Jak rzadko spotyka się dziś dobrego pisarza – nawet pośród laureatów nagrody Nobla.
Każda rewolucja polityzuje wszystko, bo polityka (zwłaszcza mocno zideologizowana) ma być według kolejnych pokoleń rewolucjonistów panaceum na wszystkie dotychczasowe bolączki świata.
Pierwsza w ciągu wielkich rewolucji protestancka reformacja była pod tym względem wzorcowa. Zanegowanie przez Marcina Lutra sakramentalnego charakteru małżeństwa i jego twierdzenie, że nic, co dotyczy prawa małżeńskiego, nie należy do Ewangelii, oznaczało, że odtąd wszystko w zakresie prawa małżeńskiego będzie zależeć od państwa. A cóż dopiero powiedzieć o przypisanej przezeń władcom świeckim roli biskupów z konieczności! Tam, gdzie zwyciężyła reformacja, polityka (czytaj: władca świecki jako summus episcopus) miała panować nad religią. Słowa naszego króla Zygmunta Augusta – nie będę królem waszych sumień – wypowiedziane do protestantów domagających się ustanowienia w państwie jagiellońskim „Kościoła narodowego”, były deklaracją człowieka cywilizacji łacińskiej, przeciwrewolucjonisty.
Rewolucja francuska, która zgodnie z deklaracją jednego z jakobińskich deputowanych, miała intencję rozpoczęcia świata na nowo, polityzowała wszystko – od pomiaru czasu (w nowym kalendarzu republikańskim) po edukację (dzieci należą do republiki – orzekł Danton). Polityka miała dominować nad moralnością, bo tak należy rozumieć deklarację Robespierre’a o wprowadzeniu we Francji po obaleniu monarchii rządów cnoty. Odtąd, co jest cnotą, miał określać Komitet Ocalenia Publicznego, a w praktyce jednoosobowo „Nieprzekupny”. Republika – jak mawiał Saint-Just, prawa ręka jakobińskiego dyktatora – miała stać się żarliwą wspólnotą. To polityka miała wyznaczyć przedmiot właściwego kultu i wyznaczyła „Najwyższą Istotę”.
Choć dziewiętnastowieczne Kulturkampfy pozbawione były takiej skali krwawego terroru, jaki panował pod rządami cnoty w rewolucyjnej Francji, również wtedy polityka skutecznie (jak się okazało) wdarła się w sferę edukacji oraz w prawo obywateli do swobodnego stowarzyszania się i wybierania własnej drogi życiowej (taki był wszak sens serii antyzakonnych legislacji przyjmowanych w Prusach, we Francji, Piemoncie i Portugalii od drugiej połowy XIX wieku do początku minionego stulecia).
Przed takim rewolucyjnym zaufaniem polityce jako uniwersalnemu panaceum z charakterystyczną dla siebie przenikliwością przestrzegał Zygmunt Krasiński: Polityka nie zdaje się nam na nic. Tak jak do bankierstwa, zmysłu do niej nie posiadamy. Gdy się w politykę wdajem, wpadamy w demagogię, w centralizację, w anarchię lub w królewszczady niekrólewskie, w zbrodnie lub śmieszność.
A propos demagogii i śmieszności, warto zacytować słowa wypowiedziane niedawno przez nową noblistkę Olgę Tokarczuk. Przebywając w Niemczech, gdzie zgodnie z rytuałem przestrzeganym przez wszystkie „niezależne umysły” przybywające z Polski do naszego zachodniego sąsiada, wyraziła zaniepokojenie duszną atmosferą wymuszającą u polskich autorów autocenzurę (czyżby myślała o postępowaniu rektora UMK?), po czym dodała tonem afirmatywnym: Jestem polityczna w najszerszym wymiarze rozumienia polityki. Dzisiaj polityczne stało się to, co jemy, jak żyjemy, jak zwracamy się do innych. Czyli podstawowe aspekty naszego życia.
I na koniec zupełnie niepolityczna uwaga. Czytając Dzienniki Sandora Maraia – wybitnego węgierskiego pisarza, naprawdę markowego (chciałoby się dodać: bo bez Nobla), natrafiłem na taki zapisek z roku 1974: Borges. Jak rzadko spotyka się dobrego pisarza! Ma siedemdziesiąt cztery lata, jest półślepy, mieszka w Argentynie, pracuje jako bibliotekarz, od lat typowany do Nagrody Nobla, ale od lat przyznają ją szczwanym wyłudzaczom.
Czekamy więc na Manuelę Gretkowską…
Grzegorz Kucharczyk
Tekst ukazał się z 71. numerze dwumisięcznika Polonia Christiana
Jeszcze do niedawna krytyka demokracji stanowiła tabu. Dziś pojawia się już w mediach głównego nurtu. Zauważają one to, o czym konserwatyści mówili od dawna – demokracja wiąże się z krótkowzrocznością. Jako polityczne remedium postulują chroniące interesy przyszłych obywateli instytucje, a w sferze kulturowej – wzięcie przykładu z budowniczych średniowiecznych katedr.
Niewielka broszura „Rodzina a szkoła” jest pierwszą propozycją wydawniczą Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego, poprzez którą poznajemy niewielki fragment z bogatej spuścizny literackiej jednego z najwybitniejszych dostojników kościelnych okresu dwudziestolecia międzywojennego, abp. Józefa Teodorowicza.
Lata 60. XX wieku to wyjątkowo burzliwy dla Kościoła katolickiego okres. Rewolucyjny ferment, jaki nastał wówczas w Europie zachodniej, przeniknął do katolickich środowisk. Nowowydana książka „Rewolucja '68. Swąd szatana w Kościele” stanowi doskonałe studium tego zjawiska, którego skutki europejscy katolicy odczuwają po dziś dzień.
Jest Kościół społecznością modlącą się. [To] olbrzymie zrzeszenie wierzących ludzi, którzy się modlą; czynią to może niedoskonale, z roztargnieniem, może nawet rzadko, ale znają wartość i znaczenie modlitwy i ją w jakimś stopniu w swym osobistym życiu praktykują.
1859 – zmarł Zygmunt Krasiński, polski myśliciel, poeta, dramatopisarz, prozaik, epistolograf. Zaliczany do grona „trzech wieszczów”. Do największych jego dzieł należą dramaty: Nie-Boska komedia (1835), ukazująca wizję krwawej rewolucji niszczącej uporządkowany świat, oraz filozoficzno-historyczny Irydion (1836).
Copyright 2020 by
STOWARZYSZENIE KULTURY CHRZEŚCIJAŃSKIEJ
IM. KS. PIOTRA SKARGI