12 lipca 2017

Produktów „piekielnych” nie kupuję!

(Fot. J. Kozikowski)

Używanie w reklamach „piekielnych” i „diabelskich” odniesień i kontekstów stało się w ostatnim czasie nagminną praktyką. Choć marketingowcy stosujący infernalne skojarzenia zasłaniają się biznesową skutecznością, powinni jednak mieć się na baczności. Co zrobią, kiedy władca czeluści wystawi im rachunek za prawa autorskie?


Grupą najbardziej narażoną na wszelkiej maści „piekielne” produkty zdają się być amatorzy pikantnych potraw i przypraw, a zwłaszcza ketchupów oraz sosów. To przecież ich zachęca się do zakupu okraszając towary mianem „z piekła rodem”, co ma sugerować ich wyjątkową ostrość i wyrazistość. Podobnie sprawa wygląda z różnego rodzaju przekąskami takimi jak czipsy, których ostry smak bywa reklamowany przy użyciu „diabelskich” konotacji.

Wesprzyj nas już teraz!

W równie trudnym położeniu znajdują się również amatorzy napojów energetycznych. Bywa, że ich pobudzające działanie ma rzekomo – zdaniem speców od marketingu – dawać siłę i moc określaną mianem „piekielnej”, czy wręcz „wyzwolić bestię” bądź „potwora”.

Trudno też nie wspomnieć o grach komputerowych, w których tematyka „z piekła rodem” zdaje się wręcz dominująca, a „odwiedziny” w rządzonych przez szatana otchłaniach stają się, na skutek zastosowania nowoczesnej technologii, coraz realniejsze…

Do „piekielnego” arsenału marketingowych chwytów sięgnęli w ostatnim czasie również producenci ciastek marki „Hit”. Z wielkoformatowych bilbordów potencjalnych klientów atakuje propozycja wyboru między piekielnie dobrym smakiem a niebiańsko pysznym smakiem. Czy jednak jest o co kruszyć kopię, skoro szatan to podobno tylko – jako rzecze generał jezuitów ojciec Sosa – „symboliczna figura”?

Ależ oczywiście, że jest!

Warto w tym miejscu przytoczyć słowa dziewiętnastowiecznego poety Charlesa Baudelaire’a, który zauważył, że „największy podstęp diabła to przekonanie nas o tym, że on nie istnieje”. Trafność tego spostrzeżenia stała się we współczesnych czasach porażająca. Uleganie ułudzie nieistnienia szatana stanowi dziś jedną z poważniejszych chorób toczących przecież także i katolickie sumienia. A przecież Pismo Święte i nauczanie Kościoła są w tej sprawie jednoznaczne i niezmienne.

Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina, że szatan istnieje i „działa w świecie przez nienawiść do Boga i Jego Królestwa w Jezusie Chrystusie, a jego działanie powoduje wielkie szkody – natury duchowej, a pośrednio nawet natury fizycznej – dla każdego człowieka i dla społeczeństwa” (KKK 395). Nazywany jest szatanem – słowo pochodzi z hebrajskiego i oznacza przeciwnika lub diabłem (z greckiego „diabolos” – oszczerca).

Należy pamiętać również, że „szatan, czyli diabeł, i inne demony są upadłymi aniołami, którzy w sposób wolny odrzucili służbę Bogu i Jego zamysłowi. Ich wybór przeciw Bogu jest ostateczny. Usiłują oni przyłączyć człowieka do swego buntu przeciw Bogu (KKK 414).

Szczególne znaczenie w tym kontekście ma jednak biblijny opis kuszenia Jezusa Chrystusa, bowiem to nie „symboliczna figura” rozwija przed naszym Panem i Zbawcą paletę swych kłamstw, a czyni to określone mianem szatana zło osobowe. Na kartach Ewangelii odnajdziemy zresztą wiele fragmentów potwierdzających istnienie diabła oraz ostrzeżenia przed jego zgubnym dla człowieka działaniem. Przekonał się o tym m. in. Judasz Iskariota.

Zatem wystrzeganie się wszystkiego, co ma choćby pozór zła, należy do najważniejszych obowiązków katolika. Wchodzenie na ścieżkę dialogu z mocami ciemności z pewnością okaże się bowiem tragiczne w skutkach. Dlatego też omijanie szerokim łukiem produktów „firmowanych” przez Szatana i pomniejsze demony jest z pewnością najlepszym rozwiązaniem. Oczywiście współczesny świat nie zamierza nam tego zadania ułatwiać. Każdy bowiem, kto będzie chciał wejść z takich powodów na drogę konsumenckiego bojkotu, a na dodatek jeszcze publicznie to ogłosić, może być pewien, że spotka się z lawiną szyderstw i kpin. Do najlżejszych z nich będą należały prośby o „nieprzesadzanie” czy też o „niewygłupianie się”. Czy jednak dla uniknięcia tych drobnych szykan i spowodowanego przez nie poczucia dyskomfortu, czy nawet towarzyskiego ostracyzmu warto narażać zbawienie własnej duszy?

Łukasz Karpiel

  

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie