25 marca 2020

Ręczne sterowanie pogorszy sytuację. W którą stronę rząd pchnie gospodarkę?

(Fotograf: Andrzej Hulimka, Archiwum: Forum)

Jeśli ograniczenia związane z koronawirusem będą obowiązywać dłużej, czeka nas gospodarcza katastrofa. Państwu zabraknie pieniędzy, bo to likwidujący właśnie swoje biznesy przedsiębiorcy utrzymują całą jego strukturę. ZUS i fiskus nie dostaną należności, jakich nadal domagają się nawet od firm, którym obroty spadły aż o 90 procent.

 

Ludzie rezygnują z wycieczek i biura podróży wstrzymują działalność. Decyzje administracyjne uziemiły samoloty, stawiając w bardzo trudnej sytuacji linie lotnicze. W Katowicach hotel od dwóch tygodni nie ma klientów, a klub podróżników Namaste został zamknięty z prośbą o wsparcie finansowe, by przetrwać ten trudny okres. Restauracja przy granicy z Niemcami od kilku dni ma po kilkunastu klientów dziennie, mniej niż wcześniej w ciągu godziny! Targowiska, fryzjerzy, dentyści i inne praktyki lekarskie – wszystko zamknięte. Także w galeriach handlowych większość sklepów zatrzasnęła podwoje, zgodnie z decyzją urzędniczą, na skutek rozprzestrzeniania się koronawirusa. Grozi im bankructwo. Zakładom produkcyjnym brakuje dostaw komponentów z innych krajów, np. z Włoch. Inne, jak spółka Forte, wstrzymują taśmy. Zawieszone firmy zwalniają ludzi, by nie płacić im pensji i składek na ZUS. Według szacunków Krajowej Izby Gospodarczej, pracę może stracić ponad milion osób.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Mniej zabierać!

W związku z tą sytuacją rząd zapowiedział program Tarczy Antykryzysowej o wartości 212 miliardów złotych. Jednak jest on krytykowany przez potencjalnie najbardziej nim zainteresowanych. Zdaniem Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, instrumentem całkowicie nieprzystającym do skali potrzeb są zaproponowane mikropożyczki w wysokości do 5 tysięcy złotych. Jak czytamy w oświadczeniu organizacji, „w naszym przekonaniu konieczne jest uruchomienie specjalnej linii tanich, łatwo i szybko dostępnych pożyczek dla najmniejszych firm. Pożyczki takie powinny wynosić maksymalnie 15 proc. przychodu firmy za ostatni rok, lecz nie więcej niż 300 tys. PLN. Dopiero taki instrument pozwoli wielu przedsiębiorcom na kontynuowanie działalności w warunkach skrajnie ograniczonego (bądź zerowego – w przypadku przedsiębiorstw zamkniętych z uwagi na szczególne przepisy wprowadzone w ostatnim czasie) popytu”.

 

Niewypałem była także propozycja odroczenia płatności składek ZUS. Jak uważa ZPP, „proponowane przez rząd rozwiązanie doprowadzi (nawet uwzględniwszy wariant rozłożenia płatności na raty) do zwiększenia poziomu obciążeń po upływie najbliższych miesięcy. Może się okazać, że będzie to miało krytyczny i negatywny wpływ na tempo powrotu polskiej gospodarki do stanu wyjściowego”. Dr Sławomir Mentzen z Konfederacji ocenił nawet, że propozycja odroczenia ZUS jest „betonowym kołem ratunkowym dla przedsiębiorców”. Dlatego słuszny jest postulat prezydenta Andrzeja Dudy, by z opłacania składek na ZUS przez trzy miesiące zostali zwolnieni wszyscy samozatrudnieni i mikroprzedsiębiorcy, jeśli ich przychody spadną o więcej niż połowę w stosunku do lutego br. Później Bartosz Marczuk, podsekretarz stanu w ministerstwie rodziny, ogłosił na Twitterze, że samozatrudnieni otrzymają świadczenie w wysokości 2 tysięcy złotych, a mikrofirmy nie zapłacą ZUS nawet bez spadku obrotów.

 

Pomoc państwa powinna polegać właśnie przede wszystkim na tym, by mniej zabierało. Na takie kroki zdecydowały się np. władze Węgier czy Stanów Zjednoczonych. Kandydat Konfederacji na urząd prezydenta RP Krzysztof Bosak słusznie postuluje wprowadzenie dla wszystkich firm dobrowolnych składek ZUS oraz odroczenie lub zwolnienie ich z podatków na czas epidemii, kiedy nie działają. Podobnie Konfederacja Lewiatan oczekuje „ulg, np. czasowej abolicji w zakresie podatków i składek ZUS, tak żeby pracodawcy mogli zachować płynność finansową”. W Internecie pojawiła się nawet petycja, by dla mikroprzedsiębiorców całkowicie znieść składki ZUS na czas pandemii koronawirusa. Apel podpisało ponad 176 tysięcy osób.

 

Rację ma także Piotr Zygarski, hotelarz z Zakopanego, który uważa, że samorządy powinny zwolnić przedsiębiorców z podatków od nieruchomości i czynszów z lokali samorządowych. Muszą je płacić firmy, nawet jeśli nie działają. I takie decyzje niektóre, bardziej świadome samorządy już podjęły. Władze Krakowa na wniosek przedsiębiorców będą odraczały płatności podatku od nieruchomości i od środków transportu, a ponadto wynajmujący lokale gminne przedsiębiorcy, którzy musieli zawiesić swoją działalność, będą zwolnieni z czynszów za ten okres. Z kolei władze Wodzisławia Śląskiego zdecydowały o anulowaniu podatku od nieruchomości od firm, uldze w czynszu za najem lokalu gminnego, umorzeniu, odroczeniu lub anulowaniu odsetek za opóźnienia w podatkach, niepobieraniu opłaty śmieciowej oraz likwidacji opłaty parkingowej. Ta ostatnia sprawa jest bardzo istotna z punktu widzenia zniechęcania do transportu publicznego, gdzie ryzyko zarażenia jest o wiele większe.

 

Liberalizacja czy zamordyzm?

Widać, że rządem targają sprzeczne pobudki. Z jednej strony Rada Ministrów ogłasza ruchy liberalizacyjne, a z drugiej – nasilenie ingerencji państwa. Cenną propozycją jest „umożliwienie pracodawcom bardziej elastycznych zasad ustalania pracownikom czasu pracy i modyfikacji warunków zatrudnienia w celu zachowania miejsc pracy (ograniczenie nieprzerwanego odpoczynku dobowego i tygodniowego, wprowadzenie systemu równoważnego czasu pracy bez konieczności spełnienia przesłanek z Kodeksu pracy)”. To powinno być stałe rozwiązanie. Dobrą decyzją jest także wstrzymanie się przez rząd z nakładaniem nowych obowiązków i płatności na przedsiębiorców, jak np. odroczenie wprowadzenia podatku od sprzedaży detalicznej do 1 stycznia 2021 roku, ograniczenie lub przesunięcie terminów spełniania niektórych obowiązków administracyjnych i sprawozdawczych, jak przesunięcie o trzy miesiące terminu zgłoszenia informacji do Centralnego Rejestru Beneficjentów Rzeczywistych, który przewiduje nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu praniu brudnych pieniędzy; dalej: zawieszenie obowiązku wykonywania okresowych badań lekarskich pracowników czy przesunięcie z 1 kwietnia na 1 lipca obowiązku składania nowego pliku JPK VAT. Ale dr Mentzen uważa, że jest to niewystarczające i postuluje, by anulować szkodliwe regulacje, takie jak RODO, BDO, JPK czy obowiązki związane z BHP. Z kolei Konfederacja Lewiatan chciałaby dodatkowo zawieszenia wszczętych i zaniechania nowych kontroli firm.

 

Niestety, z drugiej strony pojawiają się pomysły głęboko ingerujące przez państwo w stosunki gospodarcze. Najpierw premier Mateusz Morawiecki zapowiedział przygotowanie ustawy „antylichwiarskiej”, a potem minister zdrowia prof. Łukasz Szumowski ogłosił chęć wprowadzenia odgórnego regulowania cen na niektóre produkty, głównie spożywcze i środki czystości. Co więcej, w celu przeciwdziałania spekulacji wprowadzono zakaz sprzedaży maseczek ochronnych i środków dezynfekcyjnych na platformach aukcyjnych. Także Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów zaproponował, by ministrowie ustalali maksymalne ceny lub marże hurtowe i detaliczne w sprzedaży „towarów lub usług mających istotne znaczenie dla ochrony zdrowia lub bezpieczeństwa ludzi”. To bardzo niebezpieczna tendencja, której skutki będą przeciwne do zamierzonych, bo przestaną działać rynkowe mechanizmy podaży i popytu. Jak wyjaśnia Portal Edukacji Ekonomicznej NBP, „legislacja dopuszczająca ustanawianie cen maksymalnych jest jednak przeciwskuteczna. Powoduje bowiem, że (…) mechanizmy uzupełniania braków nie zostają uruchomione. Nowych przedsiębiorców nie zachęca się nadzwyczajnym zyskiem do wejścia na rynek i do dostarczania towarów deficytowych. Co więcej, ceny istniejącego zapasu dóbr nie mogą zostać podwyższone. Powoduje to, że towar w sytuacji wolnorynkowej przeznaczony dla tych, którzy skłonni są wydać więcej, rozchodzi się wśród wszystkich – również wśród osób, które kupują na zapas, nie zaś by zaspokoić bieżące potrzeby”. Odpowiedzią ludzi będzie czarny rynek. Lekarz Szumowski może tego nie rozumieć, ale premier Morawiecki, jako bankowiec, powinien to wiedzieć.

 

Nie jest to też właściwy czas, by państwo ogłaszało Program Inwestycji Publicznych o wartości 30 miliardów złotych. Jak ocenia Przemysław Rapka w serwisie mises.pl, „efektem będzie tylko wzrost znaczenia państwa w gospodarce, zadłużenia i niższa dynamika wzrostu w przyszłości (…). Te planowane inwestycje publiczne to kosztowny krok w stronę centralnego planowania, które jest niezawodne tylko w jednej rzeczy — dewastacji gospodarki i życia ludzkiego”. ZPP obawia się także powrotu „do postulatów wyjątkowo rygorystycznej regulacji rynku pożyczkowego”.

 

Skąd te miliardy?

Pojawia się pytanie, skąd rząd weźmie te 212 miliardów złotych? To olbrzymia kwota, równa niemal połowie rocznego budżetu Polski i około 10 procent PKB naszego kraju. Część z tej sumy państwo będzie musiało pożyczyć, co oznacza duży deficyt budżetowy i rosnące zadłużenie publiczne. Co gorsza, NBP, wzorem EBC, ma też dodrukować potrzebne miliardy, co musi się odbić spadkiem wartości złotówki. „Bank centralny obniżając siłę nabywczą pieniądza, co sprowadza się de facto do obłożenia naszych pieniędzy haraczem, nie tylko robi nam krzywdę, dodatkowo kreuje pieniądze z powietrza, czyli podnosi inflację. Powoływanie się na inne banki centralne jest jakąś żałosną ironią. Gołym okiem widać skutki procederu dodruku pieniądza przez FED w USA. Wczoraj giełda miała rekordowy spadek, a właściwie krach. W ciągu 3 ostatnich tygodni Wall Street straciła więcej niż zyskała w ciągu ostatnich trzech lat pompowania płynności (bańki spekulacyjnej) przy pomocy drukowania pieniędzy” – skomentował 17 marca na FB Jan M. Fijor, wydawca i publicysta.

 

Minister rozwoju Jadwiga Emilewicz mówiła nawet o helikopterze, którzy zrzuci „deszcz pieniędzy” w celu stymulacji gospodarki. Niestety, pieniądze bez pokrycia oznaczają jedno – rosnącą inflację uderzającą w tych, którym te pieniądze miały rzekomo pomóc, czyli w przedsiębiorców i zwykłych ludzi, tracących w ten sposób oszczędności. Zyska przede wszystkim państwo, bo to ono jako pierwsze będzie dysponowało tymi pieniędzmi – jeszcze zanim ruszy inflacja. Tylko w dwa tygodnie od 10 marca złotówka do dolara amerykańskiego straciła 12 procent, do franka szwajcarskiego – ponad 6, a do euro – równe 6 procent.

 

Bardzo źle ocenił Tarczę Antykryzysową kandydat Konfederacji na prezydenta, poseł Krzysztof Bosak. Program określił słowami „lichwa plus”. – Tak jak powiedział kiedyś prezydent Komorowski: „zmień pracę, weź kredyt”. W tej chwili premier Morawiecki mówi przedsiębiorcom: „zawieś działalność, weź kredyt”. Propozycje kredytu w czasach kryzysu nie są pomocą dla przedsiębiorców – uważa poseł Bosak.

 

Okazja do reform

W związku z koronawirusowym kryzysem czekają nas duże zmiany. Możemy się spodziewać upadku setek tysięcy firm, masowego bezrobocia, inflacji i utraty oszczędności. Nawet jeśli firmy czy ludzie mają coś odłożone, starczy to tylko na jakiś czas. Powstały niedawno Kongres Polskiego Biznesu, organizacja pracodawców i przedsiębiorców walcząca z regulacjami i podatkami nałożonymi na firmy, ostrzega, że stoimy u progu największej katastrofy gospodarczej po 1989 roku, a rząd nie dostrzega skali zagrożenia.

 

Z drugiej strony pojawiają się szanse na zbudowanie czegoś nowego, zarówno przez poszczególne osoby, jak i w skali całego państwa. Czasy niepewności i nagłych zmian to okazja dla szybkiego dorobienia się dla osób, które są w stanie zauważyć sposobności, jakie daje rynek i taka sytuacja. Przymus rezygnacji z przemieszczania się na rzecz pozostania w domu nie tylko zamiast pójścia do pracy, ale i w czasie wolnym oznacza, że rozwiną się systemy pracy zdalnej i rozrywki na odległość. Prywatny Teatr Żelazny w Katowicach już zlikwidował spektakle na rzecz przedstawień on-line. Czy dojdzie do nowej rewolucji informatycznej, w ramach której nie tylko nastąpi boom pracy zdalnej, telemedycyny, handlu internetowego, restauracji na dowóz, domowej edukacji, ale i umożliwienia zdalnego dokonywania znacznej części czynności urzędowych, a może i sądowych? W ramach Tarczy Antykryzysowej rząd zaproponował „poszerzenie grupy osób mogących wykonywać pracę zdalnie o funkcjonariuszy poszczególnych służb i organów niezatrudnionych na umowę o pracę”. Struktura jest bardzo niewydolna. Ale może to nastąpić po prostu ze strachu biurokratów i sędziów przed chorobą. URE już zwrócił się do firm z prośbą o przesyłanie do urzędu dokumentów drogą elektroniczną.

Jednak wiążą się z tym również niebezpieczeństwa. Cezary Kaźmierczak, prezes ZPP, zaapelował, by z fizycznej obecności w fabrykach rezygnowali tylko ci, którzy mogą pracować zdalnie, a pozostali nie, gdyż w przeciwnym razie szybko skończą się pieniądze – nie tylko biznesowi, ale i państwu. – Jeżeli zabraknie rąk do pracy w fabrykach, a takie sygnały zaczynają do nas coraz bardziej docierać, to nie będzie na nic. Wszystko się skończy – rokuje Kaźmierczak.

 

Reforma państwa może iść i w kierunku pożądanym, polegającym na odejściu od etatyzmu ku tak pilnie potrzebnej reformie ZUS i systemu podatkowego oraz liberalizacji i deregulacji gospodarki; jak i w stronę przeciwną – nasilenia się etatyzmu i fiskalizmu połączonego z wprowadzeniem głębokiej inwigilacji społeczeństwa przez służby państwowe, także poprzez eliminację z obiegu gotówki (choć wklepywanie numeru PIN też grozi zarażeniem). Ta pierwsza opcja dałaby silny impuls dla rozwoju przedsiębiorczości po kryzysie. Niestety, PiS w niewielkim stopniu odpuszcza zajęte wcześniej, etatystyczne pozycje.

 

Tomasz Cukiernik

 

 

 

Polecamy także nasz e-tygodnik.

Aby go pobrać wystarczy kliknąć TUTAJ.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie