11 września 2012

Św. Gwido urodził się w miejscowości Anderlecht położonej pod Brukselą, ówczesną stolicą Brabancji (składającej się z części ziem obecnej Belgii i Holandii). Dorastał w atmosferze sprzyjającej rozwojowi cnót i nabożeństwa. W życiu ubogiej wiejskiej rodziny, z której pochodził, było coś prawdziwie benedyktyńskiego. Dzieci były przyuczane do pracy i nie pozwalano im próżnować, a jednocześnie objaśniano tajemnice wiary i znaczenie liturgii – tak by wykonując prace domowe, rozważały jednocześnie tematy, które uświęcają duszę i kierują do Boga. Rodzice nie mieli pieniędzy, by zapewnić wykształcenie młodemu Gwidonowi, dali mu wszakże najlepszą jak potrafili formację religijną i ludzką.

Pewnego razu nastoletni Gwido pojechał do wsi Laeken z jakimś zadaniem od rodziców. Wstąpił tam do kościółka i zatopił się w modlitwie. Zobaczył go wówczas proboszcz parafii i zaciekawił się, co to za chłopiec tak pobożny i gorliwy – zaprosił go więc na śniadanie, gdzie przekonał się, że gorącemu nabożeństwu towarzyszy też niemała wiedza religijna. Pragnąc spożytkować jego zdolności i przysporzyć nowych zaproponował Gwidonowi, aby pozostał na parafii jako kościelny i ministrant. Chłopiec zgodził się nie napotkając sprzeciwu ze strony rodziców.

Przyszły święty nie pozbył się jeszcze przywiązania do dóbr doczesnych i czekała go ciężka próba. Jako kościelny zarabiał niewiele, ale dzięki roztropnemu gospodarowaniu pieniędzmi udało mu się odłożyć trochę grosza, którego nie żałował na potrzeby ubogich. Pewien kupiec brukselski zobaczył hojność młodzieńca i, widząc w tym interes, zaproponował mu wejście w spółkę, dodając, iż dzięki temu będzie bogatszy i uzyska więcej środków na wspomaganie potrzebujących. Gwido zgodził się i wypłynął z portu w Brukseli, aby sprzedać zakupione towary. Na morzu zastała ich burza, która roztrzaskała statek, a sam młodzian ledwie uszedł z życiem, doznając obrażeń, które uniemożliwiły mu dalszą pracę w kościele.

Wesprzyj nas już teraz!

To był dopiero moment przełomowy w jego życiu – pozostał mu bowiem sam Pan Bóg i skruszony sługa Boży zdecydował się postawić wszystko na jedną kartę. Nie mając środków, wyruszył na pielgrzymkę do Ziemi Świętej i Rzymu. Cała podróż trwała kilka lat, a pielgrzym zwiedził i poznał dokładnie wszystkie miejsca, po których stąpały stopy Zbawiciela. Gdy przebywał zaś w Wiecznym Mieście, spotkał niejakiego księdza Wandulfa z Anderlechtu, który usłyszawszy o jego wyprawie pokutnej, prosił go usilnie wraz z towarzyszami, by wyruszył z nimi ponownie do Jerozolimy i był ich przewodnikiem. Święty zgodził się, choć jego zdrowie było mocno nadwątlone trudami długiej drogi.

Kapłan, który prosił Gwidona o oprowadzenie po Ziemi Świętej, ciężko zachorował, gdy dotarli na miejsce, i przewidując swą śmierć, przekazał mu złoty pierścień i polecił, aby ofiarował go jego przyjaciołom w Anderlechcie. Był to więc ostatni odcinek wyczerpującej pielgrzymki. Powróciwszy w rodzinne strony, Gwido został ponownie kościelnym jednej z parafii. Wkrótce jednak zapadł na zdrowiu i ostatnie swe dni spędził w komórce na plebanii. Tam miało się ukazać cudowne światło w chwili jego śmierci i dał się słyszeć głos: „Pójdź, poczciwy i wierny sługo, wejdź do radości niebieskich. Ja sam będę ci nagrodą!”.

Pomimo iż zmarł w opinii świętości, jego grób pozostawał przez jakiś czas zapomniany. Dopiero w pół wieku po jego śmierci za sprawą cudownego zdarzenia przypomniano sobie o miejscu pochówku Świętego. Pan Bóg opromienił tę mogiłę tyloma cudami, iż w roku 1076 zbudowano kaplicę, a potem kościół nad jego grobem, a kult Biedaczyny z Anderlechtu rozprzestrzenił się po Niderlandach.

 

Kościół wspomina św. Gwidona z Anderlechtu 12 września.

FO

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 904 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram