6 lutego 2020

Prof. Marek Marczewski: nie można łączyć terminu „edukacja seksualna” z katolicyzmem

(Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: pixabay.com (Ulrike Mai))

Negatywna analiza terminu „edukacja seksualna” nie pozwala na łączenie jej z katolicyzmem. Uważam też, że nie jest stosowne operowanie nazwą „wychowanie seksualne” – mówi w rozmowie z Michałem Wałachem teolog i pedagog profesor Marek Marczewski, autor pracy pt. „Stanowisko wobec dokumentu Standardy edukacji seksualnej w Europie: Podstawowe zalecenia dla decydentów oraz specjalistów zajmujących się edukacją i zdrowiem” odpowiadając także na pytanie o to, dlaczego standardy WHO w edukacji seksualnej stanowią zagrożenie dla młodego pokolenia – także wszystkich uczniów polskich. Część III wywiadu – kolejna zostanie zaprezentowana 22 lutego.

 

Czy może istnieć katolicka edukacja seksualna?

Wesprzyj nas już teraz!

Negatywna analiza terminu „edukacja seksualna” nie pozwala na łącze­nie jej z katolicyzmem, choć w tłumaczeniu polskim adhortacji Papieża Franci­szka O miłości w rodzinie on się pojawia[1]. Uważam też, że nie jest stosowne ope­­rowanie nazwą „wychowanie seksualne”, choć w Deklaracji o wychowaniu chrześcijańskim czytamy, że dzieci i młodzież powinny „otrzymać pozytywne, mą­dre i odpowiednie do wieku wychowanie seksualne (educatione sexuali)”[2]. Interesujące, że Niemcy zdali sobie sprawę z niewłaściwości literalnego tłumaczenia terminu (a przy tym błędnego) i oddali nazwę w języku łacińskim jako „wy­cho­wa­nie płci: Gesch­lechtserziehung”, co więcej, w komentarzu do tego ar­ty­kułu, omawiając zagad­nienie wychowania do przyjęcia płci, posługują się o­kre­śleniem „wychowanie płci” („wychowanie płciowe: Erziehung der Geschle­chter”) lub wprost przywołują prze­tłumaczony przez siebie tekst soborowy[3].

 

Mam poważne zastrzeżenia wo­bec nazwy „wychowanie seksualne”. Ona zubaża. Człowiek jest istotą rozdziel­no­­płcio­wą, a rzeczywistość męskości i kobiecości odnosi się do płci. Należałoby zatem raczej mówić o wychowaniu do odkrycia znaczenia ludzkiej płciowości lub wychowaniu do małżeństwa i ro­dziny. Termin „wychowanie seksualne” za­wiera w sobie ostre wyzwanie, jest po­zbawiony skromności, poza tym ogranicza przekaz i myślenie. Wychowanie do płciowości, jak każde wychowanie, ma swój cel: „W tej sferze polega ono na przygotowaniu młodych ludzi do tego, co jest na­­­turalnym kresem rozwoju czło­wieka jako mężczyzny i kobiety, to znaczy do przy­szłego życia rodzinnego, czyli zgodnego życia małżeńskiego i odpowiedzia­l­nego rodzicielstwa oraz do rzetelne­go wypełniania zadań rodzicielskich”[4].

 

Wydaje się, że wprowadziliśmy w obszar wychowania i kultury nazwę (nazwy), któ­rą przyzwyczailiśmy się niewłaściwie określać mianem sfery/obsza­ru życia seksualnego osoby ludz­kiej (seks). Niewłaściwie, bo łaciński termin sexus, z któ­rego wywodzą się używane przez nas wyrazy „seks” lub „seksualny” w isto­cie oznacza płeć, życie płciowe człowieka, zwłaszcza w jego fizycznym, zmy­sło­wym aspekcie. Jest on zatem w przestrzeni wychowania i kultury nie­pełny, nie wyraża pełni i nie kieruje ku pełni. Doświadczamy tego między in­nymi w rozpo­wszechnianych opiniach na temat płci i życia seksualnego. Uży­wamy określo­nych pojęć/terminów, ale przestajemy się rozumieć, bo znaczą u drugiej osoby zupełnie coś innego, choć czasem pytanie skierowane do dziew­czyny, „czy ma ochotę na seks”, jest w pełni zrozumiane. W tym sensie płeć (sexus) jest przed­stawiana i przeżywana wyłącznie jako źródło przyjemnych uczuć. Co prawda mówi się powszechnie o „miłości”, ale przez nią „rozumie się uczucie o chara­kterze przelotnej namiętności”. Tu znowu mamy do czynienia z pokrętnym, nie­­pełnym rozumieniem tego słowa, a więc nieprawdziwym. Mamy do czynienia z bałaganem znaczeniowym, z wieżą Babel. Ludzie przestają się rozumieć.

 

Warto zwrócić uwagę, że w cytowanym tekście św. Jana Pawła II, tra­ktującym o banalizowaniu ludzkiej płciowości[5], Ojciec Święty zwraca uwagę na posługę wychowawczą rodziców wobec swoich dzieci, która „musi skupić się zde­cydowanie na kulturze życia płciowego”. Cieszy mnie to, że nie został tu uży­ty termin „wychowanie seksualne”, a także i to, że podkreślił rolę rodziców jako wprowadzających w zagadnienia płci, tworzących szczególną atmosferę do­mu, mającą ich zadanie ułatwić. Cieszy także fakt, że przedmiot (przy wielu zastrzeżeniach co do jego potrze­by) mający wprowadzić w proces przyjęcia płci przez dzieci i młodzież, a także wspomóc rodziców ze strony szkoły w realizacji ich zadania nosi nazwę „Wprowadzenie do życia w rodzinie”. Rację takiego wy­boru nazwy tłuma­czy i uzasadnia wspomniany przeze mnie Ojciec Meissner: „Kresem rozwoju psychoseksualnego jest u znacznej większości ludzi założenie rodziny. Zdolność do doświadczenia zadowolenia płciowego jest oczywiście wa­runkiem nie tylko przekazywania życia, ale również zawarcia małżeństwa i za­łożenia rodziny. Wa­ru­nek nawet konieczny, nie może stać się celem poszukiwa­nym dla siebie. To­też celem wychowania w dziedzinie płciowości, a więc wycho­wania młodego czło­wieka jako mężczyzny i kobiety, powinno być zwrócenie u­wagi tych mło­dych ludzi nie na to, czego oczekują od życia płciowego, ale na to, czego ocze­kują od życia w rodzinie i co w życie rodzinne mogą wnieść”[6].

 

Święty Jan Paweł II doda: „Jeśli rodzice chrześcijańscy rozpoznają u dzie­ci oznaki Bożego powołania, dołożą wszelkiej troski i starania, aby wycho­wywać do dziewictwa, jako najwyższej formy owego daru z siebie, który jest is­to­tnym sensem płciowości ludzkiej”[7].

 

Dlaczego standardy WHO w edukacji seksualnej stanowią zagrożenie dla młodego pokolenia? Także wszystkich uczniów polskich.

By odpowiedzieć na postawione pytanie, należałoby napisać książkę, która byłaby owocem poważnej konferencji odpowiedzialnych i dobrze wykształ­conych osób. Spróbuję zatem zaznaczyć pewne punkty znaczące, „zworniki” refleksji nad wychowaniem płciowym osoby ludzkiej, sugerując je­d­no­cześnie Czytelnikowi konieczność zapoznania się z podstawową lekturą.

 

a) Źródłem nieporządku w ogóle, a sferze wychowania do przyjęcia płci szczególnie, jest odrzucenie związku jaki istnieje „od początku” (Księga Rodzaju 1-2) pomiędzy Bogiem a człowiekiem. Ten związek dotyka „komunijnej” istoty Boga w Trójcy Osób; poprzez związek małżeński (męża i żony) staje się ona bar­dziej zrozumiała: „Jeśli zaś zapożyczymy z tegoż opisu, czyli z tekstu kapłań­skiego [Rdz 1], pojęcie obrazu Boga, wówczas moglibyśmy wnioskować, że ob­razem i podobieństwem Boga stał się człowiek nie tylko poprzez samo człowie­czeństwo, ale także poprzez komunię osób, którą stanowią od początku mężczy­zna i niewiasta (…). Człowiek staje się odzwierciedleniem Boga nie tyle w akcie samotności, ile w akcie komunii (…). Nie jest to oczywiście bez znaczenia rów­nież dla teologii ciała (…). Teologia ciała, która od początku związana jest ze stworzeniem człowieka na obraz Boży, staje się poniekąd także teologią płci – albo raczej teologią męskości i kobiecości”[8]

 

Co więcej, tajemnicy kreacji człowieka na „obraz Boży” odpowiada per­spektywa prokreacji („bądźcie płodni i zaludniajcie ziemię”)[9]; Ewa, „pier­wsza rodząca kobieta (Księga Rodzaju 4, 1) ma pełną świadomość tajemnicy stwo­rze­nia objawiającą się w ludzkim rodzeniu” (…). W tym to, zrodzonym z kobiety rodzicielski za sprawą mężczyzny-rodzica nowym człowieku, odtwarza się ten sam za każdym razem „obraz Boga”, który ukonstytuował samo człowie­czeń­st­wo pierwszego człowieka: „na obraz Boży go stworzył; stworzył mężczyznę i nie­wiastę”[10].

 

Przyjęcie teorii kreacji, podnosi znaczenie człowieka jako osoby i nie po­zwala na jego „redukcję do świata”, o co tak łatwo w ideologizacji biologicznej teorii ewo­lucji i jej naporu kulturowego[11].

 

b) Jednym z owoców pracy w redakcji Encyklopedii Katolickiej było zys­kanie przekonania, że do każdego z zagadnień należy podejść z uwzględnieniem jego wieloaspektowości. Tak też jest z wychowaniem do przyjęcia płci; nie mo­żna go ograniczyć do edukacji seksualnej: Płciowość, jak pisze Pan Profesor Jakub Pawlikowski, dr hab. nauk medycznych, dr prawa i filozof, jest „przyna­leżna ludzkiemu bytowi przez cały okres jego istnienia (przyrodzona), teleolog­i­czna (ukierunkowana na cel prokreacyjny) i transgresywna (wykraczająca po­za jednostkę). Ale chociaż jest jednym z eleme­n­tów konstytutywnych człowiek, to nie jest całym człowieczeństwem i nie na­leży redukować człowieka do wymiaru płciowego, a tym bardziej seksualnego. Wiele cech natury ludzkiej jest bowiem wspólnych dla osób różnej płci, a w wielu obszarach ludzkiej akty­wności element płciowości nie odgrywa roli dominującej. Płciowość zatem jest kategorią o wiele szerszą i bardziej podstawową niż seksualność, a brak aktyw­ności seksualnej nie oznacza braku lub zaniku płciowości. Aktywność seksual­na pojawia się u większości ludzi tylko w pewnych okresach ich życia, nato­miast niezależnie od tego pozostają oni ciągle istotami płciowymi. Antropologi­czny błąd nadinterpretacji, a niekiedy nawet absolutyzacji, znaczenia ak­ty­wności seksualnej, pojawia się w niektórych popularnych nurtach myśli współczesnej. Nie należy także płciowości redukować do sfery uczuciowo-emo­cjonalnej, rozpatrując jej znaczenie i cel tylko, albo przede wszystkim, na pozio­mie psychologicznym, społecznym, filozoficznym lub teologicznym, w oderwa­niu od wymiaru biologicznego ukierunkowanego na rozrodczość”[12].

 

Każdy z nas doświadcza, że sfera płciowości może stanowić i stanowi źró­dło zachowań o charakterze pozytywnym i negatywnym (destrukcyjnym). Dla­tego winna być poddana działaniom wychowawczym, „wymaga właściwych oddziaływań środowiskowych i wychowawczych ukierunkowanych na jej zinte­growanie z innymi wymiarami osoby ludzkiej. Istotą wychowania człowieka w sferze płciowości (wychowania seksualnego) jest wychowanie do odpowiedzial­nego przezywania płciowości w wymiarze biologicznym, psychologicznym i spo­łe­cznym. Oddziaływania wychowawcze zaczynają się już w okresie dziecięcym od akceptacji płci dziecka. W okresie dzieciństwa i dojrzewania rolę wychowawczą pełnią przede wszystkim rodzice i opiekunowie, a w wieku dojrzałym dominować powinno samowychowanie (…). Zredukowanie edukacji w zakresie płcio­wości do sfery aktywności seksualnej może być bodźcem ukierunkowującym niedojrzałych słuchaczy (dzieci) do poszukiwania przyjemności w oderwaniu od fundamentalnych celów płodności, co prowadzi w latach dziecięcych do utraty pogody ducha i otwierających drogę zepsucia. Bez odniesienia do odpowiedzia­l­ności edukacja w tym zakresie staje się jedynie instrukcją seksualną. Akt pł­ciowy powinien być rozumiany jako przeniesienie miłości do drugiej osoby do sfery cielesnej, a nie wyłącznie skupieniem na doświadczeniu przyjemności lub wybranych cechach płciowych (…). Wychowanie i edukacja w zakresie płciowo­ści powinny prowadzić do umiejętnego panowania nad popędem i rozwijania zdolności wstrzemięźliwości seksualnej i cnoty czystości. Cnota czystości, po­rzą­­dkująca sferę płciowości, ukierunkowuje aktywność płciową ku jej własne­mu dobru, integrując ja z innymi sferami aktywności ludzkiej. Jej celom służą również cnota skromności i wstydliwości (…). W dzisiejszym społeczeństwie ist­nieje wiele okoliczności, które utrudniają prawidłowe wychowanie w sferze pł­cio­wości, prowadzą do rozluźnienia norm moralnych, wczesnej inicjacji seksu­al­nej, utowarowienia seksu oraz ryzykownych zdrowotnie zachowań. Szczególnie negatywny wpływ na tę sferę w naszym kraju wywiera szeroki dostęp do pornografii dla osób w każdym wieku, a także ukazywanie kulturowej swobody wyboru płci i orientacji seksualnej bez odwołania do determinant biologicznych oraz celowości i odpowiedzialności w sferze płciowości”[13].

 

c) Musimy zapytać o to, co sprawia przeciwstawianie się procesowi wy­cho­wania do przyjęcia pł­ci, a tak bezwzględnej i arbitralnej decyzji przyjęcia e­du­kacji seksualnej przez dokument Standardy edukacji seksualnej w Europie ? Gdzie tkwi przyczyna zła? Często nie zdajemy sobie sprawy z działania tak zwa­nych megatrendów, a więc zjawisk charakterystycznych dla opisu zjawisk glo­balnych, pojawiających się na polu filozofii, w życiu gospodarczym, politycz­nym, kulturalnym, ma­jącym swe odniesienia także do religijności i moralności ludzi współczes­nych: „Kształtują się powoli, ale gdy już zaistnieją, wywierają wpływ na wiele dzie­dzin życia ludzkiego”[14]. W przekonaniu socjologów niewąt­pliwie chodzi o proces upowszechniania się przekonania o indywidualnym „pra­wie do swobodnego wy­bo­ru przekonań, postaw i wzorów zachowań”[15] w tak zwa­nym społeczeństwie ponowo­czesnym.

 

Z kolei św. Jan Paweł II zwraca uwagę na toczącą się walkę pomiędzy indywidualizmem a personalizmem, to znaczy nurtem myślowym wskazującym na osobę ludzką jako „najważniejszą i naczelną kategorię bytu, poznania, języ­ka oraz za cel sam w sobie w sferze działania moralnego”[16]. Przedstawiciele per­so­nalizmu demaskują indywidualizm zafałszowanym rozumieniem wolności (tak zwana wolna miłość) i programowym etycznym utylitaryzmem, „związanym z indywidualistycznie za­programowaną wol­nością”. Ojciec Święty podkreśla, że w tym starciu „jesteśmy tutaj na tropie an­tytezy po­między indywidualizmem a personalizmem. Miłość i cywilizacja mi­łości zwią­za­ne są z personalizmem. Dla­czego właśnie z personali­zmem? Dlacze­go indywi­du­alizm zagraża cywilizacji mi­ło­ści? Klucz odpowiedzi stanowi soboro­we wyra­że­nie bezinteresowny dar[17]. Indywidualizm oznacza takie użycie wol­no­ści, w któ­rym podmiot czyni to, co sam chce. Nie przyjmuje, aby ktoś ch­ciał, wyma­gał od niego w imię obiektyw­nej prawdy. Nie chce drugiemu da­wać, stać się darem bezinteresownym w prawdzie. Indywidualizm pozostaje egocentryczny. Antyteza pomiędzy nim a personalizmem rodzi się nie tyle na gruncie teorii, ile na gruncie »etosu«. Etos personalizmu jest altrui­s­tyczny. W jego zasięgu osoba nie tylko zdolna jest sta­wać się darem dla dru­gich, ale co więcej – znajduje w tym radość. Jest to radość, o jakiej mówi Chrystus (por. J 15, 11; 16, 20. 22). Jeżeli społeczeństwa ludzkie – a wśród nich rodzina – żyją w orbicie zmagań po­między cywilizacją miłości a jej anty­tezami, to trzeba dla tych zmagań szukać ostatecznej pod­sta­wy w słusznym sposobie rozumienia człowieka oraz tego, co sta­nowi o spełnieniu, urzeczy­wi­stnieniu jego człowie­czeń­stwa. Tak więc z pe­w­nością prze­ciwna jest cywilizacji miłości tak zwana »wolna miłość«  – tym nie­bez­piecz­niejsza, że zwykle sugeruje się przy tym oparcie na tak zwanym praw­dziwym uczuciu. Sugestią taką w gruncie rzeczy niszczy się miłość. Ileż rodzin uległo rozbiciu z tego właśnie powodu! Sugestia, aby iść zawsze za prawdzi­wym uczuciem, chociaż pozornie służy miłości wolnej, naprawdę czyni czło­wie­ka niewolnikiem tego, co św. Tomasz nazywa »passiones animae«  – niewol­ni­kiem ludzkich namiętności i in­stynktów. Wolna miłość wy­ko­rzystuje więc lu­dzkie słabości, dostarcza im pe­wnej oprawy szlachetności przy pomocy środ­ków uwodzenia, a także doraźnej aprobaty opinii publicznej. Usiłuje ona w ten sposób uspokoić wyrzuty pra­wego sumienia. Usiłuje stwo­rzyć moralne alibi. Nie bierze jednak pod uwagę wszystkich konsekwencji, ja­kie z tego powodu wy­nikają, zwłaszcza gdy cenę – oprócz współmałżonka – pła­cą dzieci, które – poz­ba­wione własnego ojca czy matki – zostają skazane na fa­k­tyczne sieroctwo, chociaż prawdziwi rodzice nadal żyją.

 

Motywacją etycznego utylitaryzmu jest – jak wiadomo – intensywne po­szu­kiwanie szczęścia w stopniu maksymalnym. Jednakże to »utylitarystyczne szczęście« bywa pojmowane tylko jako przyjemność, jako doraźne zaspokoje­nie, które uszczęśliwia poszczególne jednostki bez względu na obiektywne wyma­ga­nia prawdziwego dobra.

 

Cały ten program utylitaryzmu, związany z indywidualistycznie zapro­gra­mowaną wolnością – wolnością bez odpowiedzialności[18] – jest antytezą miło­ści, również jako wyrazu ludzkiej cywilizacji, jej całościowego i spójnego kształ­tu. O ile takie pojęcie wolności natrafia w społeczeństwie na podatny grunt, można się obawiać, iż sprzymierzając się łatwo z każdą ludzką słabością, stanowi ono systematyczne i permanentne zagrożenie dla rodziny”[19].

 

 

 

[1] Na przykład: Ojciec Święty Franciszek. Posynodalna adhortacja apostolska »Amoris laetitia« O miłości w rodzinie art. 282. Kraków 2016 s. 222.

[2] Deklaracja o wychowaniu chrześcijańskim art. 1. W: Sobór Watykański II. Konstytucje – dekrety – deklaracje. Tekst polski. Nowe tłum. Poznań 2002 s. 315.

[3] Erklärung über die christliche Erziehung []. Kom­mentar besorgt von einer Kommission unter Vorsitz von Bischof Dr. Johannes Pohlschneider, Aachen. W: Das Zweite Vatikanische Kon­zil. Konstitutionen, Dekrete und Erklärungen. Lateinisch und Deutsch. Kommentare. Tl. 2. Frei­burg-Basel-Wien 1967 s. 370-371.

[4] Meissner. Płciowość i czystość s. 10.

[5] Jan Paweł II. Adhortacja apostol­ska »Familiaris consortio« […] O zadaniach ro­dzi­ny chrześci­jańskiej w świecie współczes­nym art. 37 s. 70

[6] Meissner. Płciowość człowieka w kontekście wychowania osoby ludzkiej s. 14-15. Jego tok ro­zumowania jest następujący: „Rzeczywistość męskości i kobiecości odnosi się do płci […]. Człowiek jest istotą rozdzielno­płcio­wą. Uzmysłowienie tak oczywistego faktu może spotkać się z zarzutem trywializowania za­gadnienia. Niemniej ta rzeczywistość biologiczna jest podstawowa dla osoby ludzkiej, która jest uduchowionym ciałem i ucieleśnioną duszą. Pociąga ona za sobą doniosłe następstwo w posta­ci zdolności mężczyzny, a zatem i możliwości, do nałożenia się na relację mężczyzna-kobieta relacji ojciec-matka i do powstania doniosłej relacji ojciec-dziecko. Wszystkie relacje międzyoso­bowe wiążą się z powinnościami moralnymi i z odpowiedzialnością. Wszakże relacje mąż-żona, ojciec-matka, ojciec-dziecko czy matka-dziecko, nakładające się w o­kre­ślonych warunkach na relację mężczyzna-kobieta, wiążą się z zadaniami, których właściwe wy­pełnienie  jest powinno­ścią moralną. Ani mężczyzna, ani kobieta nie powinni o tym zapomi­nać. Wydaje się, że w obra­zie siebie mężczyzny przeważa przeżywanie relacji mężczyzna-kobie­ta. Oznacza to, że model mę­­skości kształtowany jest głównie w odniesieniu do relacji mężczy­zna-kobieta, a nie w odnie­sieniu do funkcji rodzicielskiej, czyli do relacji ojciec-dziecko. Przed­miotem troski, a nawet pewnego rodzaju lęku, jest to, co fizycznie różni mężczyznę i kobietę. Mo­ż­na to określić mianem niepokoju związanego z płciowym zróżnicowaniem ciała. Wyrazem tego niepokoju są liczne publikacje tzw. uświadamiające i programy tzw. wychowania seksual­nego, w których daje się zauważyć skoncentrowanie autora na szczegółach dotyczących budowy ciała i stosunku seksu­al­nego, podczas gdy funkcja rodzicielska, a więc w najściślejszym zna­cze­niu płciowa, ukazana jest jako zagrożenie dla działających seksualnie, którą albo trzeba od­su­nąć, albo się przed nią bronić czy zabezpieczyć – jak przed chorobą. Takie ujmowanie prowa­dzi do okaleczenia doświa­d­­czenia męskości przez przeciwstawienie jej relacji rodzicielskiej. Mo­del męskości utworzony na podstawie takiej lękowej postawy zupełnie nie odpowiada potrze­bom dziecka. Nietrwałość ws­pół­czesnych małżeństw przemawia też za tym, że sama relacja mę­ż­czyzna-kobieta, kształtowa­na na podstawie takiego nasyconego lękiem modelu męskości, nie może się przekształcić w har­­monijną relację mąż-żona. W pewnym sensie nie ma nic w tym dzi­wnego. Relacja mężczy­zna-kobieta jest bowiem powszechna w życiu społecznym i kształtuje w wieloraki sposób życie wszystkich członków społeczności. Wyrazem niedojrzałości zarówno mę­ż­czyzny i kobiety, jest jednak to, jeśli nie są w pełni świadomi, że z natury rzeczy jest ona pod­sta­wą dla relacji mąż-żo­na. Trudno mówić o dorosłości mężczyzny i kobiety, jeśli nie są oni świa­domi, że relacja ta w swej istocie jest płciowa, a więc że na relację mężczyzna-kobieta, jeśli te osoby podejmują sto­sunki płciowe, może się nałożyć relacja ojciec-matka, a co za tym idzie – relacja ojciec-dziecko i matka-dziecko” (Meissner. Ojciec – potrzeby dziecka a wzorzec męskości s. 197-198).

[7] Jan Paweł II. Adhortacja apostol­ska »Familiaris consortio« […] O zadaniach ro­dzi­ny chrześci­jańskiej w świecie współczes­nym art. 37 s. 71.

[8] Jan Paweł II. Mężczyzną i niewiastą stworzył ich. Odkupienie ciała a sakramentalność mał­że­ń­stwa. Città del Vaticano 1986 s. 39-40, 41.

[9] Tamże s. 13.

[10] Tamże s. 87, 88.

[11] A. Maryniarczyk. Ewolucja czy kreacja? „Ateneum Kapłańskie” 2019 z. 3 s. 462-488.

[12] J. Pawlikowski. Ludzka płciowość. „Ateneum Kapłańskie” 2019 z. 3 s. 505.

[13] Tamże s. 513-514, 515, 516.

[14] Mariański. Megatrendy reli­gijne w społe­czeństwach ponowoczesnych. Studium socjologicz­ne s. 19. „Wiara pozbawiona podstaw egzystencjalnych łatwo przekształca się w nieokreśloną for­mę subiektywizmu i zindywidualizowanej arbitralności” (tamże s. 26).

[15] Tamże s. 158. „Indywidualizm w oczach młodzieży nie oznacza aspiracji do bycia »indywidua­lnością«, bogatą, oryginalną, osobowościową. Znaczy raczej tyle, że każdy żyje, jak chce, wybie­ra jak chce, a inni nie powinni się do tego wtrącać (…). Ów indywidualizm można określić mia­nem tolerancyjnego egoizmu (…). W życiu jednostki ważne jest jej osobiste »ja« i jej wybory, nie­zależnie od tego, jakie one są. Jednostki bardziej są skupione na dokonywaniu wyborów, mniej zaś koncentrują się na tym, czy wybory są właściwe czy niewłaściwe, dobre czy złe, szlachetne czy nie szlachetne. Można by powiedzieć, że indywidualizacja oznacza swoistą sakralizację »ja«”  (tamże s. 163, 164).

[16] [Red.]. Personalizm. W: Encyklopedia katolicka. T. 15: Pastoralna psychologia – Porphyreon. Red. E. Gigilewicz. Lublin 2011 kol. 337.

[17]  Wyjaśnienie dla Czytelnika: Chodzi o użyte w Konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świe­cie współczesnym określenia miłości (zob. art. 24). W starym tłumaczeniu tekstów soborowych, którym posługuje się Ojciec Święty jest mowa o »bezinteresownym darze«. W nowym tłumacze­niu z roku 2002 jest użyte sformułowanie „szczery dar”: „Pan Jezus (…) ujawnia pewne podo­bieństwo pomiędzy jednością Osób Boskich, a jednością dzieci Bożych w prawdzie i miłości. Po­dobieństwo to ujawnia, że człowiek, będący na ziemi jedynym stworzeniem, którego Bóg chciał ze względu na nie samo, nie może się w pełni odnaleźć inaczej, jak tylko przez szczery dar z siebie samego” (Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym 24. W: Sobór Wa­tykański II. Konstytucje – dekrety – deklaracje. Tekst polski. Nowe tłum. Poznań 2002 s. 544).

[18] W refleksji św. Jana Pawła II „nie można rozumieć wolności jako swobody czynienia czego­kol­wiek. Wolność oznacza nie tylko dar z siebie, ale oznacza też wewnętrzną dyscyplinę daru. W pojęcie daru wpisana jest nie tylko dowolna inicjatywa podmiotu, ale też wymiar powinności. To wszystko zostaje z kolei urzeczywistnione w »komunii osób«. W ten sposób znajdujemy się w samym sercu każdej rodziny” (Jan Paweł II. List do rodzin art. 14. W: tenże. Dzieła zebrane. T. 3: Listy. Kraków 2007 s. 376).

[19] Jan Paweł II. List do rodzin art. 14. W: tenże. Dzieła zebrane. T. 3: Listy. Kraków 2007 s. 376-377.

 

 

 

*****

 

 

 

Część I wywiadu z prof. Markiem Marczewskim można przeczytać TUTAJ.

 

Część III rozmowy zostanie opublikowana w sobotę 22 lutego. Zapraszamy!

 

 

 

Aby przeczytać pracę prof. Marka Marczewskiego pt. „Stanowisko wobec dokumentu Standardy edukacji seksualnej w Europie: Podstawowe zalecenia dla decydentów oraz specjalistów zajmujących się edukacją i zdrowiem” wystarczy kliknąć TUTAJ.

  

  

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie