19 stycznia 2015

Wielka wojna z batonikiem

(fot. Krystian Maj/FORUM )

W przestronnym gabinecie premier Kopacz wykiełkował nowy pomysł na to, by wszystkim dzieciom zapewnić szczęśliwe i błogie życie. Nie, tym razem nie chodzi o zabójczą pigułkę bez recepty, ale wojnę z batonikami, którą przerobiły, bądź właśnie przerabiają, także inne kraje. – Chipsy i batoniki znikną ze szkół – zapowiedziała premier.

 

Podczas konferencji prasowej zorganizowanej z okazji stu dni premierowania, Ewa Kopacz zapewniła, iż będzie dbać o zdrowie młodych Polek i Polaków, eliminując ze szkół ociekające kaloriami smakołyki, jak słodycze i chipsy. Obietnica ta umknęła wielu komentatorom, a nie powinna, wszak gdy szef rządu zapewnia, iż swoją opiekę roztoczy nad kolejnymi dziedzinami naszego życia, należy całkiem serio się temu przyjrzeć. Zwłaszcza wówczas, gdy sprawie przyświecają z pozoru uczciwe, niemal szlachetne, intencje.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Zapowiedź premier może zaskakiwać nie tylko dlatego, że sama chętnie zajada się słodyczami, ale również z powodów nieco bardziej merytorycznych. Świadczy ona bowiem o wkraczaniu w poważną fazę walki państwa z problemem otyłości. Nie jest on w Polsce, przynajmniej jak na razie, głównym problemem społecznym, lecz mimo to lekarze alarmują, że za kilka lat widok młodego człowieka z niemałym brzuszkiem, może stać się u nas powszechniejszy niż obecnie. Przykładem są tutaj kraje Zachodu, szczególnie Stany Zjednoczone i Wielka Brytania, gdzie popularność fast foodów oraz zamiłowanie do smakołyków doprowadziło niemal do eksplozji problemu uciążliwej i niebezpiecznej dla zdrowia nadwagi wśród młodzieży. Brytyjski rząd swego czasu aktywnie włączył się w bój z otyłością i choć nie przyniósł on spodziewanych efektów, podnoszą się już głosy o potrzebie eskalacji stosowanych w tej wojnie środków.

 

Podatkiem w otyłość?

 

Cukier powoduje podobne do papierosów szkody i, tak jak one, powinien być dodatkowo opodatkowany – ogłosił niedawno brytyjski celebryta kulinarny, Jamie Oliver. Zapewne słowa te nie pociągną za sobą poważnych konsekwencji w najbliższym, dającym się przewidzieć okresie. Co nie oznacza, iż należy je lekceważyć. Owszem, Oliver to osobowość telewizyjna, a głos ludzi takich jak on nierzadko odbija się w świecie współczesnej polityki donośnym echem. Bo popularność Olivera jest na Wyspach wyjątkowa, znacznie przekraczająca rozpoznawalność polskich kucharzy telewizyjnych, jak Magda Gessler czy Robert Makłowicz. Sławę zyskał programem „Nagi szef”, emitowanym od 1997 roku na antenie BBC. Brytyjczycy tak bardzo go pokochali, że otrzymał nawet zaproszenie na Downing Street 10, gdzie ugotował przekąskę ówczesnemu premierowi, Tony’emu Blairowi.

 

Oliver udowodnił już zresztą, że uwielbienie widzów pozwala mu wpływać na polityków. Przykład? Kilka lat temu kucharz-celebryta rozpoczął kampanię „Karm mnie lepiej”, której celem było promowanie zdrowego żywienia wśród szkolnej młodzieży. To za jego sprawą tamtejsi politycy wpompowali ponad miliard funtów w kategoryczną zmianę sposobu żywienia w szkołach oraz wprowadzili zakaz przetwarzania żywności typu fast food.

 

W Wielkiej Brytanii problem napychania się tłustym i niezdrowym jedzeniem przez młodzież to nie bagatela. Brytyjczycy bowiem faktycznie pakują w siebie niezdrowe, śmieciowe jedzenie. Słynne junk food w 2011 roku stanowiło tam ponad 50 procent wszystkich posiłków spożywanych poza domem. Dla porównania w roku 2008 proporcja ta stanowiła 47,3 procent. Na pochłanianie niezdrowego jedzenia w restauracjach szybkiej obsługi, narażone są przede wszystkim nastolatki. Amerykańskie badania pokazały, iż to one najczęściej rejestrują reklamy miejsc, gdzie serwowane są śmieciowe przekąski. Nic dziwnego, bowiem spece od marketingu, uznawszy, że właśnie ta grupa wiekowa może przynieść ich przełożonym największe dochody, zadbali o to, by spoty propagujące niezdrową żywność upychać w stajach telewizyjnych wówczas, gdy nadają one programy skierowane do młodzieży.

 

W Wielkiej Brytanii zdołano jednak ograniczyć emisję reklam hamburgerów, frytek i innych niezdrowych przysmaków. Mimo to kolejne badania przeprowadzane wśród młodzieży wskazują, że ani walka z niezdrowym jedzeniem w szkołach, ani z reklamowaniem go w telewizji nie przynosi pożądanych skutków. Opublikowane w 2012 roku wnioski jednego z takich badań były bezlitosne dla politycznych wojowników o zdrowe żywienie: brytyjskie dzieci wciąż znacznie częściej pochłaniają fast foody niż czynią to ich rówieśnicy w Niemczech lub Hiszpanii.

 

Na Wyspach wielkie zagrożenie dla kondycji zdrowotnej konsumentów stanowią również tzw. ready meal, czyli praktycznie gotowe dania, dostępne niemal w każdym sklepie spożywczym. Wystarczy włożyć taki produkt do mikrofalówki i w ciągu kilku minut można zaserwować rodzinie suty obiad. Popularność tego typu dań wiąże się ze stale rosnącym tempem życia. Naukowcy zwracają uwagę, że Brytyjczycy, poświęcając na pracę coraz więcej czasu, niechętnie stają późnymi popołudniami przy kuchence lub piekarniku. Inna sprawa, że gotowanie, jako element troski o dom, odchodzi już do lamusa. – Gotowa żywność jest bardzo użyteczna, bo eliminuje domowy obowiązek, jakim jest gotowanie, nawet wówczas, gdy domownicy mają czas na przyrządzanie dań – twierdzi socjolog prof. Alan Warde.

 

Mimo więc usilnych starań niestrudzonego kucharza Olivera, Brytyjczycy nie chcą jeść zdrowiej. Cytowany wyżej apel o nałożenie na cukier specjalnego podatku, to dowód na to, że w walce o zdrowe żywienie kuchenny celebryta jest gotowy posunąć się bardzo daleko. Zdecydowanie za daleko. Cóż z tego bowiem, że – jak deklaruje – nie jest zwolennikiem kolejnych obciążeń podatkowych, skoro zaraz potem dodaje: „cukier to zło”, a zło trzeba ograniczać.

 

Pominąwszy już sam fakt nakładania kolejnych obciążeń podatkowych skutkujących, jakżeby inaczej, uszczupleniem kieszeni konsumentów, warto zapytać czy wprowadzenie dodatkowego podatku na „zły” cukier może chociaż przynieść pożądane skutki? Praktyka uczy bowiem, iż ingerencja państwa w kolejne dziedziny naszego życia przynosi zazwyczaj odwrotny skutek od zamierzonego. Trudno przy tym odmówić słusznych intencji lekarzom, na poważnie zaniepokojonym niebezpieczeństwem poważnych chorób wynikających z otyłości. Z drugiej zaś strony – choć przypomina to przywoływanie opinii lisa w kwestii dostępności do kurnika –brytyjscy reklamodawcy argumentują, i nie sposób z góry odrzucić ich tezy, iż sama reklama nikogo jeszcze nie zmusza do jedzenia, zaś walka z otyłością powinna toczyć się raczej na zupełnie innym polu: promowania zdrowego trybu życia.

 

Jakie są jednak efekty nakładania dodatkowych podatków? Sprzyjający temu pomysłowi powołują się na przykład Francji, gdzie podatkiem politycy usiłują walczyć z niezdrowym olejem palmowym czy napojami energetyzującymi. Na razie trwają mężnie w przekonaniu, że był to krok słuszny. Inaczej niż Duńczycy, którzy nałożywszy dodatkowy podatek zdusili konsumpcję. Tamtejsze ministerstwo finansów prędko więc wycofało się z trefnego pomysłu. Trudy dodatkowego opodatkowania przekąsek i smakołyków, jak chipsy czy ciasteczka, wytrzymują na razie Węgrzy, gdzie wojnę śmieciowemu jedzeniu wypowiedział premier Victor Orban.

 

Co więc zrobi Londyn? Tamtejszy minister zdrowia, Jeremy Hunt nie jest entuzjastą pomysłu Olivera i zapewnia, że o dodatkowym podatku nie ma mowy. Jak długo wytrwa w tym przekonaniu – trudno przewidzieć.

 

Czy wierzyć politykom?

 

Trudno wierzyć politykom, gdy zapewniają, że nakładając podatki ratują nam życie. Te bowiem stanowią zwykle zamordystyczny sposób na szybkie chirurgiczne cięcie, krótkotrwałe zaradzenie problemowi. To klasyczne strzelania z armaty do komara – niby pocisk dziabnie insekta, ale skutki (jak choćby utrata amunicji) mogą być opłakane. Klasycznym przykładem tępego strzelania na oślep podatkiem była walka z Wielkim Kryzysem w USA, gdy prezydent Herbert Hoover zdecydował o nałożeniu daniny na eksport. Chciał w ten sposób pobudzić rynek wewnętrzny. Zapomniał jednak, iż walka z eksportem zarzyna równocześnie import, co w amerykańskim przypadku prostą drogą prowadziło do rozkładu produkcji.

 

Analiza przyczyn niezdrowego trybu życia pokazuje, że u jego podstaw nie leży wyłącznie łakomstwo. Założenie, że człowiek XXI wieku stał się niemal z dnia na dzień przebrzydłym obżartuchem jest raczej ryzykowną diagnozą. Znacznie bardziej poważną przyczyną kiepskiego odżywianie się nastolatków może być rozkład tradycyjnego życia domowego, gdzie stół i wspólny, domowy obiad powoli odchodzą do lamusa, gdy jeszcze niedawno stanowiły clou rodzinnych relacji. Współczesny rodzic chętniej zabierze pociechę na hamburgera niż sam przygotuje smaczną strawę. Inna sprawa, że trudno całą winą obarczyć wyłącznie rodziców. Zapracowani i zbiegani, nie są zwykle w stanie dopilnować, by zapewnić dziecku odpowiednią dawkę ruchu i zdrowego posiłku.

 

Wracając zaś do Polski… szkoda wyrzucania kolejnych pieniędzy na walkę z pełnymi batoników automatami. Jeśli już premier ocenia, że ma ich nadmiar – zamiast obiecywać przywileje dla homozwiązków – niechaj lepiej przeznaczy je na politykę prorodzinną, co pozwoliłoby rodzicom skoncentrować się na życiu domowym, i infrastrukturę sportową. Ta pierwsza to jedna z największych porażek III RP, druga też pozostaje w opłakanym stanie. Co prawda w ostatnich latach dostrzeżono ów problem „fundując” orliki, cieszące się wśród dzieci popularnością. Problem w tym, że obliczone niemal wyłącznie na uzyskanie efektu propagandowego, powstawały jak grzyby po deszczu. Nie zważano przy tym chociażby na palący brak ludzi gotowych zajmować się obiektami czy opiekować ćwiczącymi nań dziećmi.

 

Problemy społeczne są zbyt skomplikowane, by dało się im zaradzić banalnymi rozwiązaniami. Jaki sens ma rządowy szturm na batoniki w szkolnych sklepikach, skoro z łatwością można je kupić w każdym sklepie spożywczym, których pełno jest na osiedlach i w okolicach szkół? Eskalowanie boju o batonik może wkrótce doprowadzić nasz rząd do prostego wniosku – opodatkujmy wszystko, co niezdrowe. Wówczas na pewno będzie się nam żyło lepiej. Czy aby na pewno?

 

 

Krzysztof Gędłek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie