3 lipca 2014

Powołanie trzeba odkryć

(fot. jamesclk / sxc.hu)

„Przeznaczenie nie jest swego rodzaju fatum, a jest przeznaczeniem do czegoś. Wszystko czemuś służy, nie robimy niczego bez celu.” – o powołaniu do życia zakonnego i nie tylko, mówi w rozmowie z PCh24.pl o. Sylwester Maria Gąglewski OFM Conv., asystent ds. powołań Zakonu Franciszkańskiego.

Ojcze, zacznijmy od podstawowego i głównego pytania. Czym jest powołanie i jak możemy je rozumieć?

Wesprzyj nas już teraz!


Rozważając ten temat chciałbym wyjść od czegoś innego, mianowicie od terminu: przeznaczenie. W dzisiejszym świecie potoczne rozumienie tego słowa nabiera dwojakiego znaczenia, rozumiane jest jako fatum: nieważne co w życiu robię, nieważne jak się staram – i tak źle skończę, lub w ten sposób, że całe moje życie zostało już zapisane i nie jestem w stanie się z tego wyrwać. Nieważne co bym robił i tak wszystko zostało dla mnie zaplanowane. Tego rodzaju przeznaczenie, zarówno w formie fatum jak dosłownego zaplanowania – nie istnieje, ponieważ godzi w wolność człowieka, a Pan Bóg stworzył nas wolnymi. Jest też trzecie znaczenie słowa „przeznaczenie”, używa go św. Piotr w swoim pierwszym liście, gdy mówi: „Ci, którzy nie słuchają Słowa Bożego upadają, do czego są zresztą przeznaczeni”. Dopiero tu odnajdujemy sens tego słowa, realnie obecny w naszym życiu. By go zrozumieć i przejść w końcu do kwestii powołania musimy zgłębić, o co chodzi św. Piotrowi.

Zauważmy, że wszystko co nas otacza jest przeznaczone do czegoś. Stół służy do tego, aby przy nim usiąść, lampa służy do świecenia, samochód do jeżdżenia. Wszystkie maszyny i wszystkie przedmioty mają swój konkretny cel, swoje konkretne przeznaczenie. Skoro więc wszystko co wychodzi z naszych rąk ma swój cel i człowiek nie potrafi inaczej działać jak tylko celowo, to sprzecznością byłoby gdyby myślał i twierdził, że sam powstał z przypadku. Przez podobieństwo, możemy to odnieść do Boga. Skoro my działamy celowo nadając rzeczom konkretne przeznaczenie, to tym bardziej Bóg, który nas takimi stworzył, nie działał przypadkowo. Słusznie możemy więc sądzić, że Bóg stwarzając nas, również nam wyznaczył konkretne cele, zadania, do których wykonania nas zaprasza. To zadanie i to zaproszenie możemy nazwać powołaniem.


Chociaż padła właśnie odpowiedź na pytanie: Czym jest powołanie, to wyjaśniamy jeszcze o co chodziło św. Piotrowi, gdy mówił o przeznaczeniu do upadku.

Gdy ktoś działa wbrew przeznaczeniu jakiejś rzeczy, inaczej mówiąc wbrew jej naturze, ta rzecz ulega zniszczeniu. Weźmy na przykład pralkę. Jeśli wrzucimy do niej gruz to wówczas szybko się zniszczy. Pralka jest wtedy w zasadzie skazana, przeznaczona na zniszczenie. Św. Piotr mówiąc, że „ci którzy nie słuchają Słowa Bożego upadają, do czego są zresztą przeznaczeni”, nawiązuje właśnie do takiej sytuacji. Upadek człowieka jest konsekwencją jego decyzji, jego czynów, które godzą w jego naturę. Jeżeli żyjemy wbrew Słowu Bożemu – niszczymy samych siebie.

W jaki sposób rozeznać swoje powołanie?


Przede wszystkim trzeba zdać sobie sprawę, że z powołaniem każdy z nas już się rodzi. Bóg wpisuje je w nas od pierwszych chwil naszego istnienia, więcej, zanim powstaliśmy On już o nas myślał i snuł plany o naszym szczęściu. Czyż podobnie nie czynią rodzice oczekując swojego potomstwa, lub patrząc na swoje małe dzieci? Gdy już mówimy o rodzicach, warto zaznaczyć, że to oni przede wszystkim mają wpływ na kwestię rozeznawania powołania. Mogą to ułatwić, bądź utrudnić a nawet uniemożliwić. Tu potrzeba dużej pokory, wobec daru jakim jest dziecko. Nie jest ono własnością rodziców, choć mają nad nim władzę. Pokorni rodzice snując plany co do swoich dzieci ostatecznie powiedzą Bogu: O ile taka jest Twoja wola. W praktyce, sprzyjanie rozeznaniu powołania, powinno wyrażać się w tym, co Pan Jezus ujął w słowach: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie, nie przeszkadzajcie im”. Gdy wraz z wiekiem dziecka będzie wzrastała i dojrzewała jego wiara i miłość Boga, takie dziecko gdy będzie decydowało o swojej przyszłości nie będzie bało się zapytać: Jaka jest twoja wola Panie Boże.

Pracując przez ostatnie lata w duszpasterstwie parafialnym a od dwóch lat w domu rekolekcyjnym w Niepokalanowie Lasku, mogłem widzieć się i rozmawiać z wieloma ludźmi, którzy do kwestii powołania podchodzili skrajnie różnie. Najwięcej młodych jest takich, którzy w ogóle sobie tego pytania nie zadają. To o nich już przed II wojną światową pisał św. Maksymilian: „Zdaje mi się, że mamy obowiązek we wszelki sposób budzić uśpione powołania”.

W sensie ścisłym, rozeznanie powołania zaczyna się wtedy, kiedy człowiek samodzielnie zaczyna myśleć, czy Pan Bóg nie powołuje go do czegoś więcej. Bywa oczywiście i tak, że już dzieci myślą o życiu zakonnym. Przykładem może być św. Tereska od Dzieciątka Jezus. Zazwyczaj jednak pierwsze myśli dotyczące powołania pojawiają się u młodzieży w wieku gimnazjalnym. Wiadomo, że nie jest to jeszcze czas na wstąpienie do zakonu, bo należy najpierw skończyć szkołę ponadgimnazjalną, niemniej jest to czas, gdy kiełkują zwiastuny powołania.

Pana pytanie brzmiało jak rozeznać swoje powołanie? Rozeznanie swojego powołania musi podążać drogą ku głębszej relacji z Panem Bogiem. Nie odkryje swojego powołania ktoś, kto mało wierzy, a nawet jeśli będzie się go domyślał, to nie znajdzie siły by je podjąć. Obserwując młodych, którzy przyjeżdżają na rekolekcje i dni skupienia do Niepokalanowa, da się zauważyć, że ci, którzy postawili na rozwój swojej wiary o wiele szybciej i z mniejszą dozą niepewności podejmują decyzje o swoim przyszłym życiu. Mam na myśli zarówno, drogę zakonną jak i małżeńską. Sprawdza się to, o czym już mówiłem: Powołanie jest wpisane w nas przez Boga, który snuje plany o naszym szczęściu. Nawiązanie z Nim głębokiej relacji, wprowadza w nasze życie Jego obecność, która oświeca i daje moc by wybierać zgodnie z Jego wolą. Dobrze jest znać duchowość zakonu, o którym się myśli, dobrze jest nawiązać kontakt z osobą odpowiedzialną za powołania, ale bez głębszej osobistej modlitwy wątpliwości się nie rozwieją. Zamykając już odpowiedź na to pytanie chciałbym dodać, że gdy ja rozeznawałem swoje powołanie, odczuwałem potrzebę modlitwy w samotności, zwłaszcza różańcowej. Modliłem się w kościele, w domu, w drodze do szkoły, ale szczególnie upodobałem sobie kapliczkę Matki Bożej Różańcowej oddaloną o kilka kilometrów od mojego miasta. Zbudowana na niewielkiej górze, wśród drzew i zieleni, była raczej mało uczęszczana, ale dla mnie stała się miejscem rozmowy z Bogiem.

Czy istnieje możliwość oceny zewnętrznej, czy ktoś ma powołanie do kapłaństwa lub małżeństwa?


Mówiąc o zewnętrznej ocenie rozumiem, że chodzi o zdanie kogoś, kto stoi obok mnie i mi się przygląda, dla takiej oceny przeciwwagą jest moje osobiste przekonanie, znane jedynie mi i Panu Bogu. To trudna i złożona sprawa, której nie da się wyjaśnić w kilku zdaniach. Od dwóch lat, odkąd jestem asystentem ds. powołań, staram się właśnie tym zajmować i modlę się, żebym nie zrobił błędu. Myślę, że z powołaniami do zakonów i kapłaństwa jest podobnie jak powołanymi do życia w małżeństwie. Sam Pan Jezus powiedział, że są na świecie ludzie niezdatni do małżeństwa, którzy się takimi urodzili, lub których takimi ludzie uczynili. Istnieje więc konieczność rozeznania, czy dany kandydat na męża rzeczywiście się na niego nadaje, to samo dotyczy przyszłych żon. Osobiście znam wielu młodych ludzi, co do których mam pewność, że nie nadają się do zawarcia związku małżeńskiego, przynajmniej na tym etapie ich życia i najprawdopodobniej nigdy nie będą gotowi by go zawrzeć. Nie mam tu na myśli ludzi chorych czy upośledzonych, ale takich, których zniszczył świat. Zniszczył ich system wartości, odpowiedzialność, dojrzałość, zdolność do poświęceń, czy w ogóle do prawdziwej miłości. Każde z tych zagadnień wymagałoby osobnego omówienia. Ciekawe jest to, że tak zniszczeni ludzie nie nadają się również do życia w zakonie a tym bardziej w kapłaństwie.

Wracając do pytania o zewnętrzna ocenę powołania, trzeba brać pod uwagę to co przed chwilą powiedziałem, gdyż istnieją przeszkody, które bez żadnych wątpliwości dyskwalifikują na drodze do życia tak w małżeństwie jak i zakonie. Konieczne jest więc wzajemne poznanie i czasami chłodna kalkulacja, by uniknąć pułapki jaką staje się zbyt wczesna decyzja, podjęta często w wielkich emocjach, które można porównać do mgły.

Co jednak, gdy ktoś takich przeszkód nie ma? Tu próba zewnętrznej oceny polega na weryfikacji tego, co ja nazywam zwiastunami powołania. Zwiastunem do życia w rodzinie jest pragnienie zawarcia związku małżeńskiego, posiadania żony lub męża, zrodzenia i wychowania dzieci. Sprawa zaczyna się komplikować, gdy takim pragnieniom zaczyna towarzyszyć myśl o powołaniu do zakonu lub kapłaństwa. Kiedy dochodzi do pewnego momentu decyzyjnego w życiu, np. po maturze, ta myśl pojawia się coraz częściej i już nie można przejść obok niej obojętnie. Człowiek wówczas uświadamia sobie, że coś w tym musi być i zaczyna konkretnie pytać Boga czy czasem Ten go nie wybrał do wyłącznej służby dla Siebie. Te wątpliwości nieraz targają człowiekiem przez dłuższy czas i by je rozwiać, nie ma innej możliwości jak ta by wejść w głębszą relację z Bogiem. Wtedy poznawszy Jego miłość, oraz wielkość dzieła, do którego wzywa, powołany jest gotów złożyć ofiarę ze swoich planów by zrealizować plan Boży. W takich sytuacjach przychodzą z pomocą słowa: „Bóg sam wystarczy”.

Innym zwiastunem powołania mogą być myśli i głębokie przekonanie, które towarzyszy człowiekowi już od najmłodszych lat. Ma przeświadczenie, że chce wstąpić do zakonu lub po prostu zostać kapłanem. Znam kilku franciszkanów, którzy wspominają, że już od dzieciństwa „coś ich ciągnęło” do kościoła. Uwielbiali spędzać czas na modlitwie, kontemplacji i marzyli, aby odprawiać Mszę Świętą. To nie są odosobnione przypadki.

Bywa również i tak, że oznaką powołania jest niechęć wobec ciągle powracających myśli o zakonie. W tym wypadku trzeba wziąć pod uwagę działanie naszego wroga – szatana, który chce abyśmy nie obrali tej drogi, którą przeznaczył nam Pan Bóg.

Niektórzy kapłani lub małżonkowie wspominają, że przed podjęciem decyzji otrzymywali wielką moc i pewność co do drogi życiowej, nad którą się zastanawiali.


Zgadza się. Pan Bóg czasami daje ogromne przeświadczenie, swego rodzaju światło, które prowadzi bezpośrednio do pójścia powołania. Dla człowieka bywa to przeżycie cudowne, wręcz mistyczne, które wskazuje, że Pan Bóg wybiera dla niego tę drogę życia. Można to porównać do powołania św. Pawła, który w drodze do Damaszku, został powalony na ziemię i oświecony. Tej formy powołania doświadczyła również św. Siostra Faustyna.

Chciałbym tu jeszcze powiedzieć o innej łasce, której doświadczyłem osobiście. Mówiłem wcześniej o tym jak otrzymałem natchnienie do modlitwy, gdy rozeznawałem swoje powołanie. To był czas ciągłych wątpliwości i skrajnie różnych rozwiązań. Przyszła jednak chwila, w której te modlitwy zostały jakby wysłuchane wszystkie na raz, lub raczej doświadczyłem działania Matki Bożej, która do tej chwili nie dawała mi odczuć owoców tych modlitw. Będąc w Częstochowie na pielgrzymce maturzystów otrzymałem łaskę decyzji wstąpienia do zakonu, nie na chwilę, nie na próbę, ale na zawsze. Dzisiaj rozumiem jak wielka to łaska, gdy człowiek może powiedzieć, że już znalazł swoją drogę. Od tej chwili może iść w głąb, niejako odkrywać „skarb ukryty w roli”.

Ojciec odpowiada za duszpasterstwo powołań w Zakonie Franciszkanów. Proszę powiedzieć, jak dużym zainteresowaniem ciszy się wasze seminarium?


Gdybyśmy przyjęli wszystkich, którzy chcą wstąpić, liczba byłaby imponująca. W zeszłym roku na rekolekcjach powołaniowych pojawiło się ponad 100 osób. Oczywiście, nie wszyscy posiadają predyspozycje do bycia zakonnikami a wielu z nich przyjechało z intencją rozeznawania. Istotne są też kwestie dobrego zdrowia i wieku. Od dwóch lat zauważamy pewien wzrost w ilości powołań i zainteresowań życiem zakonnym. W nowicjacie przebywa obecnie dziesięciu kandydatów. Postulantów jest piętnastu, widać więc niewielki wzrost, jednakże dopiero za kilka lat będziemy mogli określić, czy jest to wzrost trwały.

Jak wyglądają poszczególne etapy formacji w Zakonie Franciszkańskim?


Zacznijmy może od pierwszego kroku, jakim jest kontakt ze mną. Jeśli kandydat skontaktuje się z kimkolwiek innym w Zakonie, i tak zostanie odesłany do mnie. Moim zadaniem jest ocena, czy kandydat posiada predyspozycje do bycia zakonnikiem oraz czy posiada zwiastuny powołania. Jeśli ocena jest pozytywna, wówczas kandydat udaje się na dni skupienia, aby choć odrobinę mógł poznać życie zakonne. Następnym krokiem są rekolekcje powołaniowe, które odbywają się w Smardzewicach, gdzie znajduje się nasz nowicjat. Podczas tego wyjazdu, kandydaci spotykają się na indywidualnych rozmowach z wikariuszem naszej prowincji. Gdy wszyscy zgodnie uznamy, że konkretna osoba ma powołanie i spełnia wymagania konieczne w życiu zakonnym, wówczas jest otwarta droga na postulat, który trwa rok. Tu kandydaci wchodzą w codzienność zakonną choć jeszcze bez habitów. Rok później następuje nowicjat i nałożenie habitu. Ten etap formacji również trwa rok i kończy się złożeniem pierwszych ślubów zakonnych na okres jednego roku. Po okresie nowicjatu, który jest poważną próbą życia zakonnego, kandydaci muszą podjąć decyzję czy chcą zostać braćmi zakonnymi czy też kapłanami. Wówczas obierają drogę junioratu lub klerykatu w seminarium w Łodzi – Łagiewnikach. Po pięciu latach formacji na junioracie i sześciu na klerykacie bracia kończą formację początkową i przechodzą do formacji stałej, jako bracia i ojcowie zakonni.

Dla tych, którzy chcieliby więcej dowiedzieć się na temat naszego zakonu zostawiam adres strony internetowej: www.barka.frnciszkanie.pl

 

Rozmawiał Paweł Ozdoba

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie