Francuska prokuratura nie ma wątpliwości: dom przewodniczącego izby niższej francuskiego parlamentu, Richarda Ferrand’a został podpalony. Na szczęście w chwili ataku nikogo nie było w budynku.
Wesprzyj nas już teraz!
Do pożaru doszło w piątek wieczorem. Ogień zauważył jeden z sąsiadów. Wezwani na miejsce strażacy znaleźli wewnątrz budynku wrzuconą przez okno pochodnię, która wcześniej została oblana benzyną oraz części opon samochodowych.
Czy pożar mógł mieć coś wspólnego z protestami tzw. żółtych kamizelek? Sama ofiara, Richard Ferrand sugeruje, że tak. „Nic nie usprawiedliwia zastraszania, nic nie usprawiedliwia przemocy ani nikczemności” – napisał na Twitterze przewodniczący Zgromadzenia Narodowego.
Obserwatorzy z kolei zwracają uwagę, iż jest to jeden z wielu incydentów, do jakich doszło we Francji w ostatnich tygodniach. Od kiedy w listopadzie ubiegłego roku zaczęły się protesty „żółtych kamizelek”, zaatakowanych zostało wiele biur poselskich bądź prywatnych domów deputowanych Zgromadzenia Narodowego. Niektórym grożono nawet śmiercią. W sumie zaatakowanych miało zostać ok. 50 deputowanych.
Protesty „żółtych kamizelek” we Francji trwają nadal. Odbywają się również w sobotę i niedzielę, na ulicach francuskich miast. W sobotę doszło do ostrych starć z policją. „Żółte kamizelki” ponownie zaatakowały siedzibę Zgromadzenia Narodowego. Podczas walk, poważnie ranny w rękę został jeden z uczestników, który nagrywał konfrontację.
Demonstranci mieli zachowywać się bardzo agresywnie. Oddawali mocz na bramę wjazdową Zgromadzenia Narodowego i próbowali sforsować ogrodzenie, przez które wrzucali różne przedmioty.
Źródło: interia.pl
ged