21 lipca 2016

Władze Francji bronią Unii wbrew własnym obywatelom. Co powie ulica?

(fot.REUTERS/Philippe Wojazer)

W tle turnieju piłkarskiego Euro 2016 obserwowaliśmy szereg rozgrywających się we Francji zdarzeń, które budzą niepokój. Obok innych kwestii, takich choćby jak trwający w kraju od miesięcy stan wyjątkowy, warto zwrócić uwagę na jeszcze coś. Chodzi o pracę nad projektem ustawy reformującej rynek pracy. Plany te wzbudzają po raz protesty ogłaszane i przeprowadzane przez kolejne grupy pracowników.


Reformy, do wprowadzenia których dążą rządzący, dają się logicznie uzasadnić. Państwo regularnie odnotowuje stosunkowo wysoką stopę bezrobocia, przez ostatnich kilka lat przekraczającą 10 procent. Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy jest nieelastyczny rynek pracy. Mówiąc wprost, we Francji trudno zwalnia się pracowników. W związku z powyższym, borykający się z poważnymi problemami gospodarczymi rząd Republiki podjął decyzję o zmianie tego stanu rzeczy licząc, że uda mu się w ten sposób doprowadzić do podniesienia poziomu zatrudnienia.

Wesprzyj nas już teraz!

 

W celu przyspieszenia procesu legislacyjnego i uniknięcia przewidywanych (a niepożądanych) dysput w Zgromadzeniu Narodowym czy Senacie, ustawę reformującą rynek pracy poddano pozaparlamentarnej procedurze ustawodawczej, na którą – w wyjątkowych okolicznościach – zezwala prawo. Warto się zatrzymać na dwie chwile w tym miejscu. Mamy bowiem do czynienia z sytuacją, w której ustawa liberalizująca rynek pracy dla uniknięcia dyskusji przeprowadzana jest w trybie pozaparlamentarnym przez skrajnych socjalistów i polityków mających pełne usta frazesów o ideałach francuskiej rewolucji (wiadomo, której) i archetypie republikańskiego obywatela. Ciekawy obrazek.

 

Model ekonomiczny do rewizji

Jeśli przyjrzeć się bliżej statystykom makroekonomicznym, dojść można do wniosku, że wspólna europejska waluta nie służy dobrze gospodarce Republiki. Pierwsze lata po wprowadzeniu euro były ostatnimi, kiedy Francja odnotowywała nadwyżkę w bilansie handlowym. Deficyt szczególnie szybko zaczął narastać po przyłączeniu do UE nowych krajów członkowskich w 2004 roku, utrzymując się od tamtego czasu na mniej więcej stałym, jednak niepokojąco wysokim poziomie. Dwa lata temu tylko w obrocie z Niemcami Francja odnotowywała stratę w handlu na poziomie 20 miliardów euro (http://globaledge.msu.edu/countries/france/tradestats). Choć kraj od lat 70. ubiegłego stulecia nie pamięta, co oznacza pojęcie „nadwyżka budżetowa”, to dopiero w ostatnich latach skutki tej polityki zaczęły silnie odbijać się na stanie finansów państwa. Przez ostatnich 7 lat Francja nie spełniała budżetowych kryteriów traktatu z Maastricht, notorycznie schodząc z deficytem poniżej 3,5 procenta PKB. Niepokojący jest także przyrost zadłużenia sektora finansów publicznych. Od momentu przystąpienia do strefy euro dług publiczny zwiększył się do dzisiaj z poziomu około 60 do mniej więcej 96 procent PKB.

 

Wspólny rynek i względnie wolna konkurencja ujawniły wszystkie słabości gospodarki francuskiej. Tamtejsi politycy i ekonomiści przez lata łudzili siebie i innych, że wyniki makroekonomiczne są wynikiem świadomie prowadzonej polityki gospodarczej, wyżej stawiającej sobie warunki pracy i wysokość płac niż zatrudnienie i konkurencyjność. Tak mogli myśleć Francuzi chronieni cłami i wspomagani eksportem produktów swojego przemysłu do swoich byłych kolonii, stanowiących pokaźną część Afryki. Dziś, kiedy moda na cła w Europie tymczasowo odeszła do lamusa, a kontakty handlowe z byłymi koloniami z natury rzeczy rozluźniają się, ekonomiczny model Francji traci rację bytu. Potrzebne są zmiany i zmiany próbuje się przeforsować.

 

Reforma z zasłoną dymną

Uderzający jest przy tym cynizm francuskich polityków. Wprowadzając niepopularne reformy w bardzo kontrowersyjnym, pozaparlamentarnym trybie, decydenci chowali się za podwójną gardą. Po pierwsze, za osłonę służył im wprowadzony jeszcze z zeszłym roku stan wyjątkowy. Z drugiej strony, zmiany wprowadzane były w samym środku rozgrywających się we Francji mistrzostw Europy w piłce nożnej. Demonstranci oburzeni proponowanymi przepisami, jak i trybem ich wprowadzenia, zakłócali więc porządek, prowokując ataki terrorystów w trakcie tłumnych manifestacji. Niszczyli tym samym wizerunek kraju jako sprawnego organizatora międzynarodowej imprezy.

 

Rzecz jednak nie sprowadza się do kondycji rynku pracy. Drugie dno jest tutaj inne i, jak to bywa w przypadku drugich den, ważniejsze. Otóż Francuzi stoją dzisiaj przed wyborem: bronić integracji europejskiej za cenę wyrzeczenia się swojej gospodarczej tradycji, stanowiącej zwieńczenie dwustu lat walki i powód do dumy francuskich socjalistów, czy bronić tradycyjnych francuskich rozwiązań ekonomicznych kosztem prawdopodobnego rozpadu UE. Sądząc po wydarzeniach ostatnich tygodni, strojąca się w piórka arcysocjalistów ekipa rządowa z nieszczęsnym prezydentem Republiki na czele opowiedziała się przeciw własnej porewolucyjnej tradycji i wybrała obronę Unii. Wkrótce przekonamy się, co myśli o tym francuska ulica.

 

 

Ksawery Jankowski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie