7 grudnia 2020

Prof. Grzegorz Kucharczyk: Gesty i polityka [OPINIA]

(For: Tallandier/ Rue des Archives / Forum)

Pięćdziesiąt lat temu socjaldemokratyczny kanclerz Republiki Federalnej Niemiec, Willy Brandt ukląkł przed warszawskim pomnikiem Bohaterów Getta. W czasie tej samej wizyty został podpisany między rządem PRL a RFN układ, w którym rząd Brandta uznawał przebieg zachodniej granicy Polski na Odrze i Nysie Łużyckiej.

 

Te dwa wydarzenia z pewnością godne są wspomnienia. Czy jednak należy je świętować, celebrować jako „kamienie milowe na drodze polsko – niemieckiego” pojednania? Szukając odpowiedzi na tak postawione pytanie, należy przypomnieć o kilku kwestiach:

Wesprzyj nas już teraz!

 

Rzesza ciągle istnieje. Podpisany za zgodą kanclerza W. Brandta układ graniczny został właściwie wyrzucony do kosza przez zachodnioniemiecki Federalny Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe, który odpowiadając na skargę grupy posłów do Bundestagu (głównie z chadecji) w swoim orzeczeniu z 1972 roku podtrzymał swoje wcześniejsze orzecznictwo stwierdzające dalsze istnienie Rzeszy Niemieckiej w granicach z 1937 roku. Wspomniane orzeczenie dotyczyło formalnie traktatu zawartego przez Brandta z rządem NRD, będącego odejściem od obowiązującej do tego czasu tzw. doktryny Hallsteina negującej istnienie NRD, ale przecież w istocie odnosiło się również do prawnej oceny grudniowego układu zawartego w 1970 roku w Warszawie.

 

Czekamy na traktat pokojowy. Trybunał podkreślał również, że ostateczne rozstrzygnięcie w sprawie przebiegu granicy polsko – niemieckiej podejmie zjednoczone państwo niemieckie w ramach ogólnego traktatu pokojowego kończącego drugą wojnę światową. Zauważmy, że do dzisiaj takiego traktatu pokojowego (na wzór tego zawartego w 1919 roku w Wersalu na zakończenie pierwszej Wielkiej Wojny) nie ma.

 

Traktaty się nie liczą, albo inaczej: liczą się, o ile zgadzają się z interesami mocarstw. Tak też było w przypadku kolejnych „kamieni milowych na drodze pojednania polsko-niemieckiego”. Ostateczne uznanie przez Bonn zachodniej granicy Polski na Odrze i Nysie Łużyckiej w 1990 roku było rezultatem rozmów w formacie „dwa (państwa niemieckie) plus cztery (mocarstwa, dawni alianci”, które przygotowywały polityczny grunt pod zjednoczenie Niemiec. Nie jest tajemnicą, że na uregulowanie tej kwestii naciskał Waszyngton, który rezerwując dla zjednoczonych Niemiec specjalne miejsce w swojej imperialnej strategii (na tym polegało podniesienie przez administrację G. Busha seniora relacji amerykańsko – niemieckich na poziom special relations) nie chciał, by jego „specjalny sojusznik” (czytaj: strażnik imperialnych interesów USA w Europie) miał jeszcze jakieś „zaszłości”. To stanowisko Ameryki wspierała Wielka Brytania (M. Thatcher niechętnie, mówiąc eufemistycznie, zapatrywała się na perspektywę zjednoczenia Niemiec) oraz Francja (prezydent F. Mitterand dodatkowe zabezpieczenie interesów Francji widział w zgodzie kanclerza Kohla na przystąpienie zjednoczonych Niemiec do forsowanej przez Paryż unii walutowej).

 

Bohaterowie Getta, nie Powstania Warszawskiego. Willy Brandt ukląkł przed pomnikiem Bohaterów Getta. W tym sensie można mówić, że ten gest o wiele bardziej był kamieniem milowym na drodze zacieśniania relacji politycznych (i gospodarczych) RFN z Izraelem. Początki tego procesu przypadają na czas rządów Konrada Adenauera i jego „specjalnych relacji” z Ben Gurionem. Brandt nie ukląkł przed pomnikiem Powstania Warszawskiego z prostej przyczyny – bo go nie było na skutek celowej polityki władz komunistycznych. To wszystko prawda. Podobnie jak to, że już po postawieniu monumentu (dla ścisłości nie jest to pomnik Powstania Warszawskiego, ale Powstańców Warszawskich) żaden z następców Brandta nie zdecydował się na „nadrobienie” jego gestu.

 

Niemiecka lewica – przyjaciel Polski? Elementem mitologii narosłej wokół wspomnianego gestu Willy’ego Brandta jest legenda, wedle której niemiecka socjaldemokracja w sprawie powojennej granicy polsko-niemieckiej korzystnie z naszego punktu widzenia odróżniała się od niemieckich partii chadeckich (umownie nazywanych „niemiecką prawicą”). Warto więc w tym kontekście przypomnieć, że przez pierwszych dziesięć lat istnienia RFN partia Brandta, kierowana wówczas przez Kurta Schumachera zdecydowanie wspierała stanowisko rządu Adenauera sprzeciwiające się granicy Polski na Odrze i Nysie, a po podpisaniu przez kanclerza Brandta układu granicznego, również w SPD nie brakowało głosów krytykujących tą decyzję. Trzeba wiedzieć, że w przypadku SPD nie była to żadna aberracja, odstępstwo od ideałów. Przecież w czasie pierwszej wojny światowej SPD wspierała w swojej zdecydowanej większości aneksjonistyczne plany rządu Rzeszy Niemieckiej, w tym imperialną strategię Mitteleuropy. W latach 1918 – 1919 niemieccy socjaldemokraci protestowali przeciw „polskiemu imperializmowi”, jak nazywano w socjaldemokratycznej prasie Powstanie Wielkopolskie, czy powrót Polski na część Pomorza Nadwiślańskiego. Sankcjonujący ten fakt traktat wersalski socjaldemokraci nazywali „dziełem opętańców” i dołączyli do ogólnoniemieckiej kampanii przeciw podpisaniu tego traktatu pod hasłem „Lepiej być martwym niż niewolnikiem! (Lieber tot, als Sklav!). W okresie Republiki Weimarskiej (1919 – 1933) socjaldemokracja niemiecka dołączyła do antypolskiego chóru wszystkich partii niemieckich (niestety również katolickiego Centrum) wieszczącego rychły upadek „polskiego państwa sezonowego”, tuczącego się na „niemieckiej krzywdzie”, a faktem swojej niepodległości „depczącego niemiecki honor”.

 

Dzisiaj wywodząca się z SPD wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego tęskni za „głodzeniem” części narodów Europy Wschodniej. Jak widać sformułowana już przez Marksa i Engelsa koncepcja „narodów reakcyjnych” skazanych na zagładę przez nadciągający walec rewolucji, jest ciągle w SPD żywa.

 

Na kolanach – na pewno nie kosztem niemieckich interesów. Gest W. Brandta w kontekście dotychczas wspomnianych kwestii dotyczących prawnych i międzynarodowych uwarunkowań relacji polsko-niemieckich nie był więc jakimś rodzajem kapitulacji. Służył realizacji interesów państwa niemieckiego. Dzisiaj uznani politolodzy niemieccy (np. prof. Herfried Münkler) piszą o Niemczech jako „Macht der Mitte”, czyli o „potędze/sile środka vel potędze/sile w środku”; w środku Unii Europejskiej.

 

W przyszłym roku przypadnie trzydziesta rocznica podpisania polsko-niemieckiego układu „o dobrym sąsiedztwie”, który stanowił dopełnienie układu granicznego polsko-niemieckiego z 1990 roku. W tym samym czasie państwo niemieckie przystąpiło – rzecz jasna w ramach „dobrego sąsiedztwa” – do realizacji swoich interesów innymi, niż aneksje terytorialne, środkami. Dość wspomnieć ekspansję kapitału niemieckiego na przykład w mediach lokalnych (ciekawe jest jego geograficzne rozłożenie, niepokojąco pokrywające się z zasięgiem grani Rzeszy Niemieckiej z 1937 roku) czy ekspansję niemieckiej soft power (np. otwieranie w Polsce oddziałów fundacji afiliowanych przy najważniejszych niemieckich partiach politycznych).

 

Ta soft power pokazała nieraz swoją siłę. W przyszłym roku będzie dziesięć lat jak byli (w 2011 roku) ministrowie spraw zagranicznych RP (nie RFN) poczuli się w obowiązku zaprotestować przeciw „obrażaniu pani kanclerz A. Merkel” przez prezesa PiS, który w jednym z wywiadów udzielonym w czasie toczącej się w Polsce kampanii parlamentarnej zasugerował związki A. Merkel ze wschodnioniemiecką Stasi. Krótko po drugiej wyborczej wygranej PO, minister spraw zagranicznych RP (nie RFN) złożył „berliński hołd”, wzywając Niemcy do „przejęcia odpowiedzialności” za Unię Europejską.

 

Jakże mocno ta soft power musi dzisiaj, w dobie pogłębionej troski Berlina nad praworządnością w całej UE, intensywnie pracować na rzecz dalszego umacniania „kamieni milowych pojednania polsko-niemieckiego”! Tego możemy tylko się domyślać. Ale przeglądając w tych dniach tytuły ukazujących się w Polsce periodyków i portali będących w posiadaniu niemieckiego kapitału, widać wyraźnie, że – jak mówią Anglosasi – who pays the piper calls the tune.

 

Grzegorz Kucharczyk

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(4)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie