16 czerwca 2020

Przedsmak wojny domowej? Multikulturowe starcia we Francji

(Fot. Twitter)

Cztery noce z rzędu trwały walki Czeczenów z Arabami. To krewkie ludy i nie byłoby w tych konfrontacjach może nic dziwnego, gdyby nie to, że areną tych starć była leżąca we Francji „stolica musztardy”, czyli miasto Dijon. Nad Sekwaną trwa akurat dyskusja na temat podobieństw i różnic protestów na tle rasowym pomiędzy Francją a USA. Większość polityków uważa, że Republika to inny, inkluzywny model integracji i nie tworzy podziałów rasowych. Wydarzenia na ulicach pokazują, że ta koncepcja załamała się, a grupy etniczne tworzą własne getta i niczym się to od Ameryki nie różni.

 

 

Wesprzyj nas już teraz!

Wszystko zaczęło się banalnie. Przybysze z Maghrebu pobili 10 czerwca nastoletniego Czeczena. Źle trafili, bo rodacy pobitego natychmiast się skrzyknęli i zorganizowali „ekspedycję karną” na imigranckie osiedle Les Gresilles w Dijon. Podobno dla wsparcia wyprawy przybyli nawet Czeczeni z Belgii i Niemiec. Gresilles to jedna z tzw. stref bezprawia, gdzie rządzą gangi narkotykowe, w dodatku handluje się tam także bronią. W ruch poszły nie tylko bejsbole, czy kamienie, ale zaczęły też padać strzały. Kompletnie zaskoczone skalą i gwałtownością starć władze otrząsnęły się dopiero po czterech dniach. Na miejsce przybył wiceminister spraw wewnętrznych Laurent Nunez, a policja z dumą poinformowała, że „odbiła” republikańskie terytorium i przejęła nad nim kontrolę.

 

Wcześniej wyprawiali się na Afrykanów

Nie jest to pierwsza taka ekspedycja Czeczenów, którzy najwyraźniej też mają problem ze zrozumieniem bezprawia na przedmieściach i postanowili brać sprawiedliwość w swoje ręce. Pod koniec kwietnia doszło do ataku na dom migrantów w Barberey-Saint-Sulpice w departamencie Aube. Około pięćdziesięciu Czeczenów przypuściło atak na były Fast Hotel, w którym zakwaterowano „uchodźców” z krajów Afryki. Patrol żandarmerii, który pojawił się na miejscu wzywał przez radiotelefon: „wyślijcie posiłki, to wojna”.

 

Napastnicy byli uzbrojeni w kije baseballowe, drągi, żelazne pręty i noże. W sumie ranni zostali dwaj ochroniarze i dwóch migrantów z Afryki. Jeden z nich został dźgnięty nożem w klatkę piersiową. Żandarmi aresztowali trzech Czeczenów, ale reszta szybko i karnie się wycofała.

 

Powód był podobny. Śledztwo wykazało, że dzień wcześniej doszło do zatargu pomiędzy tymi dwoma grupami. Poszło o dziecko czeczeńskie, które weszło na boisko podczas meczu rozgrywanego przez Afrykanów. Chłopca wypchnięto z niego dość brutalnie, więc zaczęło dochodzić do bójek i prowokowania się. Z powodu silnego napięcia pomiędzy grupami, zarząd ośrodka wynajął tego dnia agencję ochrony. Jak widać, niewiele to pomogło. Czeczeni i tak postanowili ukarać „futbolistów” z Afryki. Ojciec chłopca poprosił o wsparcie rodaków, a ci chętnie go udzielili. W ten sposób doszło do bitwy Kaukaz-Afryka we francuskiej Szampanii.

 

Bitwa w Burgundii

Teraz mieliśmy kolejny akt w Burgundii i to na skalę znacznie większą. Starcia były wyjątkowo gwałtowne, a i bojowników znacznie więcej. We wtorek 16 czerwca do Dijon skierowano dodatkowo dwie zmotoryzowane jednostki sił policyjnych. W sumie 150 policjantów i żandarmów.

 

W poniedziałek 15 starcia usiłowało powstrzymać 100 żandarmów i funkcjonariuszy CRS oraz posiłki RAID i policji ds. prewencji przestępczości (BAC). Według prefektury, aresztowano cztery osoby. Zatrzymani nie należą do społeczności czeczeńskiej.

 

Pierwsze starcie z piątku na sobotę 13 czerwca miało miejsce na Place de la République w centrum miasta. Kolejne już głównie na terenie dzielnicy Gresilles. W nocy z niedzieli na poniedziałek grupa 200 Czeczenów zaatakowała lokalne gangi maczetami i kijami bejsbolowymi, doszło również do strzelaniny. Rannych zostało sześć osób. Zaatakowano nawet samochód publicznej telewizji (France 3). W ekspedycji brało udział od 150 do 200 Czeczenów. Widać było mężczyzn uzbrojonych także w broń palną. Zniszczyli miejski monitoring, podpalali samochody i pojemniki na śmieci. W tym czasie MSW Castaner zapewniał: „nasza policja wykonuje dobrą pracę”. Wprowadzono też internetową cenzurę na filmiki z tych wydarzeń umieszczane w mediach społecznościowych. Zdaje się, że gwałtowność zajść policję przerosła.

 

Przeżyliśmy wojnę partyzancką w mieście, a nawet wojnę domową – mówił Stéphane Ragonneau, sekretarz regionalny związku policyjnego Aliance. W wywiadzie dla lokalnej gazety „Le Bien Public” mężczyzna, który przedstawił się jako Czeczen, potwierdził, że ostatnie wydarzenia w Dijon miały pomścić 16-letniego chłopca z jego społeczności, zaatakowanego przez dilerów narkotyków, a celem ekspedycji nie było niszczenie miasta, tylko ukaranie gangów narkotykowych.

 

Na tym porachunki etniczne na francuskich ulicach się nie kończyły. Dla przykładu w podparyskim La Courneuve, Chińczycy bili się z Murzynami i Arabami, którzy usiłowali ukraść Chińczykowi telefon komórkowy. W samym Paryżu tego samego dnia z policją starli się anarchiści z „Czarnego Bloku”, którzy „wsparli” w ten sposób protest… pielęgniarek. 16 funkcjonariuszy zostało rannych.

 

Propozycje i działania polityków

Wracamy jednak do Dijon, które jest rządzone przez socjalistę François Rebsamena. To właśnie lewicę oskarża się o doprowadzenie miasta do sytuacji bezprawia. Z okazji skorzystała Marine Le Pen i wybrała się na miejsce tych wydarzeń. Szefowa Zjednoczenia Narodowego zorganizowała na miejscu konferencję prasową i wezwała do przywrócenia porządku, sprawiedliwości i zdrowego rozsądku. Przedstawiła też podstawowe postulaty: moratorium na imigrację, dochodzenia podatkowe wobec podejrzanego stylu życia handlarzy narkotyków, likwidacja sieci mafijnych, wydalenie zagranicznych przestępców. „Musimy odzyskać utracone terytoria Republiki!” – dodała.

Tutaj chodzi też o zbliżającą się II turę wyborów samorządowych. Mer miasta stwierdził jednak, że „Le Pen nie jest mile widziana w Dijon” i niektórzy go… posłuchali. Wizyta Marine Le Pen wywołała kolejne zamieszki. Rzucano petardy, a policja musiała użyć gazu.

 

Do wydarzeń w Dijon odniósł się były polityk prawicy konserwatywnej Philippe de Villiers. Dla niego walki czeczeńsko-arabskie to niemal przedsmak atmosfery wojny domowej. To także przykład „komunitaryzmu”, czyli powstawania we Francji etnicznych gett.

 

Dodatkowo podlane jest to sosem protestów antyrasistowskich w całej Francji i ogólną atmosferą społecznych rewindykacji. Elity polityczne Republiki są tu mocno bezradne. Szef lewicowej partii Zbuntowana Francja Jena-Luc Melenchon na przemian chce policję francuską rozbrajać, żeby nie drażnić młodzieży z przedmieść, a po wydarzeniach w Dijon domaga się od tej samej policji przywrócenia ładu i porządku. Nic dziwnego, że policja też ma dość i też coraz częściej protestuje. Francja ma wyjątkowo trudny tydzień.

 

 

Bogdan Dobosz

 

 

 

 

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 125 864 zł cel: 300 000 zł
42%
wybierz kwotę:
Wspieram