10 lutego 2020

Br. Tadeusz Ruciński FSC: Uwiedzione dzieci szczurołapa

(Wikimedia Commons)

Kultura była przez wieki nauczycielką, a stała się teraz czarodziejką-uwodzicielką.

 

Nie można zrozumieć siebie i swojego życia bez opowieści – przypowieści, której morał rozjaśnia to, co dzieje się w okolicach jej początku czy środka. Potrzebna jest ona zwłaszcza młodości, która zapomina już o początku, zafascynowana jest teraźniejszością, a końca znać nie chce lub nie potrafi go przewidzieć. To ona powinna w przypowieściach poszukiwać sensu i znaczenia tego, co się dzieje teraz, by kiedyś cieszyć się szczęśliwym zakończeniem. Albowiem nie wszystkie baśnie, legendy i opowieści kończą się szczęśliwie. Choćby ta o Szczurołapie…

Wesprzyj nas już teraz!

 ***

Szczurołap to taki szaman-magik-hipnotyzer, czyli łowca szczurów. Szczur to inteligenta bestia i trudno go dopaść w jego kanałach, norach, tunelach, więc lepiej go stamtąd wywabić. Na każdego sprytnego można bowiem znaleźć prosty sposób. Szczur jest czujny, szybki, odważny, mały, zwinny i kąśliwy, ale to wszystko można w nim uśpić… muzyką. Muzyka obezwładnia go, czyni z niego lunatyka i niewolnika, działając nań jak narkotyk. Gdy szczurołap zagra na swoim flecie, szczury jak zaczarowane idą za nim całymi gromadami. Wyłażą ze swoich bezpiecznych kryjówek, zapominają o wszystkim i w tym omamieniu, ogłuszeniu i zaślepieniu, idą na śmierć jak urzeczone, jak żaba do paszczy grzechotnika.

 

Tak było też w tamtym mieście, gdzie ludziom żyło się dobrze. A gdzie dobrobyt, tam i odpadków coraz więcej. Szczurów więc namnożyło się tyle, że były wszędzie. Były tak pewne siebie, że nawet rzucały się na dzieci. A że ponoć tam, gdzie rozplenią się szczury, tam i zaraza się przyplącze, wezwano więc szczurołapa, aby się z nimi rozprawił. Pojawił się – ubrany prostacko, dziwacznie, z długim fletem i bębnem na plecach. Chytrymi oczkami patrzył na bogate domy, na luksus i nadmiar wszystkiego, i na nudę dzieciaków. Patrzył zazdrośnie, patrzył zawistnie, a pod dziwacznym kapeluszem rodził mu się jakiś złośliwy pomysł. Zabrał się jednak do tego, do czego go wezwano.

 

Zaczął grać. Zrazu cicho, uwodzicielsko, a potem mocniej i rytmiczniej. A w końcu wysoko, piskliwie, na jednym tonie, drugą ręką uderzając w bęben. Po kilku chwilach, w szparach, w dziurach, w kątach, pojawiły się zaciekawione ślepia i pierwsze szczury wyszły jak zahipnotyzowane. Pojawiało się ich coraz więcej, bo szczurołap grał bez przerwy, żeby czar nie przestał działać. Nikt nie przeczuwał, że aż tyle szczurów przyjdzie na ten dziwny koncert… Jedne stawały się nieruchome, inne zataczały się jak pijane, jakby zatraciły zupełnie swoją naturę, ruchliwość, no i przebiegłość.

 

Po pewnym czasie szczurołap odwrócił się i nie przestając grać, ruszył przed siebie, a szczury formując jakiś dziwny, lunatyczny korowód, ruszyły za nim. Ten widok dziwił, fascynował i trochę przerażał, zwłaszcza dzieci, dla których grajek zdawał się być czarnoksiężnikiem. Zbiegły się bowiem tam wszystkie i wpatrzone – jedne w grajka, a inne w szczury tłum – też szły stłoczone, milczące, zasłuchane. Ostry, jednostajny dźwięk fletu i bębna zagłuszał wszystko, nawet własne myśli.

 

I tak grajek, tłum szczurów i gromada dzieci minęli ostatnie domy miasta, podążając ku wielkiej jaskini zwanej Mroczną. Przed wejściem do niej korowód się rozdzielił, bo gdy szczurołap i ogłupiałe gryzonie znaleźli się w środku, dzieci lękające się ciemności zostały na zewnątrz. Po chwili usłyszały z tej ciemności pisk fujarki, ale i przeraźliwy pisk szczurów… Gdy to w końcu ucichło, dzieci rzuciły się do ucieczki, jakby czar prysł i wrócił zwyczajny strach i chęć schronienia się w domach.

 

Szczurołap wrócił nazajutrz. Stanął przed radą miasta i zażądał za swoje dzieło ogromnej sumy. Rajcy roześmiali się. Któryś z nich rzekł: „Możesz wodzić za nos szczury i dzieciaki, ale nie nas”. Inny dodał: „Zrobiłeś swoje, więc masz talara i ruszaj przed siebie. Tyle pieniędzy ci nie damy, bo mamy swoje żony i dzieci”. Szczurołap spojrzał im w twarze i syknął: „Macie dzieci? A może już ich nie macie?”. Schował rzuconego mu talara, przesunął bęben na brzuch, wcisnął mocniej kapelusz i wyszedł na rynek ścigany pogardliwym śmiechem rajców. Stanął na środku rynku i zadął w fujarkę.

 

Ton był piskliwszy niż wczoraj i bardziej niepokojący. W kilka minut gromady dzieciaków stanęły przed nim w zbitym tłumie. Szczurołap odjął fujarkę od ust, uderzył w bęben i zawołał: „Jest gdzieś kraj, gdzie króluje tylko muzyka, taniec i zabawa. Idę tam. Idźcie ze mną. Uwolnię was od głupich rodziców, od złych nauczycieli i od kościelnych gaduł. Tam wszystko będzie wolno, bo muzyka to wolność, to czar, to zapomnienie o wszystkim!”. I znów zaczął bić w bęben rytmiczniej i głośniej. W oczach dzieci pojawiły się błyski zachwytu i jakiejś dzikiej radości. Niektóre zaczęły kołysać się w rytm bębna, inne pląsać, a nawet miotać się z przymglonymi oczami. Zagrał znów flet, znów bęben, znów flet… Rozkołysany tłumek zaczął tworzyć kolisko i wirować wokół grajka. Rajcy, matki w oknach, przekupki, przechodnie patrzyli rozbawieni. Jakoś puścili mimo uszu to, co grajek krzyczał do dzieci. No cóż, niech się dzieciaki pobawią. Dawno się nimi ktoś tak nie zajął, bo kto to teraz ma czas dla dzieciaków…

 

Grajek, tak jak wczoraj, ruszył powoli przed siebie, waląc na przemian w bęben i dąc w fujarkę, a dzieciaki pląsając za nim. Tak szli przez jedną, drugą, piątą ulicę, jak w karnawale. Beztroska dzieciaków pozbawiła troski rodziców, a nawet i strażników miejskich. Czy może być coś złego w zabawie i w tańcu? Czy może stać im się coś złego z rąk głupawego grajka? Komu jak komu, ale dzieciakom zabawy zabraniać nie wolno, zwłaszcza gdy ktoś tak po mistrzowsku potrafi tę zabawę rozkręcić.

 

W końcu korowód stanął pod sklepieniem miejskiej bramy, gdzie dźwięki instrumentów zwielokrotniło echo i zabrzmiały stokroć głośniej. Nic oprócz nich słychać teraz nie było. Bęben nadawał rytm biciu serc, fujarka pozbawiła myśli pamięci i lęku. Jakby nic nie istniało prócz grajka, tańca i muzyki. Spod tej bramy ruszyli ku jaskini Mrocznej już bez cienia strachu, choć zmierzchało. W środku nie było mroczno. Płonęło wielkie ognisko, trzech innych grajków-szczurołapów wrzucało doń pęki ziół, które buchały barwnym dymem i iskrami. Dzieciaki okrążyły ognisko. Tu muzyka była głośniejsza i bardziej ekstatyczna, bo grało ich już czterech. Kolorowy dym zawracał w głowie, tworzył jakieś obrazy, mamidła… A ci czterej śpiewali: „Wolność, wolność od wszystkiego! Obłęd, obłęd fantastyczny! Zatrać, zatrać się na amen!”. To już nie była zabawa i taniec, lecz konwulsyjna miotanina wokół ognia. Dzieciaki wirowały jak ćmy. Żadne oczy nie miały już swojego wyrazu. W żadnej głowie nie pojawił się przebłysk lęku czy chęci powrotu do domu… A nawet gdyby się pojawił, to wyjścia z jaskini nie było widać, w powietrzu pojawiało się coraz więcej maszkar, potworów, paskud, demonów… A gdzieś, w głębi jaskini, wabił przepastny „szyb wybawienia”…

 

Gdy w mieście zapadł zmierzch, a dzieciaki nie wracały, rajcowie wysłali strażników po śladach grajka i jego korowodu. Dołączyli do nich ojcowie. Ślady wiodły do jaskini… której już nie było. Zamiast wejścia widać było tylko skalne rumowisko, a spomiędzy głazów sączył się kolorowy dym… Gdzieś z boku znaleźli w krzakach zapłakanego chłopca. Nie zdążył za tamtymi dzieciakami, bo był głuchy i kulawy.

 

Rumowisko zwie się do dziś „Górą zatraconego pokolenia”, a szczurów w mieście znów jest coraz więcej.

***

Popkultura zwana młodzieżową – gdzie prowadzi? – Ku zbawieniu czy zatraceniu?

 

Br. Tadeusz Ruciński

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie