15 lutego 2016

Trzecie rozdanie Vallsa. Przygrywka przed wyborami

(Premier Manuel Valls. Fot. Olaf Kosinsky (Own work) [CC BY-SA 3.0 de (http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/de/deed.en)], via Wikimedia Commons)

Informowaliśmy już o rekonstrukcji francuskiego rządu. Raczej nikt nie ma wątpliwości, że prezydent François Hollande szykuje się w ten sposób do prezydenckich wyborów w roku 2017. Między innymi chce poprzez włączenie do nowego gabinetu polityków Zielonych oraz Lewicy Radykalnej poszerzyć zaplecze dla swojej kandydatury i wyciszyć niektóre spory.

 

Telewizyjne wystąpienie Hollande’a obejrzało 9,8 mln osób. Wynik przyzwoity, choć prezydenckie orędzie noworoczne śledziło na żywo o ponad milion więcej Francuzów. Nad Sekwaną słuchają, ale już niespecjalnie wierzą, że socjalistom uda się naprawić sytuację gospodarczą. Dla przykładu, nieufność wobec ostatniego planu walki z bezrobociem wyrażało aż 90 procent badanych! Prezydent w telewizji mówił o właśnie o deficycie miejsc pracy, wyjaśniał projekt odbierania terrorystom obywatelstwa (co popiera akurat większość obywateli), nawiązywał do kryzysu w rolnictwie i właśnie przyszłorocznych wyborów.

Wesprzyj nas już teraz!

 

W gospodarce bez zmian

Przebudowa rządu nie jest specjalnie głęboka. Odeszło zeń tylko czterech ministrów, w tym zwierzchnik MSZ Laurenty Fabius, a także Sylwia Pinel – na własną prośbę. Do składu włączono zaś dziesięciu polityków, poszerzając liczbę szefów resortów, z 32 do 38.

 

Najważniejsza nowość dotyczy wymiany ministra spraw zagranicznych Fabiusa na dawnego premiera Jeana-Marca Ayraulta. Ten ostatni ma potwierdzić „lewicowość” rządzącego gabinetu. Chodzi tu zwłaszcza o elektorat Partii Socjalistycznej, podejrzewający premiera Manuela Vallsa niemal o „prawicowe odchylenie” w realizowanym programie gospodarczym. Obecny szef rządu niezbyt przepada za byłym, ale Ayraulta wsparł podobno osobiście sam Hollande.

 

To już trzecia rekonstrukcja obecnej ekipy. Największą niespodzianką jest zastąpienie mocno krytykowanej minister kultury Fleur Pellerin przez współpracowniczkę Hollande’a w Pałacu Elizejskim, Audrey Azoulay (zajmowała się ona m. in. kinem, jest również absolwentką szkoły administracji – ENA, która stanowi „przepustkę” do karier dla większości francuskich polityków). Warto jednak zwrócić uwagę, że najważniejsze resorty (m. in. obrony, zdrowia, ekologii, czy rolnictwa oraz MSW) pozostają bez zmian.

 

Centroprawicowa opozycja mówi, że zamiast personalnego retuszu przydałaby się raczej zmiana samej polityki rządu. Przewodnicząca Frontu Narodowego Marine Le Pen widzi w remanencie gabinetu tylko manewr przedwyborczy, którego celem jest zablokowanie konkurentów.

 

Na większe korekty rzeczywiście trudno liczyć. Kadrowe przemeblowanie nie ruszyło resortów gospodarczych i będzie tu zapewne kontynuowany kurs ministra ekonomii Emmanuela Macrona. Nic też nie zmieni się w sferze ideologicznych pomysłów socjalistów. Jednym słowem, wszystko zostaje niemal „po staremu”.

 

„Prawom kobiet” z rodziną nie po drodze

Warto jednak zwrócić uwagę na mały incydent, który więcej mówi o stanie polityki francuskiej niż konkretne nazwiska nowych ministrów. Pani Laurence Rossignol objęła w nowym gabinecie funkcję ministra ds. praw kobiet, dzieci i rodziny. Ponieważ dziećmi i rodzinami (oraz osobami w podeszłym wieku) zajmowała się już wcześniej, jej gabinet zreorganizowano, dodając do nazwy resortu także „prawa kobiet”. Wywołało to falę ostrej krytyki i niezadowolenie feministek. Nie chodzi tu o osobę minister Rossignol, która jest także feministką (b. działaczką Ruchu Wyzwolenia Kobiet – MLF), zwolenniczką swobody zabijania nienarodzonych, zasłużoną aktywistką „SOS Rasizm” i daje „pełne gwarancje” politycznej poprawności działań rządu w tej materii. Rossignol przed wstąpieniem do PS (gdzie była m.in. rzecznikiem partii), działała w trockistowskiej Lidze Komunistów Rewolucyjnych (LCR). Została tam nawet wybrana do Komitetu Centralnego, a i obecnie jest uważana w swojej partii za reprezentantkę skrajnej lewicy. Feministkom nie spodobała się po prostu nowa nazwa resortu, która przez połączenie „w jednym” praw kobiet, dzieci i rodzin nawiązuje przecież do „stereotypów płciowych” i okazuje podobno w ten sposób płci pięknej – „całą swoją pogardę”. Okazuje się, że jak na standardy francuskiego feminizmu sama nazwa ministerstwa to już zupełnie „zgniły konserwatyzm” i „wstecznictwo”. Zresztą, łączenie praw kobiet w jednym resorcie z funkcjami matki i rodziną nie spodobało się nie tylko w PS. Dla przykładu Natalia Kosciuszko-Morizet, która jest politykiem centroprawicowej Partii Republikańskiej, była zaś kandydatką tej partii na mera Paryża, kpiła, że Hollande powinien dodać w nazwie ministerstwa do praw kobiet jeszcze… „prawa do kroju i szycia”. Połączenie takich funkcji ministerstwa wykpiła również znana komunistka Buffet.

 

Tymczasem intencją rządu z pewnością nie było tu dowartościowywanie rodziny i nie o etykiety tu chodziło. Chociaż modyfikacja nazwy ministerstwa rozsierdziła feministki, to ze strony szefowej resortu należy się raczej spodziewać prób dalszej lewicowej ideologizacji dzieci i rodzin. Po prostu francuskie ciekawostki i… standardy.

 

 

 

Bogdan Dobosz

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie