7 lutego 2020

Ks. Marcin Kostka FSSP dla PCh24 o ataku „Gazety Wyborczej” na Harcerstwo Rzeczypospolitej Polskiej

(Źródło: Harcerstwo Rzeczypospolitej Polskiej / Facebook)

Zrobili nam bardzo dużą reklamę. Ludzie zaczynają do nas pisać, pytają: co to za harcerstwo, co to za ksiądz, mówią, że może swoje dzieci wysłaliby na jakiś obóz letni czy inny wyjazd. Reklama jest więc bardzo duża – mówi o absurdalnym tekście poznańskiej „Gazety Wyborczej” na temat Harcerstwa Rzeczypospolitej Polskiej w rozmowie z PCh24 ksiądz Marcin Kostka FSSP, Naczelnik HRP.

 

Stał się ksiądz bohaterem – a precyzyjnie rzecz ujmując: antybohaterem – tekstu „Gazety Wyborczej”. Z tej okazji pragnę złożyć gratulację, wszak krytyka ze strony lewicowego medium to dowód, że ksiądz pełni swoją posługę w sposób właściwy. Chciałbym jednak zapytać, jak ksiądz ocenia artykuł, po którego lekturze można mieć wrażenie, że Harcerstwo Rzeczypospolitej Polskiej to skrajnie prawicowa bojówka, w której uczy się młodych ludzi zabijania?

Wesprzyj nas już teraz!

Patrząc na to ironicznie mogę powiedzieć, że nie jesteśmy nawet bojówką skrajnie prawicową, ale somalijską. Można wręcz powiedzieć – śmiejąc się z tego wszystkiego – że rozmawia pan chyba nie z katolickim księdzem, tylko z jakimś guru albo liderem somalijskich bojowników. Powoli wraca humor, nerwy – na szczęście – zaczynają już opadać, ale ta cała sprawa kosztowała i kosztuje mnie naprawdę bardzo dużo sił i zdrowia, a szczególnie nerwów. Nawet nie mogę ostatnimi czasy jeść.

 

Ta sprawa dla człowieka, który żyje i chce żyć w normalnym świecie, to spojrzenie i podejście do ludzi zaprezentowane w tekście „Gazety Wyborczej”, jest czymś nienormalnym. Ataki zostały wyssane z palca. Napisaliśmy nawet w tej sprawie oświadczenie, które przekazaliśmy regionalnej prasie, gdyż prosili nas o słowo na ten temat. Co ciekawe, do gazety z powiatu wrzesińskiego pisuje pani profesor Hanna Mamzer, specjalistka cytowana przez „Gazetę Wyborczą”. Warto jednak w tym miejscu zwrócić uwagę, że pani przedstawiona jako ekspert od młodzieży i ewentualnych skłonności do przemocy, jest stroną w sprawie – to sąsiadka schroniska, w którym mieszkaliśmy podczas harcerskiego zimowiska w Nakielce.

 

Tego czytelnik „Gazety Wyborczej” nie mógł dowiedzieć się z tekstu redaktor Sylwii Sałwackiej…

Tak. Zresztą jak pani z „Wyborczej” do mnie dzwoniła, to miała już gotowy artykuł. Jej nie zależało na tym, co powiem, tylko żeby ewentualnie mnie zdenerwować, sprowokować, żebym powiedział coś, co by jej pasowało do zwieńczenia artykułu. Niestety redaktor nie szukała prawdy – powiedziałem jej to dodając, że w jej gazecie także prawdy się nie pozna.

 

Wracając natomiast do udziału w sprawie pani profesor Mamzer, to najwyraźniej nie spodobało jej się, że harcerze przebywali w pobliskim schronisku. Zawsze o 7.00 rano – zgodnie z programem zatwierdzonym przez kuratorium – mamy pobudkę, a zaraz potem jest rozgrzewka, np. bieganie po pobliskim lesie. Pani zaczęła się jednak denerwować, że młodzież płoszy jej pieski. To był pierwszy akord naszych relacji.

 

Następnie przechodząc z pieskami obok schroniska widziała młodych ludzi z replikami broni używanych do szkolenia lub sportu (ASG), co pewnie ją zaintrygowało, a że miała już do nas jakieś „ale”, to zaczęły się podchody. Pani ze swoimi psami, a miała ich chyba z siedem – i to bez smyczy czy kagańców – spacerowała w pobliżu terenu schroniska młodzieżowego. Duży pies podbiegł do chłopaka stojącego na warcie, wobec czego młody człowiek zasłonił się repliką broni. To był odruch, żeby pies nie zrobił mu krzywdy. Wszak nigdy nie wiemy, jak zachowa się zwierzę. Natomiast pani Mamzer zachowanie chłopaka się nie spodobało. Odebrała to może jako akt agresji wobec psa i przyszła z pretensjami. Wtedy psy wbiegły na teren, miejscowego pieska, który był przy schronisku – pogryzły i wyjadły mu jedzenie z miski. Pani profesor próbowała być bardzo miła, przedstawiła się, podała rękę, ale kiedy zwróciłem jej uwagę, że jest na terenie ośrodka – miejsca publicznego, więc psy nie mogą biegać luźno, a powinny być na smyczy lub w kagańcach, to jej się to nie spodobało. Musiałem jednak tak uczynić, gdyż jako opiekun miałem obawy, że któryś z psów może ugryźć któregoś z moich podopiecznych i wtedy ponosiłbym za to odpowiedzialność. Powiedziałem więc pani, że za takie postępowanie można otrzymać mandat i mogę wezwać policję. Odwdzięczyła się stwierdzeniem, że jest biegłym sądowym, więc przypomniałem jej, że ten fakt nie zwalnia z obowiązku respektowania przepisów. Pani nie miała za bardzo możliwości wezwania na nas policji z powodu braku smyczy i kagańców u psów, bo gdyby funkcjonariusze dowiedzieliby się, że pani profesor spaceruje z pieskami bez smyczy czy kagańców, a pieski wbiegły na teren ośrodka, to byłaby od razu na przegranej pozycji. Pewnie dlatego postanowiła uruchomić kontakty. Być może lokalnej gazety nie udało jej się przekonać do publikacji, więc skierowała się do poznańskiej „Gazety Wyborczej” – i stąd się wzięła cała sprawa.

 

Słyszałem natomiast, że na poprzednie grupy, które miały w tym miejscu spotkania czy zgrupowania, jak np. orkiestra straży pożarnej czy młodzieżowe drużyny strażackie, które też tam ćwiczyły, pani profesor wzywała policję. Trudno powiedzieć, czy wezwania były uzasadnione czy nie, gdyż nie znam szczegółów, ale miejscowi mówili, że było to raczej nieuzasadnione, a pani czepia się kogo tylko może. Pani protestowała też wobec chęci wycinania przez leśników przemysłowej części lasu.

 

Natomiast my ani nikogo nie straszyliśmy po lesie, ani nie robiliśmy hałasu, tylko po prostu działaliśmy zgodnie z naszym planem. Zwykle robimy obozy wędrowne, chodzimy z harcerzami duktami leśnymi, po drodze robimy szkolenia: taktyczne, terenoznawcze (posługiwanie się kompasem i mapą) i gry terenowe. Mamy wiele zajęć medycznych, uczymy młodych ludzi jak pomagać, jak ratować życie człowieka, żeby nie być nigdy obojętnym. W jednej grze terenowej harcerzom działania medyczne nie wyszły, więc musieliśmy w następnych dniach – już po wędrówkach – pewne rzeczy przypomnieć, a pomocny był w tym wychowawca ze straży pożarnej oraz dziewczęta ze Strzelca, które mają ukończone kursy medyczne, w tym z medycyny pola walki.

 

Właśnie – pola walki. W „Gazecie Wyborczej” mocno podkreślono wątek broni, noży, pisano o nauce zabijania. Wiem, że to absurdalne – w końcu owo medium istnieje nie od dziś – ale chciałbym zapytać, czy program tego wyjazdu Harcerstwa Rzeczypospolitej Polskiej różni się od programów wyjazdów innych organizacji harcerskich?

Raczej nie. To jest standardowy program. Wiadomo, my realizujemy swoje konkretne cele, ale jakby pan prześledził sobie nawet facebookowe strony innych organizacji, to także urządzają gry terenowe czy korzystają z replik broni. Ponadto każdy harcerz od samego początku nosi przy pasku nóż. Tym nożem można np. obcinać drzewo. To nie jest ozdoba. Harcerze nigdy nie używają go do ataku, ale jakby nie było, ten ostry przedmiot zawsze jest pod ręką.

 

Gazeta Wyborcza” pisała, że harcerze ćwiczyli „zadawanie w kręgosłup ciosów atrapą noża”. Coś takiego miało miejsce?

Nie. Przeprowadzaliśmy ćwiczenie jak się obronić, gdy ktoś zaatakuje. Wiadomo, najlepszym rozwiązaniem jest „dać nogę” – i tego się uczy od samego początku na każdym kursie samoobrony: jeżeli ktoś idzie na ciebie z nożem, to lepiej nie wchodzić z nim w kontakt. Ale jeżeli nie da się nic zrobić, to dobrze byłoby wiedzieć, jak zminimalizować cios czy nie dopuścić do tego, żeby ktoś mnie zabił. Tylko na takiej zasadzie możemy na to patrzeć. Nie bawimy się w komandosów, bo komandosami nie jesteśmy i nigdy nikogo nie będziemy uczyć tego typu działań. Jak ktoś pójdzie do wojska, do sił specjalnych, to się tego nauczy, wtedy mu to będzie potrzebne. A my tylko uczymy jak obronić przed agresją siebie czy drugiego człowieka.

 

Czy więc katolik nie musi być pacyfistą? Niekiedy można odnieść wrażenie, że promuje się takie postawy, a sprawa budzi kontrowersje – zarówno u niewierzących patrzących na katolików jak i u samych katolików. Czy w ogóle katolik może mieć pacyfistyczne poglądy? Czy istnieje konflikt między posługiwaniem się bronią czy nożem, a V przykazaniem: „nie zabijaj”?

Każdy człowiek – w tym także każdy katolik – ma prawo do tego, żeby bronić siebie, rodziny, bliskich, Ojczyzny. Wystarczy się odnieść chociażby do św. Tomasza czy św. Augustyna. Możemy mówić o wojnie sprawiedliwej kiedy bronimy się przed agresją, przed złem, które próbuje zniszczyć nas czy naszych bliskich.

 

Jak popatrzymy na Pana Jezusa, to w jednym z fragmentów Ewangelii mówi św. Piotrowi gdy szli do Ogrójca, żeby zabrał miecz. Do obrony. Potem Pan Jezus Malchusa, któremu Piotr obciął ucho mieczem, uzdrawia – czyni znak oraz tłumaczy Piotrowi, by schował miecz, bo kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie. To prosta zasada.

 

Wiadomo, że chrześcijaństwo zawsze skłania się ku pokojowi, ku miłości bliźniego, niemniej jednak trzeba zawsze patrzeć na to, że nie możemy być bezradnymi i dającymi się całkowicie zniszczyć, spacyfikować. Chrześcijanie na pewnym etapie historii zaczynali chwytać za broń żeby się bronić, żeby walczyć – chociaż byli też tacy, którzy całkowicie pozostawali wierni idei Chrystusa o nadstawianiu drugiego policzka. Ale byli też tacy, którzy nie wytrzymywali i zaczynali walczyć, bronić się. Zabicie człowieka jest zawsze najgorszym złem, jest grzechem i nie ma tutaj żadnej dyskusji, natomiast w sytuacji obrony siebie lub bliskich czasami koniecznym okazuje się podjęcie działań mogących doprowadzić nawet do takiego niezamierzonego i niechcianego efektu.

 

W ramach harcerskiej formacji u młodych ludzi rozwijana jest cnota odwagi. Czy jest ona potrzebna także w życiu duchowym chrześcijanina?

Jak najbardziej. Męstwo jest jedną z cnót, każdy musi je w sobie rozwijać. Musimy być mężni w zmaganiu się z trudnościami, ze słabościami, musimy być mężni w znoszeniu cierpień.

 

Harcerstwo – tak jak pan zauważył – zawsze stawiało na to, aby rozwijać w młodym człowieku cnotę męstwa. Jak popatrzymy na polski skauting, to wiele czerpie on z czasów rycerskich, chociażby samo zawołanie: czuwaj. Nazwa harcerstwo wywodzi się od harców rycerskich. Podobnie jest z mundurami harcerskimi – były i są wzorowane na wojsku, w naszym przypadku: wojsku polskim.

 

Z tekstu „Gazety Wyborczej” bił po oczach pacyfizm. A czy ksiądz nie ma wrażenia, że współcześnie także w Kościele w zbyt małym stopniu mówi się o męstwie, odwadze, poświęceniu? Czy przekaz nie formuje wiernych na „mięczaków”, którzy w obliczu trudności uciekają przed problemami, czy to duchowymi, zawodowymi czy rodzinnymi? 

Niestety obecnie mówienie w Kościele o męstwie, o zmaganiu czy walce, nie jest kwestią oczywistą. Nastroje pacyfistyczne ze współczesnego świata odciskają się na Kościele katolickim. Nie chodzi mi o to, żeby Kościół nawoływał do wypraw krzyżowych. Nie. Był taki etap w historii, ale jest już daleko za nami. Natomiast prawo do obrony, także obrony Wiary, mamy – i musimy o tym pamiętać. To nie jest tak, że ktoś głoszący teorie pacyfistyczne, a np. w środku pełny nienawiści do drugiego człowieka, może nam, katolikom, narzucać swoje poglądy i my nie mamy prawa nic powiedzieć, bo wtedy będziemy nietolerancyjni czy ktoś nam zarzuci używanie „mowy nienawiści”.

 

Dziś Kościół przegrywa pod tym względem także dlatego, że się nie bronimy. Dajemy się bić, a afery, które gdzieś miały miejsce, a które nie zostały ucięte poprzez odpowiednie kary, też wpływają na taką postawę. Hierarchia położyła uszy po sobie i całkowicie się poddaje, byle tylko ktoś krzywo nie spojrzał, nic złego nie powiedział, bo ktoś może wyciągnąć coś z przeszłości. Niestety, jak się nie chce żyć w prawdzie, jak się pewnych rzeczy nie załatwia od razu dyscyplinarnie – tak jak się to powinno załatwić – to potem jest problem.

 

Jak tak dalej pójdzie to możemy więc dożyć czasów, że zamkną nas w rezerwatach, a my na to pozwolimy. Nastawienie widać chociażby po sprawie z tekstem z „Gazety Wyborczej” o nas. Wystarczy że jest ksiądz, broń, wychowanie patriotyczne, że się mówi o Ojczyźnie i Panu Bogu, to już jest „katastrofa”.

 

Jest „katastrofa”, bo mamy do czynienia z prawicową bojówką, której przewodzi katolicki ksiądz…

Teraz jestem naczelnikiem HRP, ale gdy skończy się moja kadencja, to młodzi ludzie mogą wybrać kogoś zupełnie innego. Natomiast w naszej organizacji harcerskiej były lub nadal są osoby innych wyznań, są ewangelicy czy buddyści. Znam też przypadek powrotu młodego człowieka do wiary katolickiej – etap spotkania Pana Boga nastąpił u niego na pewnym etapie życia. Natomiast nikt nikogo na siłę nie zmusza do katolicyzmu, ani z nikogo nie robi jakiegoś fanatyka. Ktoś mógłby mi nawet zarzucać, że w niedzielę nie wszyscy idą na Mszę. My oczywiście codziennie mamy Msze święte dla obozowiczów i każdy może w nich uczestniczyć. Ale nie musi. Mamy też osoby uważające się za ateistów i nie możemy ich zmuszać do czegokolwiek. Gdy więc nie idą na Mszę, to biorą służbę za tych uczestniczących.

 

Nikogo nie zmuszamy do niczego, każdy może znaleźć u nas coś dla siebie. Może też odkryć Wiarę, Pana Boga, może poznać wartość przyjaźni, spotkania drugiego człowieka, miłości do bliźniego. Nie jesteśmy więc fanatyczną prawicową bojówką, której przewodzi ksiądz niczym somalijski bojownik lub faszysta. W naszej organizacji są osoby o różnych przekonaniach – niekoniecznie prawicowych. Najważniejsze są zasady jakimi chcemy się kierować: miłością do Pana Boga i do Ojczyzny, i w zgodzie z nimi wychowywać młodych ludzi. 

 

Gazeta Wyborcza” nie wniknęła w temat na tyle głęboko i podała, że gdzieś na jakiś forach jesteście uważani właśnie za prawicową bojówkę…

Wystarczy, że weźmiemy udział w uroczystościach organizowanych przez obecną władzę i już jesteśmy bojówką prawicową. Niektórzy mówili: bojówki Macierewicza, a my nie mieliśmy z Panem Ministrem nic wspólnego. Mogliśmy go na jakiś uroczystościach spotkać, ale nie było ani jakiejś wielkiej współpracy czy pieniędzy dla nas. Nie dostawaliśmy też żadnych dyspozycji. Tak naprawdę jesteśmy jedną z wielu organizacji harcerskich, które próbują realizować swój program.

 

W internecie można dowiedzieć się o wielu drużynach czy z ZHP czy ZHR, które działają bardzo podobnym programem jak my. Oni też mają problemy w strukturach, np. ze strony komendy hufca czy chorągwi. Powodem jest realizacja programu patriotycznego czy wojskowego, gdyż istnieje pewne nastawienie, żeby wszystkie grupy spacyfizować.

 

W drugim artykule „Wyborczej” podano, że ZHP i ZHR się od nas odcinają. Nie ma problemu. Zawsze mogą tak zrobić. Oni odcinają się od swoich poszczególnych hufców czy drużyn, gdy im się coś nie spodoba. Ale co to ma wspólnego z podstawową zasadą prawa harcerskiego, że harcerz dla harcerza jest bratem? Może kiedyś refleksja przyjdzie, może się też zdarzyć, że gdy oni będą napiętnowani, to zostaną sami. Natomiast teraz spływają do nas miłe głosy z różnych środowisk strzeleckich i harcerskich, a także poszczególnych ludzi, którzy szanują to, co robimy, a przede wszystkim od rodziców, w których mamy zawsze oparcie.

 

Gazeta Wyborcza” zrobiła Wam darmową reklamę?

Tak, zrobili nam bardzo dużą reklamę. Ludzie zaczynają do nas pisać, pytają: co to za harcerstwo, co to za ksiądz, mówią, że może swoje dzieci wysłaliby na jakiś obóz letni czy inny wyjazd. Reklama jest więc bardzo duża.

 

Ponadto sami sobie strzelili w kolano, gdyż nie znali dokładnie sprawy, znali tylko opinię pani Mamzer, a nie pokusili się o to, by rzetelnie, po dziennikarsku dowiedzieć się co, gdzie i jak. Pani z „Gazety Wyborczej” dość bezczelnie, o późnej porze, około godziny 20.00 czy 21.00 w niedzielę, dzwoniła do mnie i próbowała stawiać mnie wobec faktu, żebym odpowiadał na zarzuty. Powiedziałem jej, że zarzuty to może mi postawić prokurator czy sąd, a pani dziennikarka może mnie co najwyżej zapytać o takie czy inne rzeczy. Moim zdaniem takie podejście było niefachowe, nie miało nic wspólnego z warsztatem dziennikarskim. To nawet nie jest dziennikarstwo śledcze, tylko jakieś szczucie, robienie zamieszania, nękanie człowieka.

 

Tym bardziej, że czytelnik „Wyborczej” nie mógł dowiedzieć się, że pani prof. Mamzer nie wypowiadała się jako niezależny ekspert, który z wysokości autorytetu katedry akademickiej oceniał zjawisko, tylko była zaangażowana emocjonalnie w sprawę.

Jak najbardziej. Była wprost zaangażowana w sprawę. Tak więc tekst „Gazety Wyborczej” był pod względem dziennikarskim totalnie nierzetelny. Moim zdaniem pani redaktor powinna zostać w swoim środowisku skrytykowana za brak profesjonalizmu.

 

Bóg zapłać za rozmowę!

Rozmawiał Michał Wałach.

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie