14 maja 2012

Gruby problem z drobniakami

(Fot. dynamix/sxc)

Koszt wyprodukowania amerykańskich monet jedno- i pięciocentowych jest wyższy niż ich nominalna wartość. A nowszych monet jednodolarowych z wizerunkami prezydentów nikt nie chce w USA używać. I co z tym zrobić?

 

 

Wesprzyj nas już teraz!

Monety jednocentowe (penny) są wykonane w większości z cynku i pokryte warstwą miedzi. Pięciocentówki (nickel) zawierają za to więcej miedzi i nikiel. Kłopot wywołuje oczywiście rynkowy wzrost wartości tych materiałów, ale przecież nie na tym sprawa się kończy. Trzeba również doliczyć inne wydatki związane z produkcją i administracją. Jak poinformował w lutym portal CNNMoney.com, koszt wytworzenia jednocentówki wyniósł w ubiegłym roku aż 2,4 centa, a pięciocentówki – 11,2 centa.

 

Biorąc pod uwagę fakt, że bilon ten powstaje corocznie w miliardach sztuk, amerykańska mennica ma duży problem. Administracja Obamy poprosiła więc Kongres o zgodę na zmianę składu monet, aby produkcja nie była taka kosztowna. Choć to taktyka pozornie logiczna, ministerstwo finansów analizujące ceny poszczególnych materiałów od 2010 r. nie ma na razie pomysłu, jak go zmienić, a nawet nie wie, czy w ogóle możliwe są tu jakiekolwiek oszczędności. Niektórzy proponują po prostu zaniechanie bicia najdrobniejszych monet.

 

Kilka krajów podjęło już decyzje o stopniowym pozbywaniu się ich z obiegu. Jesienią Kanada ma zatrzymać dystrybucję jednocentówek po to, aby docelowo pozbyć się ich całkowicie. Podobnie Nowa Zelandia, Australia i kilka krajów strefy euro. Może i taki los czeka centy w USA i polskie grosze? Bo czy naprawdę są nam potrzebne monety dwugroszowe?

 

Amerykańskie monety jednocentowe są praktycznie bezwartościowe, co pokazuje chociażby fakt, że są jednym z najczęściej znajdowanych przedmiotów na parkingach i ulicach. Niewielu podnosi je z błyskiem w oku. Jak podał CNNMoney.com, rzecznik ministerstwa finansów nie rozważał jednak opcji wycofania ich z użytku. I nie wiadomo dokładnie, dlaczego. Teoretycznie możliwe byłoby również czasowe zawieszenie ich produkcji, co przyniosłoby oszczędności. Można by sądzić, że przeszkadza w tym lobby kopalni rud metali używanych do produkcji. Na drugiej szali waży się interes producentów liczarek do bilonu, wykorzystywanych przez sklepy i banki, które wymienia „Chicago Tribune” w artykule Time to kill the cent.

 

Niepopularne jednodolarówki

W grudniu ministerstwo finansów przestało produkować wykonane przede wszystkim z miedzi monety jednodolarowe, które okazały się totalnym niewypałem. 1,4 miliarda sztuk leżało nieużywane w bankach na terenie całego kraju. Jak napisał „Pioneer Press” w tekście Awash in dollar coins, U.S. to cut production, decyzję podjęto po tym, jak Rezerwa Federalna poprosiła Kongres o 650 tys. dolarów na budowę magazynu w Dallas, gdzie miały być one składowane. Kolejne 3 miliony USD wydanoby na transport tych błyszczących krążków do nowej przechowalni. Wtedy sekretarz skarbu Timothy Geithner mówił otwarcie, że „nie powinniśmy marnować pieniędzy podatników na pieniądze, których podatnicy nie używają”.

 

Ktoś jednak wcześniej, ku uciesze kolekcjonerów, podjął decyzję o emitowaniu jednodolarówek o złotym kolorze. Zrobił to w 2005 r. prezydent Bush, podpisując „The Presidential Coin Act”, zobowiązujący mennicę do corocznego wypuszczania wizerunku zmarłego prezydenta na metalowym krążku, bez względu na popyt na ten rodzaj pieniądza. Władze próbowały nawet wymusić ich cyrkulację poprzez wprowadzenie nakazu używania tego nominału przez rządowe organizacje i pocztę. Decyzję tę podjęto w sytuacji, gdy na rynku od dawna były już przecież jednodolarowe banknoty. Fakt, że moneta jest bardziej odporna na zużycie, nie wydaje się jednak wystarczająco usprawiedliwiać takiego kroku. Eksperymenty z innymi monetami jednodolarowymi – z Eisenhowerem, z podobizną sufrażystki Susan B. Anthony, Indianki Secagawea’y – już przecież udowodniły, że są one po prostu niepopularne.

 

A jest tak dlatego, że Amerykanie dokonują większości transakcji przy użyciu kart płatniczych. Bez znaczenia, czy płacą w sklepach, restauracjach, na targowiskach czy przez Internet. Niektórzy dla wygody, a inni trochę z musu. W amerykańskich portfelach nie ma już praktycznie miejsca na monety, zwłaszcza te duże, jednodolarowe. Są przecież wypchane do granic możliwości różnymi dokumentami i kartami plastikowymi. Praktycznie każdy ma w nich prawo jazdy i kartę z numerem ubezpieczenia społecznego (Social Security), niektórzy mają też kartę biblioteczną. Wszystkie wielkości plastikowej karty płatniczej. Do tego kartę kredytową, rabatową w konkretnych sieciach sklepowych, kartę stałego klienta w liniach lotniczych, czy członkostwa w różnych klubach. Portfel biednego czy bogatego jest spuchnięty, niekoniecznie za sprawą banknotów i wizytówek. Jednak nie ma się, oczywiście z czego cieszyć. Nie wymyślono niczego lepszego od starej, dobrej gotówki.

 

 

Natalia Dueholm

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie