13 lutego 2015

Żołnierze z nieba

(fot.Krzysztof Wiktor / Fotos-Art/ FORUM )

Wachlarz zadań, jakie przydzielało cichociemnym dowództwo Armii Krajowej był nadzwyczaj szeroki – poza dywersją i walką bieżącą, w tym dowodzeniem oddziałami partyzanckimi, również rozbudowa konspiracyjnej łączności, produkcja uzbrojenia, fabrykowanie dokumentów, prowadzenie szkoleń, działalność wywiadowcza… Wielu cichociemnych pełniło eksponowane funkcje w podziemiu.

 

 

Wesprzyj nas już teraz!

W nocy z 15 na 16 lutego 1941 roku brytyjski samolot Armstrong Whitworth Whitley przemykał nad okupowaną Europą.

Maszyna należała do 419. Eskadry Specjalnego Przeznaczenia RAF. Wystartowała z bazy w Stradishall w hrabstwie Suffolk, a zmierzała w stronę okupowanej przez Niemców Polski. Po dotarciu w okolice Dębowca (powiat cieszyński, wówczas w granicach Rzeszy) z samolotu wyskoczyło trzech spadochroniarzy. Byli to: major Stanisław Krzymowski „Kostka”, rotmistrz Józef Zabielski „Żbik” oraz kurier Delegatury Rządu Czesław Raczkowski „Orkan”. Po wylądowaniu cała trójka rozdzieliła się, podejmując indywidualnie marsz w stronę granicy Generalnej Guberni. Podniebna misja, opatrzona dowcipnym kryptonimem „Adolphus”, dała początek całej serii podobnych lotów ze wsparciem dla podziemia w okupowanym kraju.

 

Szkoła walki


Mówiono o nich: skoczkowie, zrzutkowie, ptaszki. Jednak do historii przeszli jako cichociemni.

Inicjatywa rozpoczęcia akcji przerzutu do Polski skoczków spadochronowych wyszła od kapitana Jana Górskiego, wykładowcy oficerskiego kursu saperskiego w Wersalu. Począwszy od grudnia 1939 roku jął on bombardować Sztab Naczelnego Wodza raportami, w których uzasadniał konieczność nawiązania w ten sposób łączności z krajem. Zapalił do tej idei innego wykładowcę wzmiankowanego kursu, kapitana Macieja Kalenkiewicza. Po paru miesiącach usilnych starań udało im się wreszcie zainteresować tym pomysłem dowództwo. Jednak zrealizowanie projektu opóźniła klęska militarna Francji.

W czerwcu 1940 roku Sztab Naczelnego Wodza powołał Oddział VI, odpowiedzialny za przygotowanie i przeprowadzenie misji przerzutu, który następnie podporządkowano brytyjskiemu Kierownictwu Operacji Specjalnych (SOE).  Zgłaszający się kandydaci na zrzutków byli poddawani selekcji oraz wszechstronnemu szkoleniu, obejmującemu kurs spadochronowy (w różnych okresach od kursantów wymagano wykonania od czterech do ośmiu skoków, w tym 1 nocnego), strzelecki, dywersyjno-minerski, walki konspiracyjnej, wywiadowczy, łącznościowy, terenoznawczy, walki wręcz, fałszowania dokumentów, pancerny, lotniczy i wiele innych.

Ogółem na kursy cichociemnych zgłosiło się 2 413 ochotników, w tym ponad tysiąc oficerów i blisko sześciuset podoficerów. Zaledwie jedna czwarta z nich przeszła przez sito selekcji i morderczego szkolenia. Do kraju ostatecznie zrzucono 316 żołnierzy, a ponadto 28 emisariuszy politycznych.

 

Zginął co trzeci


Samoloty ze zrzutkami startowały początkowo z Wielkiej Brytanii, a od 1944 roku z włoskiego Brindisi. Załogi maszyn stanowili początkowo Brytyjczycy, potem w akcję włączono również lotników polskich.

Po dotarciu do kraju, wylądowaniu i nawiązaniu kontaktów z podziemiem przybysze przechodzili kilkutygodniowy okres aklimatyzacji, zapoznając się z realiami życia pod okupacją. Wachlarz zadań, jakie następnie przydzielało im dowództwo Armii Krajowej był nadzwyczaj szeroki – poza dywersją i walką bieżącą, w tym dowodzeniem oddziałami partyzanckimi, również rozbudowa konspiracyjnej łączności, produkcja uzbrojenia, fabrykowanie dokumentów („legalizacja”), prowadzenie szkoleń, działalność wywiadowcza… Szereg cichociemnych pełniło nadzwyczaj eksponowane funkcje w podziemiu, jak podpułkownik Adam Borys „Dyrektor”, dowódca oddziału „Agat” – „Pegaz” – „Parasol”, pułkownik Kazimierz Iranek-Osmecki „Antoni”, dowódca II Oddziału (wywiad i kontrwywiad) KG AK,  czy wreszcie generał Leopold Okulicki „Niedźwiadek”, ostatni Komendant Główny AK. Chwałą okryli się dowódcy partyzanccy, jak major Jan Piwnik „Ponury” (zasłużony w walkach w Kieleckiem, następnie poległ śmiercią bohatera na Nowogródczyźnie), major Adolf Pilch „Góra”, „Dolina” (prawdopodobnie jeden z najskuteczniejszych polskich dowódców partyzanckich okresu II wojny światowej), podpułkownik NSZ Leonard Szczęsny Zub-Zdanowicz „Ząb” (uczestnik wyzwolenia obozu koncentracyjnego w czeskim Holiszowie) i wielu innych.

 

Śmierć zebrała wśród nich krwawe żniwo. Niektórzy zginęli już w trakcie lotu do kraju, w katastrofach lotniczych bądź podczas skoku. Inni oddali życie w walce lub po aresztowaniu. Spośród około czterdziestu łącznościowców zginęło jedenastu. Na 37 „ptaszków” przydzielonych do pracy wywiadowczej utracono piętnastu. W Powstaniu Warszawskim walczyło 91 cichociemnych, z tego osiemnastu poległo. Ogółem końca wojny nie dożyło aż 103 żołnierzy, to jest co trzeci spośród zrzuconych do kraju.

 

Czerwony terror


Na cichociemnych spadły represje również ze strony komunistów.

Jednym z pierwszych, którzy dostali się w tryby machiny czerwonego terroru był kapitan Władysław Kochański „Bomba”, dowódca oddziału partyzanckiego AK z Wołynia, wsławiony tam niezwykle skutecznymi działaniami przeciw UPA, już w grudniu 1943 roku porwany przez Sowietów i wywieziony w głąb Związku Sowieckiego (skazany na 25 lat łagrów, został amnestionowany i powrócił do kraju w grudniu 1956 roku). W sierpniu 1944 roku pod Surkontami polegli w walce z grupą operacyjną NKWD: podpułkownik Maciej Kalenkiewicz „Kotwicz”, kapitan Franciszek Cieplik „Hatrak” oraz rotmistrz Jan Skrochowski „Ostroga”. W wigilię Bożego Narodzenia 1946 roku zmarł (lub został zamordowany) w więzieniu na Łubiance ostatni Komendant Główny AK, gen. Leopold Okulicki „Niedźwiadek”. Na Kresach, w łagrach oraz w „Polsce Ludowej” zginęło jeszcze co najmniej dwunastu cichociemnych, w tym kapitan Aleksander Kułakowski „Rywal” (rozstrzelany 13 grudnia 1944 roku na Zamku Lubelskim, wyrok zatwierdził osobiście gen. Karol Świerczewski), major Hieronim Dekutowski „Zapora” (stracony w zbiorowej egzekucji wraz z sześcioma podwładnymi w więzieniu mokotowskim 7 marca 1949 roku), major Andrzej Czaykowski „Garda” (w jego skazaniu oraz egzekucji wziął udział sędzia Stefan Michnik).

Inni, mimo represji i szykan, trwali nieugięcie w obronie deptanej godności. Kiedy w kwietniu 1979 roku kilku z nich przybyło do Watykanu i stawiło się przed obliczem Jana Pawła II, usłyszeli z ust papieża słowa mające dla nich wartość najwyższego odznaczenia:

 

– Cichociemni to piękny kawałek historii Polski!

 

Ostatni zrzut


Większość autorów podaje, że ostatni zrzut cichociemnych miał miejsce 27 grudnia 1944 roku. Warto jednak wspomnieć o jeszcze jednej misji, jaka miała miejsce już w epoce „zimnej wojny”.

W nocy z 4 na 5 listopada 1952 roku nieoznakowany samolot wtargnął w przestrzeń powietrzną PRL w rejonie Darłowa. Kiedy maszyna dotarła w okolice Mzdowa (w woj. koszalińskim) jej pokład opuściło dwóch spadochroniarzy. Samolot zawrócił i po pewnym czasie bezpiecznie wylądował w bazie amerykańskich sił powietrznych w Wiesbaden na terenie Niemiec zachodnich.

 

Spadochroniarzami byli kurierzy konspiracyjnego Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość (WiN), Dionizy Sosnowski i Stefan Skrzyszowski. Rok wcześniej obaj zaangażowali się w niepodległościową działalność podziemną w zniewolonej przez komunistów Polsce i przez „zieloną granicę” przedostali się na Zachód. Następnie ukończyli kurs radiotelegrafistów, firmowany przez Delegaturę Zagraniczną WiN, w brytyjskich i amerykańskich ośrodkach wywiadowczych w Londynie i Monachium. Po zdobyciu koniecznych kwalifikacji wrócili do kraju drogą lotniczą, na pokładzie amerykańskiego samolotu.

 

Po powrocie obaj skoczkowie sporządzili raporty dla dowództwa WiN o przebiegu odbytych kursów. Przekazali w nich informacje o zagranicznych strukturach podziemia oraz o pomocy udzielanej im przez pracowników zachodnich wywiadów.

 

Niestety, zrzutkowie nie zdawali sobie sprawy, że są ofiarami rozbudowanej gry operacyjnej komunistycznych służb specjalnych. Już w momencie ich wstąpienia do WiN każdy ich krok był kontrolowany. Tak zwana V Komenda WiN, działająca od ponad pięciu lat (po rozbiciu przez siły bezpieczeństwa w latach 1945-1947 czterech kolejnych Komend tej organizacji) w rzeczywistości została założona przez agentów Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Eskapadę na Zachód zorganizowała bezpieka, celem penetracji Delegatury Zagranicznej WiN oraz zachodnich agencji wywiadowczych. W tym celu posłużono się nieświadomymi swej roli Sosnowskim i Skrzyszowskim.

 

Wkrótce obaj skoczkowie zostali aresztowani, postawieni przed sądem i skazani  na karę śmierci. 15 maja 1953 roku w więzieniu mokotowskim dwaj ostatni cichociemni Rzeczypospolitej zginęli z ręki kata.

 


Andrzej Solak







 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie