12 listopada 2012

POlicyjny plan zamieszek

Około sto tysięcy osób przeszło wczoraj ulicami Warszawy w Marszu Niepodległości. Ta wielka, narodowa manifestacja od dawna spędzała sen z powiek obecnej władzy. Tuż po rozpoczęciu marszu doszło do policyjnej prowokacji, która dała idealną pożywkę mainstreamowym mediom.


„Ok, wracamy do domu zobaczyć w TVN jak to naprawdę wyglądało”. Po oficjalnym zakończeniu marszu, wśród powracających do domu uczestników, dało się zasłyszeć wiele podobnych cytatów. Podobnie jak w ubiegłym roku, największe telewizje w kraju przez cały dzień tłumaczyły widzom, co mają myśleć na temat obchodów Święta Niepodległości w centrum Warszawy. Burdy, zamieszki, rozróby, chuligani, liczenie strat – to najczęściej przewijające się w mediach słowa. Poza obiektywami reżimowych kamer istnieje jednak inny świat.

Wesprzyj nas już teraz!

Organizatorzy i uczestnicy Marszu Niepodległości z problemami spotkali się jeszcze przed wyjściem na ulice. Na kilka dni przed imprezą wiele osób z całej Polski dostało „niespodziewane” wezwania na komisariat, wyznaczone na dzień 11 listopada.

W czwartek rano do mieszkań członków ONR Lublin weszli funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i policjanci z komendy wojewódzkiej. Cztery osoby zostały zatrzymane.

W Trójmieście próbowano zastraszać właścicieli firm przewozowych. Policjanci dzwonili do właścicieli autobusów wmawiając im, że 11 listopada będą wieźli do Warszawy „niebezpiecznych chuliganów”. Kilka firm wycofało się przez to z wynajmu środków transportu.

W Przemyślu przewoźnicy zostali „poproszeni” o zgłaszanie odpowiednim władzom każdej rezerwacji busa na wyjazd do stolicy. We Wrocławiu służby przesłuchiwały ojców paulinów, gdyż w ogłoszeniach parafialnych po zakończeniu Mszy Św. odczytali zaproszenie na Marsz Niepodległości.

Największe problemy czekały oczywiście wczoraj w centrum Warszawy. Dwie godziny przed rozpoczęciem Marszu Niepodległości odbył się tzw. marsz „Razem dla Niepodległej”, zorganizowany przez prezydenta Bronisława Komorowskiego. Wzięło w nim udział kilka tysięcy osób, głównie przechodniów i osób uczestniczących w państwowych obchodach Święta Niepodległości na Placu Piłsudskiego.

Scenariusz napisany przez władze był prosty – marsz prezydenta to impreza ponad podziałami, która przebiega bez żadnych zakłóceń – jest wesoło i kolorowo. Na trasie pochodu z kilkumetrowymi bannerami rozstawili się członkowie Fundacji Pro – prawo do życia i Prawicy RP. Zdjęcie Komorowskiego zestawiono z ciałem dziecka zamordowanego w wyniku aborcji. „Dobry kompromis panie prezydencie?” – pytał napis na plakatach.

Policja nie zatrzymała ani nie przegoniła pikietujących. – Powiedzcie tym panom, żeby trochę się przesunęli – mówił głos dowódcy w krótkofalówce jednego z funkcjonariuszy. Władza nie mogła sobie pozwolić na jakiekolwiek zajścia, zwłaszcza, że tuż obok protestujących stali niezależni dziennikarze z aparatami i kamerami. „Razem dla Niepodległej” odtrąbiono jako sukces w reżimowych mediach. Pierwszy etap planu został wykonany.

Gdy kończył się pochód prezydencki, na rondzie Romana Dmowskiego zbierali się już uczestnicy Marszu Niepodległości. Na czole i po bokach zgromadzenia ustawił się silny oddział policji. – Co tu robicie panowie? – zapytał jeden z dziennikarzy. – Nic, bawimy się – odpowiedział idący w kierunku kolegów policjant.

Około godziny 15.20 marsz ruszył ul. Marszałkowską. W tym momencie funkcjonariusze oddalili się od uczestników obchodów Święta Niepodległości – ogromna liczba ludzi szła zupełnie swobodnie, pozbawiona jakiejkolwiek ochrony policji. Nad dyscypliną i sprawnym poruszaniem się czuwał zespół straży marszu.

Zupełnie inny widok można zobaczyć np. podczas parad homoseksualistów. Zwolennicy dewiacji i zboczeń seksualnych zawsze mogą liczyć na doskonałą eskortę służb mundurowych. Tegoroczną paradę równości od świata zewnętrznego odgradzał szczelny kordon policji – kilka szeregów uzbrojonych funkcjonariuszy z każdej strony pochodu. Marsz Niepodległości miał wyglądać inaczej – w odróżnieniu od „pokojowej i spokojnej” imprezy prezydenta Komorowskiego, na Marszałkowskiej media musiały pokazać rozróby i zamieszki.

Czas na drugi etap operacji. Tuż przed nosami nielicznych policjantów, którzy zostali blisko maszerujących, przebiega duża grupa osób ubranych w dresy i kominiarki. Policjanci przepuścili ich aby mogli swobodnie dostać się w wybrany odcinek Marszu Niepodległości.

W chwilę później obecny w tłumie koordynator prowokatorów zaczął krzyczeć przez megafon: „Uwaga panowie! Ruszył już początek marszu! Na mojej wysokości jest początek marszu, niech idą pierwsi!” – w jednej chwili grupa zamaskowanych bandytów wdarła się w uczestników pochodu, odcinając front marszu od jego reszty. Odpalono race dymne i petardy. Dokładnie na tej samej wysokości czekał ukryty w bocznej ulicy oddział policji, który definitywnie rozdzielił marsz na dwie części.

Do akcji szybko wkroczyły również kamery, które na żywo transmitowały zadymę, nazwaną przez nich Marszem Niepodległości. Jednej z kamer TVN przez przypadek udało się uwiecznić, jak grupa zamaskowanych ludzi wybiega wprost zza kordonu policji, przebiegając wzdłuż radiowozów i rzuca się w uczestników marszu inicjując starcia. Tysiące gardeł krzyczało „policyjna prowokacja!”.

Funkcjonariusze nie wahali się strzelać gumowymi kulami do tłumu ludzi, w którym znajdowały się matki z małymi dziećmi. – Czy panowie wiecie, że strzelacie do dzieci!? – krzyczała jedna z kobiet do oficera policji. – A dobra tam… – machnął ręką policjant. Po sieci krąży już filmik na którym dziesięcioletni chłopiec opowiada o tym, jak został uderzony pałką przez policję.

Na nagraniach w Internecie widać również, jak umundurowani funkcjonariusze rzucają race w tłum uczestników imprezy. Organizatorom szybko udało się zapanować nad sytuacją. Przez megafony nawoływano do spokoju, dyscypliny i nie atakowania policji. Po kilkudziesięciu minutach marsz połączył się w okolicach Placu Konstytucji. Po wywołanej przez policję zadymie maszerującym już nikt nie towarzyszył. Na dalszej trasie pochodu zabrakło kamer mainstreamowych mediów i umundurowanych funkcjonariuszy służb. Tylko nieliczni byli obecni przed budynkami rządowymi, które mijał Marsz Niepodległości. Za ich plecami stali dumnie zamaskowani mężczyźni w kominiarkach. – Co będziesz k**** robił z tym zdjęciem? – krzyknął jeden z policjantów w mundurze do uczestnika marszu z aparatem, który próbował sfotografować ten widok.

Podobne sceny można było oglądać na peryferiach Placu Defilad, przed rozpoczęciem marszu. Mundury wymieszane z dresami – wszystko dla „spokoju i bezpieczeństwa” manifestujących. W tłumie maszerujących wielokrotnie widziano również zamaskowanych bandytów uzbrojonych w policyjne pałki. Kamera uwieczniła także grupę ludzi w charakterystycznych, oliwkowych kominiarkach, którzy naradzają się razem z umundurowanymi policjantami. Ta sama grupa podczas „zamieszek” rzucała w swoich kolegów – policjantów racami i petardami.

Rzecznik prasowy policji w medialnych wypowiedziach potwierdził, że zamaskowani funkcjonariusze mogli być obecni w tłumie. Według niego, mieli wyciągać z marszu osoby, które wszczynały bójki i rozróby. Niestety, w żaden sposób nie zgadza się to z wersją wydarzeń zarejestrowaną na setkach amatorskich zdjęć i filmów, które już w kilka godzin po marszu znalazły się w sieci.

O możliwości policyjnej prowokacji mówi również wstępny raport Helsińskiej Fundacji Praw człowieka, która obserwowała marsz. „Faktem jest, iż na rogu ul. Marszałkowskiej i ul. Żurawiej przez dłuższy czas stała grupka zamaskowanych mężczyzn, nieodgrodzona i nielegitymowana przez policjantów, która po przejściu grup rekonstrukcyjnych wbiegła w grupę maszerujących i rzucała w policjantów przedmiotami. Na podstawie dotychczasowej wiedzy trudno mi powiedzieć, czy wcześniej w jej pobliżu znajdowali się policjanci. Nie chcę przesądzać, czy ci ludzie byli uczestnikami Marszu, czy też osobami postronnymi” – stwierdził Maciej Sopyło z Obserwatorium Zgromadzeń Publicznych w Polsce Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.


Wczorajsze zajścia dla PCh24.pl komentuje Robert Winnicki, prezes Młodzieży Wszechpolskiej. – Marsz Niepodległości 2012 można opisać w pięciu zdaniach. Kilkadziesiąt – sto tysięcy ludzi zebranych na Placu Defilad. Wymarsz i atak sił policyjnych a od wewnątrz przez zamaskowanych wojskowych i prowokatorów policyjnych. Po tym wydarzeniu atak zorganizowanych sił policji. Następnie udane próby opanowania niepokoju przez straż marszu. Przemarsz pod pomnik Romana Dmowskiego i przemarsz do parku na Agrykoli – tłumaczy Winnicki.

Prezes MW zapowiada również dalsze akcje związane z policyjną prowokacją. – Dziś pod Komendą Stołeczną Policji w Warszawie będziemy protestowali przeciwko temu bandytyzmowi, który wczoraj miał miejsce ze strony służb państwowych. Zbieramy relacje, jest ich mnóstwo – zdjęć, filmów itp. Będziemy wnosić skargi na działalność policji a być może też zawiadomienie o podejrzenie popełnienia przestępstwa przez policję w dniu wczorajszym – mówi.

Marcin Musiał

Źródła: gosc.pl, niezalezna.pl, wpolityce.pl

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie