12 listopada 2014

Hofman i spółka, czyli o ciemniakach i złodziejach

(fot. Krystian Maj/FORUM, Łukasz Dejnarowicz/FORUM)

Śledząc perypetie grupki niesfornych posłów Prawa i Sprawiedliwości, trudno nie przypomnieć słynnych słów poczciwego Kisiela o „dyktaturze ciemniaków”.

 

Bo tymi właśnie słowy Kisiel postanowił odpowiedzieć na kampanię komunistycznych władz wymierzoną w „antyradzieckie” „Dziady” Adama Mickiewicza. Mniejsza już o kontekst historyczny – nie on wydaje się być tutaj najważniejszy. W tych dwóch słowach Kisiel streścił przecież to, co później Zbigniew Herbert rozwinął w wierszu „Kwestia smaku”, obrazowo wyłuszczając, dlaczego system komunistyczny musiał upaść. Problem w tym, że „dyktatura ciemniaków” – niczym grzyb – cichaczem rozwija się w dogodnych warunkach polskiego demoliberalizmu. A i nie bez znaczenia jest tutaj kwestia smaku.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Złodziej złodziejowi nie równy

 

Wielu zblazowanych wyborców lubi powtarzać przed wyborami niczym mantrę hasło o potrzebie głosowania „na młodych”. Młodość, jak wiadomo, kojarzy się dobrze – z energią, radością, kreatywnością, witalnością i tym podobnymi, przyjemnymi sprawami. Skojarzenia – skojarzeniami, a praktyka – praktyką, bo w wielu przypadkach ci mityczni młodzi to doskonalsi uczniowie swoich starszych mistrzów. Kto jest mentorem współczesnego zaciągu partyjnej młodzieży, ludzi pokroju Adama Hofmana, Mariusza Antoniego Kamińskiego czy Sławomira Nowaka? Oczywiście tacy wyjadacze jak Kaczyński, Tusk czy Schetyna. A więc politycy cyniczni, znakomicie wyczuwający brutalne realia walki o władzę w ramach systemu, rzekomo najwznioślejszego osiągnięcia francuskiej rewolty, liberalnej demokracji.

 

Oczywiście starsze pokolenie polityków ma zupełnie inne poczucie smaku, bo właśnie ono dzieli tych starych od tych młodych. Ci pierwsi, wychowani w surowych warunkach PRL, zakosztowali jeszcze antykomunizmu w jego antypolitycznej wersji, to znaczy opartej na silnym wartościowaniu. I mniejsza w tym wypadku, o jakie wartości szło – grunt, że opozycja lat 70. i 80. to często ludzie deklarujący sprzeciw wobec komunizmu, jako systemu moralnej zgnilizny, który zapanowawszy nad Wisłą dzięki ogromnej ilości ołowiu wpakowanego w czaszki i serca Polaków, budził autentyczną odrazę. Tacy politycy jak Kaczyński czy Tusk w czasach powszechności owej odrazy zdobywali polityczny szlify i do dzisiaj zachowują pewien smak w korzystaniu z władzy i obchodzeniu się z nią. Nie, nie chodzi o uczciwość czy jakieś wysokie standardy moralne, ale właśnie o „kwestię smaku”, czyli coś, czego brak partyjnym wilczkom jak Hofman czy Nowak.

 

By wyjaśnić to bardziej obrazowo, warto przyjrzeć się złodziejom dzisiaj i tym – jak to się zwykło popularnie mawiać – sprzed wojny. Ci współcześni, ukształtowani są głównie w środowiskach pospolitych mętów, jedyną wartością, w jaką wierzą jest pieniądz, który musi zostać zrabowany. Nie ważne w jaki sposób, mniejsza również o okoliczności. Inaczej było chociażby w czasach Drugiej Rzeczpospolitej, gdy złodziejstwo traktowano nieomal jak zawód! Istniały całe złodziejskie rodziny – podobnie jak dzisiaj mówimy o rodzinach „lekarskich” czy „adwokackich”. Wówczas niechlubnym fachem zajmowali się nierzadko syn, ojciec oraz wuj a kto wie, może i dziadek. Przed wojną ze złodziejstwa można było nie tylko żyć, ale złodzieje często mieli prawdziwe i, powiedzmy, normalne rodziny. Uprawianie złodziejstwa, jako sposób na życie umożliwiały dość łagodne kary, pozwalające obliczyć jak długa odsiadka może grozić za taką czy inną kradzież. Co ważne, małżeństwo i dzieci pozwalały trudniącym się przestępstwem ludziom utrzymywać pewien poziom etyczny. A ten nie tylko chronił przed kompletną demoralizacją, ale także pozwalał żyć w swoistej symbiozie z wymiarem sprawiedliwości. Bowiem swoista tolerancja dla ówczesnych złodziei nie była bezwarunkowa. To raczej efekt czegoś w rodzaju niepisanej umowy między stróżami prawa a rabusiami. We Lwowie na przykład było specjalne miejsce, gdzie złodzieje zostawiali dokumenty ze skradzionych portfeli i – co ciekawe – policja w owym miejscu nie podejmowała żadnych interwencji, choć zapewne zrobiwszy tam obławę, odniosłaby wiekopomny sukces w walce z kieszonkowcami. Jednak ciche przyzwolenie stróżów prawa na istnienie takiego miejsca, pozwoliło okradzionym odzyskiwać utracone dokumenty i uniknąć w ten sposób uciążliwej procedury ich odzyskiwania.

 

Obecnie, co nie trudno zauważyć, rzadkością jest, by złodziej zwrócił nieprzydatne dokumenty, a cóż dopiero przestrzegał jakichkolwiek reguł honorowych, jak choćby powstrzymywanie się od rabunków w zamieszkiwanej dzielnicy. Ale przyznajmy też – zarówno złodziej dzisiejszy jak i ten sprzed dziesiątek lat kradł tak samo, a więc złamawszy moralne normy, dopuszczał się tej samej krzywdy.

 

Oto elita

 

Różnica między Tuskiem czy Kaczyńskim a Hofmanem i Nowakiem jest mniej więcej taka sama jak między przedwojennym złodziejaszkiem a współczesnym rabusiem. To dwa pokolenia zupełnie inaczej wychowane, zdobywające szlify w zupełnie innych politycznych warunkach. Całą czwórkę łączy jedno – z lubością taplają się w politycznym bagienku, a nie mając zdolności wybicia się ponad polityczną przeciętność, podążają wiernie za głosem ludu i sondażowym dyktatem. Starsze pokolenie polityków zachowuje jednak coś w rodzaju „złodziejskiego etosu”, niepozwalającego mu chociażby upijać się w publicznych miejscach, za publiczne pieniądze. Inaczej jest w przypadku młodych wilczków – ci, o czym mogliśmy się niedawno przekonać, są wyjątkowo łasi na wszelkie frukta ważnych, politycznych stanowisk.

 

To prawda, że sprawę Hofmana, Kamińskiego i Adama Rogackiego mainstream medialny rozdmuchał do rozmiarów niewiarygodnych, czyniąc zeń nieomal kwestię racji stanu. Na szczęście nie jest jeszcze tak źle, by bezczelność i swawole młodych posłów PiS doprowadziły do zagrożenia naszych państwowych interesów. Choć z drugiej strony, to przecież ci posłowie stanowią „elitę” partyjną największej partii opozycyjnej. Któż może wiedzieć, czy za kilka lat nie czeka nas „dyktatura ciemniaków”… Partyjniackich ciemniaków.

 

 

Krzysztof Gędłek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie