28 października 2019

Protesty w Libanie. Wśród powodów trudności gospodarcze związane z energetyką

(Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: pixabay.com (Nicole Köhler))

W Libanie trwają protesty mieszkańców przeciwko rządom Michela Aouna. W miniony czwartek prezydent ogłosił, że jest gotowy do negocjacji z przedstawicielami demonstrantów, jednak protesty pozostają bez przywódców. Nie istnieje ponadto oficjalna lista żądań.

 

Ostatnie demonstracje zaczęły się inaczej niż zwykle. Zamiast libańskiej klasy średniej mobilizującej się z wyprzedzeniem za pośrednictwem Facebooka, 17 października na ulice wyszli biedniejsi mieszkańcy. Rząd zaproponował serię nowych podatków, w tym opłatę za połączenia wykonywane za pośrednictwem bezpłatnych usług komunikacyjnych, takich jak WhatsApp.

Wesprzyj nas już teraz!

 

– Tym razem było to spontaniczne – mówił jeden z protestujących Amro Sukarieh. Pierwszej nocy było niewiele plakatów i flag, tylko wściekłość na władzę – tłumaczył.

 

Dziesięciolecia korupcji, nepotyzmu i złego zarządzania doprowadziły Liban do ekonomicznego punktu zwrotnego. Protestujący twierdzą, że politycy ukradli dziesiątki, a nawet setki miliardów dolarów z publicznych kont, zasłaniając się przepisami o tajemnicy bankowej. Pomimo tego, że większość Libańczyków wiedziała, że ​​tak się dzieje, niewielu uważało, iż mogą powstrzymać to zjawisko.

 

Teraz większość protestujących twierdzi, że po prostu chcą, aby ich rząd zrezygnował i dopóki tego nie zrobi, pozostaną na ulicach. Doszło do konfrontacji protestujących z libańskimi siłami bezpieczeństwa, ale jak dotąd siły te nie podjęły żadnej próby pełnego rozproszenia demonstrantów.

 

– Udało nam się już jedno: teraz rząd widzi swoich ludzi. Widzą, że możemy się wścieknąć – mówił Nour Maatouk, która – podobnie jak wielu podczas protestów – wyszła na ulice, gdy w wiadomościach zobaczyła, co się dzieje. – Teraz rząd uważa nas za obywateli – komentowała.

 

W pierwszych dniach protestów osoby na ulicach skarżyły się na bezrobocie i niezdolność do zaspokojenia podstawowych potrzeb. Mężczyźni (przeważnie młodzi) krzyczeli „złodzieje, złodzieje”, jeździli po Bejrucie skuterami, a niektórzy niszczyli witryny sklepowe, rozpalali ogniska i blokowali drogi.

 

„Rewolucja, rewolucja” – skandowali inni, wznosząc pięści do góry, jak w początkowej fazie Arabskiej Wiosny. W sobotę Libańczycy w różnym wieku, wyznawcy odmiennych religii i jednocześnie osoby o różnym poziomie dochodów wyszły na ulice w całym kraju, wzywając rząd do ustąpienia.

 

Zazwyczaj do protestów w Libanie wzywają partie polityczne lub grupy społeczeństwa obywatelskiego. Sukarieh mówi, że był na prawie każdej demonstracji od roku 2005, kiedy setki tysięcy Libańczyków wyszło na ulice z powodzeniem domagając się zakończenia wojskowej okupacji Syrii tego kraju. – Teraz jest inaczej. Wszyscy Libańczycy są zjednoczeni pod libańskimi flagami – tłumaczy.

 

Wielu polityków, którzy dziś przewodzi partiom, wcześniej stało na czele bojówek. Porozumienie z Taif, które zakończyło wojnę domową, przywróciło oparty na sektach system podziału władzy.

 

Wielu protestujących twierdzi, że ich przywódcy celowo wspierali sekciarskie podziały w kraju, by przestraszyć ludzi i uzależnić od partii. Sieć patronackich organizacji dodatkowo umocniła tę zależność. Młodzi ludzie przekonują, że demonstrują, bo nie mogą znaleźć pracy bez koneksji.

 

Gdy premier Saad Hariri ogłosił w tym tygodniu koszyk reform, które obejmowały zobowiązanie do walki z korupcją i odzyskanie skradzionych funduszy, protestujący zasadniczo się z niego śmiali.

 

„Wystąpienie Haririego jest bardziej rozczarowujące niż moja przyszłość” – można przeczytać na plakatach młodego mężczyzny w centrum Bejrutu.

 

Wielu twierdzi, że rząd nie ma nikogo, z kim mógłby nawet negocjować. W 2015 roku dziesiątki tysięcy protestujących wyszły na ulice Bejrutu po tym, jak władza nie była w stanie na czas usuwać śmieci. Demonstracje przeciwko nieudolnemu zarządzaniu i korupcji trwały wiele tygodni. W końcu wznowiono odbieranie odpadów. Protesty zawiodły. Nie wprowadzono żadnej rzeczywistej reformy strukturalnej czy politycznej.

 

Demonstranci mieli ponieść klęskę z powodu podziałów między nimi. Teraz ma być inaczej.

 

Protestujący wskazują, że nierzetelna, nieefektywna i droga energia elektryczna jest jedną z największych przeszkód w prowadzeniu interesów w Libanie i podstawową przyczyną pogłębiającego się kryzysu finansowego, który wywołał demonstracje w całym kraju.

 

Ludzie oczekują, że władza zacznie wreszcie eksplorację libańskich rezerw gazu ziemnego, do którego pretensje roszczą sobie także Izraelczycy.

 

Liban jest jednym z niewielu krajów na świecie silnie uzależnionym od oleju opałowego i oleju napędowego do wytwarzania energii elektrycznej. Wśród wielu reform gospodarczych ogłoszonych przez premiera Saada Haririego 21 października znajduje się także przegląd sektora energetycznego, który obejmuje transformację elektrowni prowadzonych przez państwowego giganta Electricite du Liban (EdL). Elektrownie miałaby przerzucić się z ropy na tańszy gaz ziemny.

 

Chociaż pakiet reform nie uspokoił protestujących, elektryczność zasilana ropą jest niezaprzeczalnie ogromnym obciążeniem dla finansów Libanu. Według Banku Światowego, rządowe subsydia energetyczne osiągnęły w 2018 roku 1,8 mld USD – około 30 proc. deficytu budżetowego państwa w tamtym roku.

 

W lipcu MFW ustalił, że „wyeliminowanie dotacji na energię elektryczną jest najbardziej znaczącą potencjalną oszczędnością wydatków”, jaką mógłby zrobić Liban, by można było odblokować kredyty. MFW zaproponował również, aby EdL pobierał od klientów więcej opłat za zużywaną energię elektryczną.

 

Obecna struktura taryfowa, która pokrywa tylko około jednej trzeciej kosztów operacyjnych spółki, nie zmieniła się od 1996 roku, gdy cena ropy za baryłkę wynosiła około 23 USD, a nie 62 USD jak obecnie.

 

W ubiegłym roku firma dostarczyła mniej niż połowę potrzebnej energii. Niedobory pokrywała tzw. „mafia generatorowa”. Ludzie muszą płacić dwa rachunki: jeden dla państwa, a drugi dla właścicieli generatorów. Prywatni dostawcy naliczają zryczałtowaną opłatę, co oznacza, że ​​klienci płacą tę samą cenę co miesiąc, niezależnie od tego, ile energii elektrycznej zużywają.

 

Zapotrzebowanie na energię wytwarzaną prywatnie różni się w zależności od regionu. Według doniesień Banku Światowego, częste przerwy w dostawie energii w Libanie trwają od 3 do 17 godzin w ciągu dnia. Bejrut i Liban Południowy doświadczają najkrótszych zakłóceń, a dolina Bekaa – najdłuższych.

 

W kwietniu 2019 roku Rada Ministrów zatwierdziła plan reformy sektora energetycznego, który obejmuje likwidację nielegalnych połączeń z siecią, zwiększenie mocy wytwórczych, modernizację infrastruktury w celu przerzucenia się elektrowni państwowych na gaz ziemny, budowę nowych elektrowni i zmianę taryf.

 

– W Libanie jest obecnie około 42 proc. elektrowni, które można zasilać gazem – przekonuje Jessica Obeid z Chatham House.

 

Przegląd sektora energetycznego jest dyskutowany od lat. Podmioty zagraniczne wywierają presję, by w końcu przeprowadzić takie reformy. Jest to jeden z warunków wstępnych uwolnienia 11 mld USD pożyczek i dotacji obiecanych Libanowi przez zachodnich i regionalnych donatorów.

 

– Marnujemy dużo czasu na dyskusje i wyjaśnianie naszych planów w kółko różnym stronom – żali się minister energii i wody Nada Boustani Khoury. – Jest rzeczą oczywistą, że wniosek [reforma] doprowadziłby do redukcji deficytu energii elektrycznej, a tym samym ograniczenia trudności finansowych, przed którymi stoi Liban. Nie mamy innego wyboru – tłumaczy.

 

Takie reformy obejmują to, co Boustani opisuje jako „gazyfikację” sektora energetycznego – określony cel, który wpisuje się w długo oczekiwaną inauguracyjną eksplorację libańskich złóż gazu.

 

Według rządowych szacunków terytorium Libanu zawiera potencjalnie 708 miliardów metrów sześciennych (25 trylionów stóp sześciennych) rezerw gazu ziemnego. Ale Międzynarodowa Agencja Energetyczna ostrzega, „że szacunki te pozostają spekulacyjne”, dopóki nie przeprowadzi się większej liczby badań.

 

W grudniu francuski Total, włoski ENI i rosyjski Novatek rozpoczną wiercenia studni w jednym z 10 bloków zgłoszonych przez Liban, a początkowe wyniki spodziewane są w marcu.

 

– Oczekiwania są dość duże – mówi Ali Ahmad, dyrektor Programu Polityki Energetycznej i Bezpieczeństwa na American University of Beirut. – Liban dużo płaci za zakup oleju opałowego. Posiadanie krajowych zasobów, takich jak gaz ziemny, stanowiłoby ulgę dla państwowej kasy – przekonuje.

 

Ale napięcia geopolityczne mogą przeszkodzić w odblokowaniu tych potencjalnych bogactw gazu na morzu. Jeden z 10 bloków zgłoszonych przez Liban na lewantyjskim wybrzeżu znajduje się na wodach spornych z Izraelem. – Trwają mediacje dotyczące południowych granic morskich i na tym froncie poczyniono postępy – mówił Boustani dla Al Jazeery.

 

Jeśli wysiłki poszukiwawcze przyniosą owoce, opracowanie infrastruktury do produkcji i dystrybucji lokalnego gazu ziemnego zajmie lata. W międzyczasie uczynienie z gazu ziemnego dominującego elementu w miksie energetycznym Libanu będzie wymagało importu tego surowca.

 

Dostawy gazu ziemnego z Egiptu do Libanu rurociągiem Arab Gap przestały płynąć dziewięć lat temu. Biorąc pod uwagę bezpieczeństwo i wyzwania geopolityczne związane z importem gazu rurociągami, najbardziej opłacalną opcją jest import skroplonego gazu ziemnego (LNG). – Liban przygotował międzynarodowy przetarg na dostawę LNG w określonych lokalizacjach i jest w trakcie oceny ofert – tłumaczy minister energii.

 

Potencjalnymi dostawcami gazu mieliby być Katar i Egipt. Jednak Egipt wraz z Arabią Saudyjską, Bahrajnem i Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi zerwał relacje z Katarem w 2017 roku i nałożył na ten kraj blokadę lądową, morską oraz powietrzną.

 

Zdaniem Ahmada, Liban nie może opowiedzieć się po żadnej ze stron, jeśli chodzi o zapewnienie bardziej wydajnej i opłacalnej przyszłości energetycznej. – Powinniśmy skorzystać z wszelkiej pomocy, czy to z Kairu, czy z Doha – komentował. – Nie mamy przywileju wyboru – tłumaczy.

 

W związku z trudną sytuacją w kraju, libański prokurator stanowy w niedzielę zabronił wymiany pieniędzy handlowcom i kantorom. Nie pozwolił także na fizyczny wywóz znacznych kwot dolarów zagranicę – podała państwowa agencja informacyjna NNA.

 

NNA poinformowała, że nakaz wydany przez prokuratora Ghassana Oueidata obowiązuje, dopóki bank centralny nie określi nowego mechanizmu regulującego takie transfery. Wcześniej ludzie mogli wywozić z Libanu duże kwoty gotówki za zgodą organów celnych.

 

W czasie trwania protestów nieczynne są banki. Krajowe stowarzyszenie bankowe poinformowało, że banki pozostaną zamknięte do czasu przywrócenia stabilności. Obawiają się one, że wycofywane oszczędności po ponownym otwarciu placówek bankowych, wyczerpie malejące depozyty walutowe.

 

Historyczna fala protestów w Libanie jest wymierzona m.in. w przywódców politycznych obwinianych o korupcję i kierowanie kraju w kierunku załamania gospodarczego. Nie ma śladu dążeń do kompromisu między rządem a protestującymi.

 

Liban, którego walutą jest powiązany z dolarem funt libański, jest jednym z najbardziej zadłużonych państw na świecie. Napływ kapitału potrzebny do sfinansowania deficytu i płacenia za importowane towary spowalnia gospodarkę, generując presję finansową niespotykaną od dziesięcioleci. Funkcjonuje równoległy rynek dolarowy.

 

Rządzący w kraju Hezbollah uznał, że protesty są wymierzone właśnie w tę siłę polityczną, spośród której wywodzi się premier, 30 ministrów i prezydent. Grupa cieszy się silnym wsparciem irańskiego rządu.

 

W niedzielę papież Franciszek pochwalił protestujących w Libanie, którzy wyszli na ulice, by rzucić wyzwanie rządowej korupcji i niewłaściwemu zarządzaniu finansami. Papież „wezwał wszystkich do szukania właściwych rozwiązań w drodze dialogu”.

 

 

Źródło: reuters.com / aljazeera.com / aawsat.com / foreingpolicy.com / catholicnewsagency.com

AS

 

  

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 132 253 zł cel: 300 000 zł
44%
wybierz kwotę:
Wspieram