11 października 2017

Pokolenie e-dziennika

(pixabay.com / PCh24.pl)

Jednym ze zwiastunów nowoczesności, jaka z wielkim mozołem pojawia się w szkołach, miał stać się e-dziennik. Narzędzie w swoim krótkim jak na razie żywocie zyskało sobie tyle samo zwolenników, co przeciwników. Nic dziwnego, bo wciąż jest to eksperyment, a nie przemyślana zmiana.

 

Od kilku lat w szkołach dostępne są e-dzienniki – zresztą w różnej formie i o różnej sprawności. Dają one rodzicom możliwość śledzenia postępów swej pociechy, niemalże na bieżąco. Taka kontrola to z pewnością możliwość szybkiej reakcji na edukacyjny „spadek formy” dziecka. To też szybka informacja o nieobecności, spóźnieniu czy unikaniu lekcji przez ucznia. Internetowy dziennik pozwala na błyskawiczny kontakt pomiędzy rodzicami i nauczycielami oraz uczniami… Same pozytywy?

Wesprzyj nas już teraz!

 

E-dziennik w praktyce

 

W szkołach obecnie funkcjonują w zasadzie trzy „rozwiązania systemowe”. To tradycyjny dziennik, połączenie dziennika papierowego i elektronicznego oraz pełne przejście do świata wirtualnego.

 

Całkowita rezygnacja z dokumentacji papierowej sprawdza się przede wszystkim w szkołach profilowanych, gdzie znacząca część kadry ma „internetowe zacięcie” i szybko przyswaja nowe rozwiązania. Taki scenariusz wymusza też na nauczycielach szybkie przyswojenie e-dziennika i aktywne korzystanie z niego. Jeśli zatem szkoła już wybiera tę drogę – to jest bez dwóch zdań – rozwiązanie najskuteczniejsze.

 

W placówkach, w których funkcjonują analogowo-cyfrowe hybrydy, e-dziennik bywa traktowany jako pewne nowe doświadczenie, eksperyment, wyzwanie, a nawet zbędny balast. Oczywiście są placówki, w których nauczyciele traktują e-dziennik na równi z jego papierowym protoplastą. Często jednak pozostaje on tylko „nowinką”, którą kiedyś trzeba będzie się nauczyć obsługiwać. To najgorsze rozwiązanie, bo e-dziennik wypełniany np. raz na tydzień, albo pod koniec semestru, traci wszystkie swoje „założycielskie” walory.

 

Jest też aspekt finansowy. Za e-dziennik trzeba bowiem zapłacić i tu sięga się zazwyczaj do kieszeni rodziców. Owszem, dostawcy usługi mają zapewnić też darmową wersję narzędzia, ale – jak łatwo się domyślić – jest ono wówczas mocno okrojone ze swej funkcjonalności, zatem i mało użyteczne.

 

Uczeń, nauczyciel, rodzice…

 

Z punktu widzenia rodziców, e-dziennik może być postrzegany jako namiastka zwiększenia kontroli nad procesem edukacyjnym dziecka prowadzonym przez szkołę, na którą wpływ rodziców nie jest duży. Zatem wydaje się być to maleńki krok we właściwym kierunku. Szczególnie istotny w czasach, gdy 24 godziny wydają się zbyt krótkim okresem określającym dobę. Jest też druga strona medalu – ograniczenie kontaktu osobistego z gronem nauczycielskim do koniecznego minimum. A przecież oficjalna wymiana korespondencji mejlowej nigdy nie zastąpi szczerej rozmowy z nauczycielem.

 

Tu na horyzoncie pojawiają się trzy ważne strony niejako wciągnięte w e-dziennik: uczeń – nauczyciel – rodzice. I od postawy tej trójki wiele zależy.

 

W praktyce okazuje się, że milusińscy – w przeciwieństwie do starszego pokolenia – biegle posługują się e-dziennikiem i szybko uczą się jak wykorzystać jego wady i zalety. Mała funkcjonalność dziennika jest natychmiast przezeń wychwytywana i wykorzystywana. Równocześnie w rodzicach rodzi się jakże błędne przekonanie, że skoro mam nadany do czegoś dostęp „non stop”, to znaczy, że mam pełną kontrolę… Problem polega także na tym, że nie wszyscy tak myślący… zaglądają do aplikacji.

 

W dyskusjach o e-dzienniku pojawiają się też słowa krytyki. Są bowiem głosy, że nadmierna kontrola odbiera uczniowi motywację do działania. Pojawia się frustracja i bunt na „nadmierną troskę”. Ich zdaniem działanie na zasadzie ocena = powiadomienie, zmniejsza szanse ucznia na samodzielne uporanie się z problemem. Innymi słowy: uniknięcia „karcącej ręki” i szybkiego poprawienia oceny np. by zdążyć przed wywiadówką „zanim rodzić się dowie”.

 

Zwolennicy e-dziennika z kolei chwalą jego możliwości i szybkość działania. Najbardziej gorliwi sprawdzają konto swojego dziecka nawet kilka razy dziennie, uznając że kontroli nigdy za wiele, a szybka reakcja, to dobra reakcja. Twierdzą, że sama świadomość dziecka, że nic nie wymknie się spod kontroli, działa na nie mobilizująco.

 

I jak wiele jest wersji e-dziennika, i jak wielu jest jego użytkowników, tak wiele będzie opinii na jego temat. Jedno wydaje się pewne: jest to rozwiązanie, które w przyszłości będą musiały wdrożyć wszystkie szkoły prące ku urastającej do rangi mitu nowoczesności (ta jest przecież często wyznacznikiem przy wyborze szkół).

 

W tym pędzie najsmutniejsze jest, że stanie się to bez względu na to kto zyska, a kto straci.

 

 

Marcin Austyn

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie