3 października 2017

Podlaskie poligonem międzynarodówki ekologicznej

( Fot. Michal Kosc / FORUM )

Województwo podlaskie szczególnie upodobały sobie dla swoich akcji międzynarodowe organizacje ekologiczne, a szczególnie Greenpeace oraz World Wide Fund for Nature (WWF, dawniej: World Wildlife Fund). Nietrudno znaleźć tu inwestycje ingerujące w cenną przyrodę, skoro w województwie istnieją cztery parki narodowe, a ponad połowa regionu objęta jest unijnym programem ochrony środowiska „Natura 2000”. Do pierwszego poważnego starcia pomiędzy polskim rządem a międzynarodówką ekologiczną doszło podczas słynnej budowy obwodnicy Augustowa. Kolejna odsłona konfliktu to obecnie trwający ostry spór o wycinkę sanitarną w Puszczy Białowieskiej. W obu wypadkach manewry aktywistów ekologicznych, zawsze prowadzone pod szczytnym hasłem obrony przyrody, niosą szkody dla człowieka, środowiska naturalnego oraz ogromne straty finansowe dla państwa.

 

Budowa obwodnicy Augustowa była, za sprawą ekologów, najgłośniejszą inwestycją drogową w Polsce. W latach 2006–2007 w blokowaniu prac nad tzw. pierwszym wariantem przebiegu drogi brały udział międzynarodowe organizacje ekologiczne, głównie Greenpeace i WWF. W celu przekonania opinii publicznej do swoich racji organizowały one happeningi i protesty w największych polskich miastach oraz za granicą. Ekoaktywiści wykupili m.in. kilka działek na planowanej trasie, przywiązywali się do drzew i maszyn.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Ekodziałacze wielokrotnie używali skrajnych form protestu, dopuszczając się łamania prawa. Tak jak choćby podczas akcji z roku 2007, kiedy to członkowie Greenpeace bezprawnie wspięli się na dach budynku ministerstwa środowiska. Pisali też skargi na polski rząd i wnioski o interwencję do Komisji Europejskiej oraz Parlamentu Europejskiego ws. budowy obwodnic Augustowa i Wasilkowa. To zaowocowało złożeniem przez KE skargi na polski rząd do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.

 

W Polsce władzę sprawował wtedy koalicyjny rząd (PiS, LPR, Samoobrona) z premierem Jarosławem Kaczyńskim na czele. Ministrem środowiska był nie kto inny jak prof. Jan Szyszko, który w roku 2007 wydał pozwolenie na budowę trasy okrążającej Augustów. Kiedy powstało zagrożenie, iż Europejski Trybunał Sprawiedliwości ukarze Polskę za budowę obu obwodnic, które „zahaczały” o obszary chronione europejskim programem Natura 2000, premier Jarosław Kaczyński nakazał zawiesić prace na niektórych odcinkach tych dróg. W praktyce oznaczało to niemal całkowite wstrzymanie robót. Były to inwestycje, na które mieszkańcy tych rozjeżdżanych przez TIR-y miasteczek czekali już wówczas od 20 lat.

 

Zawieszenie prac miało trwać aż do czasu wydania werdyktu przez Europejski Trybunał Sprawiedliwości. Jednak pod koniec roku 2007 był już nowy rząd – premiera Donalda Tuska. Rządząca wówczas koalicja PO-PSL bezkrytycznie podzielała zdanie międzynarodowych organizacji ekologicznych, iż budowę obwodnicy Augustowa pierwszym wariantem należy definitywnie zakończyć i poprowadzić ją wariantem drugim – zwanym potocznie „przez Raczki”. Jego realizacja wiązała się z przecięciem drogą szybkiego ruchu setek rolniczych gruntów, a także z wyburzeniami budynków gospodarczych oraz domów. W roku 2009 rząd porzucił więc pierwszy wariant trasy, w dużej mierze już zbudowanej, i postanowił poprowadzić obwodnicę naprędce modyfikowanym przez ekologów „palcem na mapie” drugim wariantem. Budowę obwodnicy Wasilkowa udało się doprowadzić do końca jedynie dzięki odchodzącemu z urzędu w roku 2007 ministrowi Janowi Szyszko. Jedną z ostatnich jego decyzji było wyłączenie z programu „Natura 2000” obszarów, na które wchodziła ta obwodnica. Dzięki temu KE odblokowała budowę drogi niezwykle potrzebnej mieszkańcom Wasilkowa.

 

Straty finansowe państwa
Na budowę zrealizowanej aż w 25 procentach obwodnicy Augustowa według pierwszego wariantu podatnicy wydali około 100 mln złotych. Z 15 zaprojektowanych kilometrów powstało aż 8, w tym wiadukty i całe odcinki drogi. Większa część tej inwestycji została zmarnowana. Ponadto inwestor – Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad – musiał przeznaczyć kolejne 500 tysięcy złotych na rozbiórkę części tego, co powstało i rekultywację gruntów. Do tych ogromnych strat doliczyć należy ponad 20 mln zł odszkodowania, jakie Skarb Państwa zapłacił firmie Budimex za zerwanie umowy na budowę obwodnicy pierwszym wariantem. Do tego rachunku strat doliczyć trzeba 220 mln złotych, bo o tyle więcej kosztowało położenie drogi według drugiej opcji (1 wariant – 440 mln, 2 wariant – 660 mln). Sumując wszystkie wyliczone tu kwoty, otrzymamy zawrotną sumę około 340 milionów z publicznych pieniędzy, wydanych lub dosłownie utopionych w błocie z powodu widzimisię tzw. obrońców przyrody. Jednak to nie wszystkie straty finansowe. Trzeba by było jeszcze do nich doliczyć m.in. miliony złotych, jakie wydano na wykup rolniczych gruntów zajętych pod budowę wariantem „przez Raczki” (wydano 466 decyzji odszkodowawczych).

Straty przyrodnicze
Jeżeli ktoś by powiedział: „OK, ale warto było tyle wydać w celu ratowania przyrody”, to się myli. Przyroda na tym ekoterrorystycznym wymuszeniu tylko straciła i dalej traci. Wystarczy podać kilka niezbitych faktów. Otóż zaniechany wariant 1 budowy obwodnicy Augustowa przewidywał jedynie 17 kilometrów długości trasy. Według pierwotnych planów, samochody miały nad doliną Doliną Rospudy jechać górą, 500-metrową estakadą. Drugi, zrealizowany wariant nie przewidywał żadnej estakady, zaś cenną Rospudę przecina zwykłym mostem. A co najważniejsze, jest dwa razy dłuższy, bo liczy ponad 34 kilometry. To oznacza, że Dolinę Rospudy, pola rolne oraz pastwiska niszczy dwa razy więcej spalin, groźnego pyłu zdartych opon, hałasu emitowanego przez samochody, w tym ciężkie tiry, których w ciągu doby jedzie tędy na przejście graniczne z Litwą około pięciu tysięcy.
Przypomnijmy, iż powodem zmiany wariantu przebiegu obwodnicy Augustowa było to, iż przecina ona cenną przyrodniczo dolinę rzeki Rospuda. Jednak oddany do użytku w listopadzie 2014 roku wariant inwestycji czyni to samo – tyle że w innym miejscu (w okolicy Raczek), które to przecięcie wielu przyrodników ocenia (m.in. prof. Aleksander Sokołowski) jako ingerencję drogi w ekosystem Rospudy z jeszcze większa stratą dla natury niż przy niezrealizowanym, pierwszym wariancie.

 

Ludzkie dramaty
W pierwotnym, zablokowanym przez Greenpeace, rozwiązaniu przebiegu obwodnicy, prawie wszystkie prywatne działki (było ich niewiele), zostały wykupione przez państwo od właścicieli, bez większych ich sprzeciwów. Nie było konieczności wyburzeń. Natomiast przyjęty do realizacji w roku 2009 drugi wariant „przez Raczki” nie był wcześniej przez inwestora, czyli GDDKiA, zupełnie brany pod uwagę z powodu zbyt dużych szkód w ludzkim dobytku. W roku 2005 odrzucono go, gdyż jego realizacja wymagała wyburzenia około 30 gospodarstw i przebiegała przez środek dziesięciu wsi.
Nawet dla ekoterrorystów, którzy dobro przyrody przedkładają nad dobro człowieka, w swojej pierwotnej wersji drugi wariant był zbyt drastyczny. Dlatego nieco go zmodyfikowano, chociaż wiele gospodarskich rodzin podczas jego realizacji, płakało. Wyburzono bowiem kilka domów i wiele budynków gospodarczych. Również po oddaniu drogi do użytku okazało się, że drgania, jakie z niej promieniują, powodują pękanie ścian domów znajdujących się w wielu wsiach, w bliskim sąsiedztwie których zbudowano obwodnicę.

Kolejnym ciosem dla miejscowych rolniczych rodzin, które gospodarują na tych ziemiach od wieków, były wywłaszczenia ich z gruntów (na podstawie tzw. specustawy). Pod budowę obwodnicy „wariantem ekologów” zajęto około 900 rolniczych działek. Ziemie wielu gospodarstw zostały obwodnicą przecięte na dwie części, co ze względu na trudności w dojeździe spowodowało nieopłacalność ich użytkowania. Do tego doszły rażąco zaniżone wyceny gruntów. Z tego powodu do dziś trwają, wytoczone przez poszkodowanych rolników sprawy sądowe. Temida zajmowała się też sprawą fałszywych zaświadczeń (z pieczątką gminy Augustów), na podstawie których rzeczoznawca „na grosze” wycenił wartość około 200 rolniczych działek.

Najcięższą jednak stratą, której nie da się wycenić, jest śmierć ofiar wypadków. Trasę krajową nr 8 na jej podlaskim przebiegu, szczególnie na odcinku wiodącym przez Augustów, nie bez powodu nazywano „drogą śmierci”. Przed powstaniem obwodnicy przez miasto przejeżdżało na dobę nawet 18 tysięcy pojazdów, w tym 5 tys. TIR-ów. Ten gęsty ruch samochodów miał swoje tragiczne odzwierciedlenie w policyjnych statystykach dotyczących śmierci w wypadkach drogowych pieszych i kierowców. To było również głównym powodem dziesiątek protestów mieszkańców, którzy żądali jak najszybszej budowy obwodnicy. Gdyby budowę zrealizowano pierwszym wariantem, droga ta zostałaby oddana do użytku już w roku 2008. Protesty i inne działania międzynarodówek ekologicznych doprowadziły do zmiany przez rząd (w 2009 r.) zmiany wariantu przebiegu obwodnicy, co z kolei spowodowało, iż drogą tą pierwsze samochody pojechały dopiero w listopadzie roku 2014. Ile istnień ludzkich kosztowało 6 lat opóźnienia w oddaniu jej do użytku?

 

Puszcza Białowieska: kolejny teatr eko-wojny
Pierwszy poważny konflikt „o puszczę”, który był też początkiem obecnego sporu, toczył się w latach 2009-2012. Powodem była presja międzynarodowych organizacji ekologicznych – głównie Greenpeace i WWF – aby rozszerzyć obszar Białowieskiego Parku Narodowego z obecnych 17 do co najmniej 30 procent powierzchni polskiej części puszczy. Sojusznikiem aktywistów ekologicznych w tej walce był rząd koalicji PO-PSL, zaś przeciwnikami – mieszkańcy wsi i miasteczek. Powiększenie obszaru parku narodowego w żaden sposób nie poprawiłoby bezpieczeństwa pierwotnej, bezcennej części puszczy. Ta już od dawna jest bowiem objęta maksymalną ochroną, nie tylko w parku narodowym, ale i w licznych rezerwatach – ściślej niż jakakolwiek inna w Polsce i Europie.
Bardzo boleśnie odczułaby natomiast zmiany miejscowa ludność, która od pokoleń żyje z puszczy i dlatego najlepiej ją chroni. Pierwsze poszerzanie Białowieskiego Parku Narodowego, za zgodą lokalnych samorządów, nastąpiło w roku 1996. Wówczas też najbardziej zabiegały o to organizacje ekologiczne. Miejscowa ludność poniosła jednak same straty. Wielu bowiem mieszkańców pobliskich miejscowości utrzymuje się z pracy w branży drzewnej (jeszcze w roku 2009 funkcjonowało tu około 600 takich firm) czy w leśnictwie, a gospodarka drzewna na terenie objętym ochroną prawną, jaka obowiązuje w parku narodowym, jest ograniczona do minimum. Wskutek pierwszego powiększenia parku, z 260 zatrudnionych w Nadleśnictwie Białowieża pozostało jedynie 40. Zbankrutowało wiele rodzinnych firm z branży. Powiększenie znacznie utrudniło też pozyskanie drewna przemysłowego i opałowego z lasu.

Kolejne rozszerzenie parku, o jakie walczą ekolodzy, miałoby podobne skutki. Lasy Państwowe zapowiadały, że jeżeli do niego dojdzie, będą musiały zwolnić z pracy kilkaset osób. Samorządy obawiały się również spadku ruchu turystycznego, z którego również żyje wielu mieszkańców tamtejszych gmin. Wynika to z prawa, które nie pozwala wchodzić ludziom na objęte ścisłą ochroną tereny Białowieskiego Parku Narodowego bez specjalnego pozwolenia, które bardzo trudno uzyskać. Z wyżej wymienionych powodów puszczańskie samorządy zdecydowanie sprzeciwiły się ponownemu rozszerzeniu terenu Białowieskiego Parku Narodowego, co miało w tej sprawie wagę decydującą. Ekoaktywiści do dziś im tego nie darowali i nie zrezygnowali ze swoich planów. Najlepszym na to dowodem są transparenty, jakimi osoby blokujące wywózkę chorych drzew z puszczy obecnie się posługują. Jedno z głównych wypisanych na nich haseł głosi: „Cała puszcza parkiem narodowym”.

 

Wojna o puszczę trwa
W latach 2009-2012 w walce o powiększenie parku narodowego organizacje ekologiczne wspierał rząd PO-PSL. Na życzenie „zielonych” ministerstwo środowiska stopniowo wprowadziło zakaz wycinki i wywozu chorych drzew z całej puszczy, nawet z rejonów, gdzie gospodarują Lasy Państwowe. Ekolodzy twierdzą, że powalone chorobami lub wichurami drzewa są miejscem bytowania wielu owadów i roślin. Pozostawianie chorych doprowadziło jednak do inwazji kornika. Już w roku 2010 skutki działalności tego żarłocznego stworzenia były bardzo widoczne.

Odwiedzałem w tym czasie Puszczę Białowieską. Rozmawiałem o problemie kornika z mieszkańcami okolicznych wsi i miasteczek. Między innymi wiele na ten temat mówiliśmy z synem przedwojennego leśniczego, panem Józefem Sawickim, z wykształcenia technikiem drzewnym. – Puszcza niszczeje, przeradza się powoli w tzw. złoty las, która to nazwa bierze się od koloru uschłych świerków. Dzieje się tak dlatego, iż leśnicy mają zakaz prowadzenia normalnych zabiegów pielęgnacyjnych w puszczy, a ona sama się dziś nie obroni, jak to zresztą widać – mówił pan Józef wskazując na martwe drzewa. – Tu nigdy takiej dewastacji puszczy nie było. Najstarsi mieszkańcy tego rejonu nie pamiętają takiego wandalizmu, a przecież widzieli, co z puszczą robili za okupacji Rosjanie czy Niemcy. To, co robi teraz ministerstwo środowiska za namową tzw. ekologów, nie służy puszczy, ale ją zabija – dzielił się swoim bólem mieszkaniec puszczańskiej Hajnówki. Przypomnę, że ten obraz zniszczeń dokonanych przez kornika był tak straszny już w roku 2010.

Od tamtej pory minęło 7 lat. – Obecnie w Puszczy Białowieskiej jest ok. 1,3 mln zarażonych kornikiem drzew. Trzeba je usunąć jeszcze w tym roku, bo zniszczenia będą znacznie większe – mówi dziś prof. Jan Szyszko, który jako pierwszy minister odpowiedzialny za stan polskiej przyrody, podjął walkę z kornikiem i jego zażartymi obrońcami, którzy zwą się ekologami.

 

Te same metody ekoterroru
Niemal identyczne metody, co w przypadku batalii o budowę obwodnicy, stosują obecnie młodzi członkowie Greenpeace czy organizacji o tajemniczo brzmiącej nazwie – Pracownia na rzecz Wszystkich Istot. Starają się oni zablokować wycinkę sanitarną w Puszczy Białowieskiej. Również przywiązują się do drzew i maszyn, tym razem leśnych. Prowadzą trwające wiele dni blokady wywozu z puszczy ściętych, pełnych kornika drzew. Protestujący po raz kolejny udowadniają też, że potrafią być agresywni. W sierpniu pobili księdza Tomasza Duszkiewicza, duszpasterza leśników, który próbował sfilmować blokowanie przez ekoterrorystów wywozu chorych drzew z puszczy.

Podobnie jak w przypadku budowy obwodnicy Augustowa, międzynarodówka Greenpeace w sprawie wycinki w Puszczy Białowieskiej zwróciła się niedawno z prośbą o interwencję do innej międzynarodowej organizacji, czyli Komisji Europejskiej. Kierujących tą instytucją – jak wiadomo, nie darzących obecnego rządu sympatią – nie trzeba było oczywiście długo namawiać, żeby, przy nadarzającej się okazji, „przyłożyć” Polsce czymś ciężkim. Eurokomisarze zaraz „wysmażyli” skargę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, która w lipcu nakazała zatrzymanie wycinki sanitarnej w Puszczy Białowieskiej. Polska respektuje ten nakaz jedynie częściowo i od skargi odwołała się do Trybunału Europejskiego.

Drugi raz nie dadzą się nabrać

Podczas budowy obwodnicy Augustowa nasilenie konfliktu pomiędzy polskim rządem kierowanym przez PiS a międzynarodowymi organizacjami ekologicznymi było tak samo poważne jak przy obecnym sporze o wycinkę sanitarną w Puszczy Białowieskiej. Zauważmy, że strony konfliktu są te same – czyli głównie Greenpeace kontra Jan Szyszko. Z tamtej, przegranej walki minister wyciągnął jednak wnioski. Zasadniczym jest ten, iż nie można na krok ustępować organizacjom ekologicznym, które mieniąc się „obrońcami przyrody” używają wszystkich środków, aby osiągnąć swoje cele, bez względu na straty, jakie przyniesie to ludziom i… przyrodzie. Stąd obecny nieugięty sposób prowadzenia przez rząd dialogu z międzynarodowymi organizacjami ekologicznymi i wspierającymi je strukturami UE.

 

Stawką jest ludzkie życie i puszcza
Zauważmy, że konflikt, jaki od 10 lat (z krótkimi przerwami) generują w Puszczy Białowieskiej organizacje ekologiczne, ma negatywny wpływ na życie mieszkańców regionu. Jeszcze kilkanaście lat temu istniało tu około tysiąca firm drzewnych, przeważnie rodzinnych. Niektóre z nich istniały od pokoleń. Pracowało w tych firmach wiele tysięcy ludzi. Stopniowo ograniczana możliwość pozyskiwania z puszczy drewna doprowadziła do bankructwa setek takich przedsiębiorstw. Ludzie stracili pracę. Wielu wyemigrowało. Hajnówka jest obecnie jednym z najszybciej wyludniających się miast w Polsce (niektórzy mówią, że znajduje się nie tylko na skraju puszczy, lecz również na skraju upadku). W myśl eko-ideologii, to zresztą zjawisko bardzo pozytywne, gdyż według skrajnych „zielonych”, obecność człowieka tylko szkodzi przyrodzie.

Kolejnym zagrożeniem dla ludzi, wynikającym z rozprzestrzeniania się w puszczy kornika, są padające, chore drzewa. W tym roku, w wyniku przygniecenia takimi właśnie, zginęły w Puszczy Białowieskiej co najmniej dwie osoby. Natomiast pod koniec sierpnia było o krok od podobnej tragedii. Ciężkie, uszkodzone chorobą drzewa przewróciły się na torowisko turystycznej kolejki wąskotorowej, w miejscu gdzie zaledwie kilkanaście minut wcześniej jechał pociąg z kilkudziesięcioma pasażerami.

 

Ile traci państwo – czyli my
Nikt jeszcze nie podsumował, jak wielkie są wszystkie straty finansowe spowodowane wieloletnim blokowaniem przez organizacje ekologiczne wycinki sanitarnej w Puszczy Białowieskiej. Można to jednak mniej więcej określić na podstawie słów ministra Jana Szyszko, który powiedział kilka miesięcy temu, że jeśli Komisja Europejska swoimi działaniami doprowadzi do wyrębu chorych drzew na około 3 lat, to Polska zażąda za to odszkodowania w wysokości 2,5 miliarda euro. Ile więc miliardów Polska straciła od roku 2007, kiedy to zrzeszająca aktywistów Pracownia na rzecz Wszystkich Istot po raz pierwszy zablokowała wycinkę?

Stowarzyszenie tak argumentowało swój wniosek: „Kornik drukarz to też istota, która ma prawo rozmnażać się i zjadać świerki”. Dziś ekolodzy dodają jeszcze że „świerk w Puszczy Białowieskiej nie jest potrzebny”. Czy jednak zastanowili się nad tym, że kiedy zabraknie świerka, zniknie też 30 procent tej puszczy, między innymi większość borowików i innych smacznych grzybów, które żyją w ścisłej symbiozie z tym drzewem?

 

„Wyborcza” i jej „pan od przyrody”
Zapewne właśnie rozgłos jest jednym z głównych celów blokowania – m.in. przez Greenpeace – nośnych medialnie działań rządu, które mają związek z przyrodą. Dzięki temu organizacje ekologiczne tworzą swoistą autoreklamę, ukazującą jak to dzielni aktywiści z niesamowitym poświęceniem bronią przyrody. Taka informacja, za pośrednictwem mediów dociera do bogatych instytucji państwowych i międzynarodowych, które oczywiście wspierają dużymi funduszami super-eko-bohaterów.

Klasyczny przykład „obiektywizmu” mediów wspierających organizacje „zielonych” w wojnie dziesięcioletniej o puszczę, został opisany w roku 2009 w miesięczniku „Press”. Ukazał się tam wówczas artykuł „Agora występuje w Puszczy”. Autor tekstu ujawnił, iż ówczesny minister środowiska Maciej Nowicki z PO – sam określający się jako ekolog – podpisał z wydającą „Gazetę Wyborczą” spółką Agora umowę, dotyczącą podjęcia „działań informacyjno-edukacyjnych nt. walorów przyrodniczych Puszczy Białowieskiej oraz idei rozszerzenia Białowieskiego Parku Narodowego”. Wydawca, wywiązując się z tej umowy, we wrześniu 2009 roku umieścił w GW dwa artykuły autorstwa głośnego ekologa i zarazem redaktora gazety Adama Wajraka (brał udział w blokowaniu budowy obwodnicy Augustowa pierwszym wariantem, do dziś jest aktywnym przeciwnikiem wycinki sanitarnej w Puszczy Białowieskiej) które miały przekonać opinię publiczną o konieczności rozszerzenia BPN. Przy tym – o zgrozo! – teksty Adama Wajraka nie były sygnowane jako sponsorowane. „Press” ujawnił, że finansujący przedsięwzięcie Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej zobowiązał się zapłacić wydawcy za usługę 61,22 tysiąca złotych. Podaje też, że dwa artykuły Wajraka i modułowe zapowiedzi redakcyjne tychże artykułów w umowie wyceniono na 47,8 tys. zł, zaś działania promujące ministerialny program poszerzenia parku na stronie Gazeta.pl – na 13,42 tysiąca.

Agora po ujawnieniu sprawy przez „Press” zerwała umowę z ministerstwem i zwróciła mu pobrane pieniądze. Przedstawiciele spółki ogłosili, że osoby które działały w jej imieniu podpisując umowę, przekroczyły swoje uprawnienia. Robota propagandowa została jednak wykonana. Opinia społeczna w Polsce i nie tylko „dowiedziała się”, jak to dzielni ekolodzy bronią puszczy przed jej wrogami – miejscową ludnością i Lasami Państwowymi. Od czasu wojny o obwodnicę Augustowa do dnia dzisiejszego – konfliktu o Puszczę Białowieską – narracja większości mediów jest ta sama. A co za tym idzie, takie samo jest spojrzenie ogółu odbiorców dominujących środków przekazu.

 

 

Adam Białous

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie