uznawać, że jak czegoś nie widzą, to prawdą to nie jest. Tzw. znawcy Kościoła, specjalizujący się od kasowania z dwóch stron, od zakrystii, jako wzorowi katolicy, i z komercji, jako otwarci na liberalny świat i gotowi głosić w nim chwałę Pana”.

 

Najśmieszniejsze w zacytowanym fragmencie tekstu Lisa jest to, że akurat ów fragment mógłby bez większych cięć znaleźć się w publikacjach konserwatywnych środowisk katolickich i również skierowany być do Szymona Hołowni. Nie ulega bowiem wątpliwości, że zbyt często staje on pośrodku sporu, uważając, że Kościół jest jednym z głosów w społeczeństwie a nie głosem, który mówi po prostu prawdę. Nie mam również złudzeń, że znacznie częściej niż o np. obronie życia, Hołownia wypowiada się o konieczności ochrony zwierząt. To wielkie błędy człowieka, który jako inteligentny, młody, obyty katolik, mógłby swoim przykładem oświecać drogę niezdecydowanej młodzieży. Wolał jednak zawsze „wypośrodkowywać”, szukać „subtelności” tam, gdzie wymaga się od nas by być zimnym albo gorącym.

Taka wizja katolickiego dziennikarstwa nie może podobać się żadnej ze stron sporu. Ale tylko jedna z nich uważała Szymona Hołownię za narzędzie. Narzędzie uwiarygodniające walkę z wiarą. Tą stronę właśnie symbolizuje Tomasz Lis, który ujawnił swoje prawdziwe oblicze wcale nie okładkami niemal bolszewickiego pisma, ale tym właśnie wpisem, brutalnie żegnającym się z jedną z bardziej znanych twarzy swego periodyku.

 

Druga strona sporu to nieszukający zgniłych kompromisów z jeszcze bardziej zgniłym światem konserwatywni katolicy. Nie potraktują Hołowni tak jak Lis. Pomodlą się za niego do Ducha Świętego, o oświecenie serca i umysłu publicysty, by przestał szukać subtelności, ale klarownie, zdecydowanie opowiadał się po stronie prawdy. To wówczas Szymon Hołownia przyda się naszej wspólnej wielkiej sprawie. A nauczka, jaką publicysta dostał od Tomasza Lisa, powinna przybliżyć go do tego poglądu. Polska – wzorem innych krajów Zachodu – stale się polaryzuje. Niedługo nie będzie już „środka”, pozostaje tylko miejsce po prawej stronie. Po lewej wszak Hołownia sam siebie nie widzi. Lewica jego też już u siebie nie chce. 



Krystian Kratiuk

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie