9 listopada 2015

Razem – nowy odcień czerwieni

( fot. Krzysztof Zuczkowski / Forum)

Trwa przemalowywanie szyldów w obozie III RP. Rozpoczynająca się wkrótce kadencja parlamentarna to czas na okrzepnięcie dla Nowoczesnej i Razem czyli dawniej: Unii Wolności/Platformy Obywatelskiej oraz dla nowego wcielenia nominalnej lewicy. Grube miliony, które popłyną do tych ugrupowań w rezultacie wyników osiągniętych przez nie w ostatnich wyborach, wobec pewnej praktycznie przychylności „salonowych” mediów pozwolą im za cztery lata wykorzystać ewentualne niepowodzenie samodzielnych rządów PiS.


Wewnętrzna wojna w obozie PO przyspieszy zapewne destrukcję i rozpad ugrupowania odpowiedzialnego za osiem lat katastrofalnych dla Polski rządów. Determinacja Ewy Kopacz by podjąć rękawicę i stanąć jednak do boju o przywództwo w partii praktycznie przesądza wynik na rzecz Grzegorza Schetyny, który okazał się jednym z beneficjentów brzemiennej w skutki parlamentarnej batalii z 25 października. Gdyby do walki stanął chociażby jeden z wiernych stronników aktualnej wciąż premier, Tomasz Siemoniak, wynik rozgrywki pomiędzy poszczególnymi frakcjami byłby kwestią otwartą. Uratować partię mógłby też przedwczesny powrót z Brukseli Donalda Tuska, którego notowania na unijnej giełdzie zdążyły już spaść na łeb i szyję.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Bardzo prawdopodobne więc, że Platforma z czasem podzieli los SLD, który po aferze Rywina nigdy nie odzyskał dawnej pozycji i systematycznie staczał się po równi pochyłej, by w ostatnich wyborach pogrążyć się w całkowitej otchłani.

 

Taka perspektywa stoi zapewne u podstaw gwałtownego zaistnienia w szerokim obiegu Nowoczesnej.pl Ryszarda Petru, wielce prawdopodobnej przystani dla rozbitków z tonącego okrętu PO. Arogancja ugrupowania, które wraz z „obrotowym” PSL zawłaszczyło – z ogromną szkodą dla państwa – w ciągu ostatnich lat władzę na niemal wszystkich jego szczeblach, uruchomiła koniunkturę na „antysystemowość”, odmienianą dziś przez wszelkie możliwe przypadki.

 

Cios Zandberga

W przypadku Petru hasła o nowych twarzach i nieuwikłaniu w dotychczasowe rządy brzmią siłą rzeczy mniej wiarygodnie niż u świeżej twarzy establishmentu tutejszej lewicy. Wystarczyło, że reprezentant niszowej partii Razem w trakcie przedwyborczej debaty sprawnie wygłosił kilka popularnych haseł, by medialny mainstream okrzyknął go zwycięzcą starcia w telewizyjnym studiu i niemalże „ostatnią nadzieją czerwonych”. Było już w tym momencie niemalże jasne, że Leszek Miller – po prezydenckiej klapie – pomylił się drugi raz z rzędu kreując na postać pierwszego szeregu Zjednoczonej Lewicy Barbarę Nowacką. Niemal do końca ważyła się kwestia przepełznięcia przez ZLew powyżej ośmioprocentowego progu pisanego przez ordynację koalicjom. Ostateczny cios zadał Nowackiej i Millerowi właśnie Zandberg.

 

Zatem wiele wskazuje, że o przyszłości lewicy na najbliższe kilka lat zadecyduje grudniowy kongres SLD, który wybierze nowego przywódcę. Ustępujący Miller wraz ze swoją frakcją starych towarzyszy opowiada się za dotychczasową formułą partii, młodsi działacze (Joński czy Gawkowski) chcą by podjęła ona współpracę także z Razem. To może być dla Sojuszu kwestia „być albo nie być” bo trudno byłoby kogokolwiek przekonać że upływający czas gra na korzyść Millera czy Senyszyn. Hasło „pozaparlamentarna opozycja” brzmi jak przekleństwo dla ugrupowania, które przez ćwierć wieku było stałym elementem sejmowego pejzażu.

 

Czysta karta i… Karol Marks

Czas sprzyja natomiast z całą pewnością Adrianowi Zandbergowi i jego „spontanicznej” ekipie. Ktoś, kto wymyślił Razem, odrobił lekcję z doświadczeń lewicowych ugrupowań, jakie w ostatnich latach brylowały na pierwszej linii tutejszej polityki. Biorąc pod uwagę tradycyjne postulaty lewej strony, SLD pozostało głównie przy tych dotyczących kwestii etyczno-moralnych i światopoglądowych (nikt już pewnie nie powie o tym ugrupowaniu, że broni, na przykład tzw. praw pracowniczych). Razem podczas kampanii nie szermowało zbytnio agresywnym antyklerykalizmem, mając w pamięci bankructwo metod stosowanych przez Palikota. Przywoływało za to chętnie popularne postulaty dotyczące sfery socjalnej, udanie grając przy tym oczywistą dla ogółu Polaków nutą skompromitowania się dotychczasowych elit.

 

Razem posiada czystą kartę – atut, którego SLD nie posiądzie aż do czasu politycznej emerytury „starych znajomych”, zakorzenionych w głębokim PRL. Tych, bez których trudno dziś wyobrazić sobie postkomunistyczną partię. Zandberg i towarzysze nie mają w CV służby Związkowi Sowieckiemu, głoszą za to, że Karol Marks tylko w Polsce uważany jest za protoplastę czerwonego totalitaryzmu. Chętniej przyznają się do sentymentów łączących ich z lewicą zachodnioeuropejską.

Zagospodarować sfrustrowanych spodziewaną kolejną falą kryzysu, powtórzyć sukcesy nowej lewicy w Grecji czy na Półwyspie Iberyjskim – oto cel, jaki stawia sobie zapewne Zandberg i jego ekipa. Wiele wskazuje, że z czasem to oni staną się główną siłą po lewej stronie. Z SLD lub bez niego.

 

 

Roman Motoła

 

 

 

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie