5 sierpnia 2014

„Poszli nasi w bój bez broni…”

Piątego sierpnia 1864 roku na szubienicy ustawionej na stokach warszawskiej Cytadeli stracono pięciu przywódców powstania styczniowego: Romualda Traugutta, Rafała Krajewskiego, Józefa Toczyskiego, Romana Żulińskiego i Jana Jeziorańskiego. Zwłaszcza utrata pierwszego z wymienionych – przywódcy zrywu, stanowiła wielki cios dla walczącego o niepodległość narodu. Aresztowanie dyktatora w nocy z 10 na 11 kwietnia 1864 roku można uznać za datę kończącą powstanie rozumiane jako walkę zorganizowaną.

Spośród wszystkich polskich zrywów okresu rozbiorów powstanie styczniowe trwało najdłużej. Niestety, rozpoczęte w niesprzyjającej sytuacji politycznej i źle przygotowane, stało się bardziej aktem rozpaczy niż, według definicji wojny wyrażonej przez Clausewitza, prowadzeniem polityki środkami militarnymi.

Niewątpliwie położenie żyjących pod zaborem rosyjskim było trudne i mogło moralnie usprawiedliwić bunt przeciwko tyrańskiemu rządowi, który odmawiał Polakom niektórych podstawowych praw. W zachodnich guberniach Rosji, tj. na ziemiach polskich nie wchodzących w skład Królestwa Polskiego, trwały prześladowania i rusyfikacja. W samej Kongresówce, wprawdzie w szkołach uczono po polsku, jednak liczba placówek oświatowych, zwłaszcza średniego szczebla, była niewielka. Szkolnictwo wyższe prawie nie istniało. Władze carskie ograniczały możliwość samoorganizowania się społeczeństwa.

Wesprzyj nas już teraz!

Szczególnie silnemu uciskowi  poddany był Kościół katolicki. Car bardzo starannie dobierał kandydatów na stolice biskupie w poszczególnych diecezjach. Niemal nie do pomyślenia było, aby ordynariuszem został kandydat energiczny i gorliwy w pracy duszpasterskiej, no chyba że przez pomyłkę. Car akceptował jedynie ludzi słabych, uległych władzom, najlepiej starszych i schorowanych. Charakterystyczne zwłaszcza dla polityki imperatora Mikołaja I w tej dziedzinie były długie, nawet kilkunastoletnie okresy, w których stolice biskupie pozostawały nieobsadzone.

 

 

Podzieleni patrioci
Śmierć Mikołaja I oraz klęska Rosji w wojnie krymskiej poprawiły nieco sytuację Polaków w zaborze rosyjskim. Nowy car Aleksander II postanowił zmodernizować odziedziczone po ojcu państwo. Udało się to wykorzystać margrabiemu Aleksandrowi Wielopolskiemu do przeprowadzenia pewnych reform w Kongresówce za cenę wyrzeczenia się dążeń niepodległościowych. Spolszczono administrację Królestwa, przywrócono wyższą uczelnię w Warszawie pod nazwą Szkoły Głównej. Zelżały prześladowania Kościoła katolickiego, m. in. obsadzono wreszcie wszystkie wakujące stolice biskupie.

 

Oczywiście ogromną rolę dla uzyskania tych ograniczonych zdobyczy Polaków odgrywał nacisk społeczeństwa okazującego swe niepodległościowe dążenia poprzez liczny udział w nabożeństwach w intencjach patriotycznych oraz w manifestacjach.

 

 

Jak uczy Kościół, moralne prawo do buntu zbrojnego nie zależy jedynie od słuszności racji uciskanej społeczności. Musi rysować się równocześnie „rzeczywista możliwość powodzenia akcji zbrojnej, żeby można było usprawiedliwić ofiary czasu trwania wojny”.

Polscy działacze patriotyczni podzielili się na dwa obozy. Członkowie pierwszego z nich, zwani czerwonymi, dążyli do zbrojnej konfrontacji z caratem, wzorując się na metodach walki oraz ideach głoszonych przez ruchy rewolucyjne Europy. Drugi obóz  – białych był w swych ideach konserwatywny. Biali nie ustępowali czerwonym żarliwością patriotyczną, zdawali sobie jednak sprawę z niebezpieczeństw, jakie wiążą się z powstaniem zbrojnym przeciw euroazjatyckiemu mocarstwu. Liczyli, że przez wymuszanie na caracie ustępstw i modernizację kraju uda się doczekać chwili, gdy sytuacja polityczna umożliwi Polakom wybicie się na niepodległość. Jednak, gdy wybuchło powstanie włączyli się w działania zbrojne.

 

Rewolucyjne szaleństwo

Dążący do szybkiego wybuchu powstania czerwoni zbudowali bardzo prężne, jak na warunki konspiracyjne, struktury władz. Niestety, dużo gorzej wyglądały przygotowania militarne. Polska armia regularna nie istniała od upadku powstania listopadowego. Brakowało oficerów i podoficerów. Fatalnie przedstawiało się uzbrojenie, zwłaszcza w pierwszym dniu walk. Na ok. 8 600 powstańców atakujących placówki rosyjskie tylko co dziesiąty (!) dysponował bronią palną, przeważnie strzelbami myśliwskimi. Kosy, których i tak w niektórych oddziałach nie starczyło dla wszystkich, nie mogły rozwiązać problemu, bowiem od czasów bitwy pod Racławicami skuteczność broni palnej i artylerii bardzo się poprawiła.

Istotnie przy tak słabych siłach rozpoczynanie powstania było szaleństwem. Jeżeli czerwoni liczyli na wsparcie rewolucjonistów z innych krajów, a zwłaszcza Rosjan, musieli się rozczarować. Do oddziałów powstańczych zgłosiło się stosunkowo niewielu obcokrajowców. Również oczekiwanie na wsparcie ze strony mocarstw zachodnich okazało się mrzonką. Dyplomacja tych państw potrafiła jedynie słać do cara noty dyplomatyczne.

Na domiar złego nieudolnie obmyślono sposób kierowania walkami na szczeblu centralnym. Rząd Narodowy z tym sobie nie radził. Powołani kolejno na dyktatorów Mierosławski i Langiewicz jednocześnie chcieli dowodzić jednym z oddziałów ukrywających się w lesie oraz kierować całym powstaniem. Szybko okazało się, że jest to niemożliwe. Obaj musieli opuścić tereny zaboru rosyjskiego. Źle dowodzone powstanie zaczęło przygasać.

 

Gromy z jesiennego nieba

W tej chwili na scenie pojawił się mocny człowiek, który postanowił, wziąć na swoje barki ciężar podtrzymania walk, co więcej, zbudowania armii narodowej, mogącej nawiązać regularną walkę z przeciwnikiem. Bez tego na interwencję mocarstw zachodnich nie było co liczyć. Człowiekiem tym był Romuald Traugutt, zdymisjonowany podpułkownik armii rosyjskiej. Co charakterystyczne nie należał on wcześniej do zwolenników rozpoczęcia powstania. Dopiero po wybuchu walk, poproszony przez ludzi zaangażowanych w tworzenie oddziałów powstańczych, objął komendę nad partią kobryńską. Dowodził nią ze zmiennym powodzeniem przez blisko dwa miesiące. Zasłynął odpowiedzialnością i fachowością. W sierpniu 1863 r. stawił się w Warszawie. Mianowany generałem został wysłany z misją na zachód Europy. Wobec ostrożnej postawy mocarstw misja nie powiodła się, pozwoliła jednak Trauguttowi poznać międzynarodową sytuację polityczną. Po powrocie zdecydował się objąć władzę nad powstaniem. Dotychczasowi członkowie Rządu Narodowego na jego żądanie ustąpili 17 września 1863 r.

Dyktator natychmiast przystąpił do reorganizacji sił zbrojnych i administracji powstańczej. Dzięki temu chylący się ku upadkowi zryw nabrał nowego wigoru. „Z jesiennego nieba bić zaczęły gromy” – ocenił ten okres walk historiograf rosyjski Mikołaj Berg.

 

Traugutt musiał znaleźć energię i czas na kierowanie nie tylko dyplomacją i walkami, ale również życiem społeczeństwa. Jednym z pierwszych problemów, z jakim przyszło mu się zmierzyć była sprawa demonstracyjnego ubierania przez Polaków czarnych strojów. Namiestnik carski Teodor Berg wydał poparty grzywnami zakaz noszenia żałoby. W dodatku kobietom, które nie podporządkują się nakazowi, grożono odtransportowaniem do koszar i oddaniem wojsku rosyjskiemu. Traugutt przerażony barbarzyństwem wroga wezwał Polki do założenia kolorowych strojów.

W odróżnieniu od poprzednich dyktatorów sprawujących swoje funkcje z lasu nowy przywódca powstania skutecznie zarządzał walką z konspiracyjnego mieszkania w Warszawie. Niestety, kraj był już wyczerpany roczną walką, a złożone z ochotników wojska powstańcze nie mogły się równać z rosyjskim pod względem karności. Animozje między dowódcami potrafiły zepsuć niejedną inicjatywę Traugutta.

Wysoka cena za brak realizmu


Niestety, kres walki nadszedł dość szybko. Na wiosnę 1864 roku Rosjanom udało się aresztować przywódcę powstania. Po śledztwie, które przeszedł z godnością nikogo nie obciążając w zeznaniach, został skazany na śmierć i powieszony. Powstanie zaczęło dogasać, a naród liczył straty spowodowane awanturniczą polityką czerwonych, którzy rozpoczęli walki w niesprzyjających warunkach politycznych.

 

W imię mrzonek rewolucyjnych życie straciło 20 tysięcy poległych i pomordowanych, prawie dwukrotnie więcej trafiło na katorgę. Spłonęło 16 miasteczek i 86 wsi. Władze carskie zamknęły wiele klasztorów. Wielkim nieszczęściem były również konfiskaty majątków polskich zarówno na terenie Królestwa Polskiego jak i na Kresach wschodnich. Powstańcy marzyli o Polsce w granicach z 1772 r., a w wyniku swoich działań osłabili szansę powrotu ziem wschodnich w granice odrodzonej Rzeczpospolitej. Odrzucając zdobycze polityki Wielopolskiego spowodowali pogorszenie warunków rozwoju społeczeństwa polskiego na terenach zaboru rosyjskiego utwierdzając carat w przekonaniu, że jedyną polityką jaką można zastosować wobec Polaków jest wzmożona rusyfikacja.

Odpowiedzialność za klęskę nie obciąża jednak Romualda Traugutta. Poszedł walczyć, gdy walka trwała. Zdawał sobie bowiem sprawę, iż jego doświadczenie wojskowe może się przydać Ojczyźnie. Dał Polsce, to co mógł najcenniejszego – własne życie. Będąc głęboko religijnym codziennie rano modlił się przez godzinę, polecając Wszechmocnemu sprawę narodową. Świadkowie jego egzekucji wspominali, iż tuż przed śmiercią wzniósł oczy w niebo, prawdopodobnie zwracając się do Boga w modlitwie. Głęboka wiara przywódcy powstania spowodowała, że w latach 80. XX wieku rozpoczęto starania o wszczęcie jego procesu beatyfikacyjnego.

 

Adam Kowalik 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie