6 lipca 2020

Prezydenckie „NIE” dla homo-adopcji! Co na to Trzaskowski i… USA?

(fot. KACPER PEMPEL / Reuters)

Kwestia prawa do adopcji dzieci przez pary jednopłciowe dość nieoczekiwanie stała się ważnym motywem końcówki kampanii prezydenckiej. Dwaj kandydaci, którzy już w najbliższą niedzielę zmierzą się w decydującej batalii o najważniejszy urząd w państwie, energicznie sprzeciwiają się takiej możliwości.

 

Prezydent Andrzej Duda zapowiedział inicjatywę ustawodawczą zakładającą wpisanie do Konstytucji wyraźnego zapisu mówiącego o wykluczeniu możliwości przysposobienia lub adopcji dziecka przez osobę pozostającą w związku jednopłciowym. W ślad za tą deklaracją drugi z kandydatów… zaprzeczył jakoby popierał ustanowienie pseudo-małżeństw osób homoseksualnych.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Trzaskowski uczynił to całkowicie wbrew agendzie środowisk, które na co dzień, poza kampanią, otwarcie popiera. Równocześnie wbrew zaprezentowanemu ostatnio własnemu programowi, zakładającemu legalizację związków partnerskich, „zgodnego z założeniami poselskiego projektu złożonego do Sejmu w poprzedniej kadencji”. W tymże projekcie znajduje się natomiast zapis odnoszący się do przysposabiania dzieci. Mówi on między innymi, że sąd może tego odmówić „jedynie z ważnych przyczyn dotyczących dobra” dziecka oraz że „płeć partnera przysposabiającego nie może być podstawą odmowy przysposobienia przez sąd”.

 

To dość znamienne, że składając swą obietnicę, adresowaną do tradycyjnego, konserwatywnego grona wyborców, prezydent odwołał się akurat do tego tematu. Adopcja dzieci przez homoseksualistów na obecnym etapie „postępu” w naszym kraju nie jest gorącym tematem. Agenda międzynarodówki LGBT zakłada najpierw legalizację związków partnerskich, następnie zrównanie homozwiazków z małżeństwem, a dopiero w dalszej kolejności możliwość adoptowania dzieci przez sodomitów. 

Do zwrócenia uwagi opinii publicznej na te sprawę skłoniły Andrzeja Dudę rosnące szybko notowania Rafała Trzaskowskiego, nazywanego przez zwolenników PiS „dublerem”, z racji odstąpienia od zamiaru kandydowania przez Małgorzatę Kidawę-Błońską. Włodarz stolicy od dawna otwarcie wspiera środowiska LGBT, zapowiada wprowadzenie do szkół seksedukacji a swym zastępcą mianował ostentacyjnego homoseksualistę. Jednak adopcja dzieci przez pary jednopłciowe to zbyt wiele nawet dla wielu spośród Polaków, którym nie przeszkadzają zupełnie wstępne próby demontażu instytucji rodziny. Część naszych rodaków mówi po prostu: nie przeszkadzają mi tacy ludzie, niech żyją jak chcą, ale od dzieci niech trzymają się z daleka.

 

Trzeba tu zauważyć, że o ile deklaracje prezydenta są szczere, to znajduje się on w dość niewygodnej sytuacji. Polska pod rządami Prawa i Sprawiedliwości postawiła bowiem w polityce międzynarodowej wszystko na amerykańską kartę. Bezpieczeństwo militarne naszego państwa oparte zostało na sojuszu z państwem, w którym popieranie roszczeń tęczowej międzynarodówki nie stanowi już różnicy pomiędzy dwoma głównymi partiami. Administracja Donalda Trumpa wielokrotnie dała już wyraz swemu entuzjastycznemu nastawieniu względem roszczeń LGBT.

 

Tymczasem aby oprzeć się światowemu trendowi rozpadu tradycyjnego społeczeństwa, którego rodzina stanowi nieodzowny fundament, Polska musi postawić tamę już na samym wstępie tej rozgrywki. Powinno to dokonać się na kilku polach. Instytucja małżeństwa, wspierana przez nasze państwo w ustawie zasadniczej artykułem 18. („Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej”), potrzebuje raczej jednoznacznej, zawartej w Konstytucji deklaracji, że małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny.

 

Postulat prezydenta, choć zgłoszony w trybie last minute, jest jednak godny wsparcia. Podobnie trzeba po ewentualnym zwycięstwie wyborczym trzymać Andrzeja Dudę za słowo w kwestii inicjatywy zakazującej wstępu do szkół edukatorom seksualnym spod znaku LGBT. Przebieg obecnej kampanii na nowo uzmysłowił rozsądnie myślącym Polakom, jak ważne jest wywieranie nieustannej presji na rządzących w kwestiach dotyczących społecznych i cywilizacyjnych pryncypiów. Skoro nawet skrajnie niewiarygodny w tej materii kandydat opozycji potrafi „zmienić zdanie” z powodu opinii publicznej, to nie możemy pozostawić tej sprawy biegowi spraw znanemu z przykładu państw zachodnich.

 

Jeśli obrona normalnie pojmowanego małżeństwa nam się nie uda, legalizacja homoadopcji będzie tylko naturalną tego konsekwencją.

 

Roman Motoła

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie