W około stu punktach Polski rolnicy protestowali w środę przeciwko tak zwanej Piątce dla zwierząt, czyli projektowanym zmianom prawnym uderzającym w różne branże, przede wszystkim hodowlaną.
– Dzięki eksportowi kraj się bogaci. Jeszcze nie otrząsnęliśmy się po koronawirusie, a nasz rząd sam nakłada embargo na nasze własne mięso – stwierdziła Maria Czap, współorganizatorka dzisiejszych demonstracji.
Wesprzyj nas już teraz!
– Przeciętny zakład to jest 500 miejsc pracy. Tutaj są trzy tego typu zakłady. To też ogromna ilość podatków dla gmin, które są beneficjentami tego, że funkcjonują tu tego typu firmy – wskazał na spodziewane straty samorządów Witold Szmidtke, przewodniczący Rady Miejskiej w Żukowie.
„Ustawa uderzy także w tych rolników, których nie dotyczy ona bezpośrednio. Pan Witold jest hodowcą brojlerów kurzych. Dotychczas odpady poubojowe sprzedawał hodowcom zwierząt futerkowych. Teraz będzie musiał zapłacić za ich utylizację” – opisuje autor relacji dla Telewizji Trwam.
– Jeśli ta ustawa wejdzie w życie, to koszty produkcji drobiu znacznie się podniosą i konsumenci będę musieli więcej za nie płacić, a my otrzymamy mniejszą zapłatę za ten drób – mówił Witold Byczkowski.
Rolnicy obawiają się, że „Piątka dla zwierząt” jeszcze bardziej zmotywuje środowiska zielonej lewicy do działań na rzecz kolejnych ograniczeń w branżach wiejskich – dotyczących hodowli trzody czy bydła.
– Robi się z rolników idiotów, jeżeli daje się na ministra rolnictwa i leśnictwa osobę, która współpracuje z organizacjami prozwierzęcymi, takimi jak Otwarte Klatki i Viva – skomentował jeden z rolników nominację Grzegorza Pudy.
Źródło: TV Trwam News
RoM