30 października 2017

Pod pozorem walki z nazistami Niemcy infiltrują środowiska prawicowe

(Zdjęcie ilustracyjne. fot. Marek Peters / www.marek-peters.com)

Służby zawsze chętnie umieszczały swoich informatorów, w szczególności w organizacjach prawicowych. Na przykładzie najdłuższej sprawy w niemieckiej historii kryminalnej dot. serii zabójstw z lat 2000-2007, o które oskarżono członków neonazistowskiej organizacji, widać wyraźnie jak służby infiltrują radykalne, ale w domyśle także nieradykalne środowiska.

 

W Monachium najdłuższa sprawa w niemieckiej historii kryminalnej powoli dobiega końca. Beate Zschape jest główną postacią wśród pięciu oskarżonych o udział w serii morderstw, które miały miejsce w latach 2000-2007. Kobieta była członkiem neonazistowskiej organizacji NSU i jest oskarżona o udział w dziesięciu zabójstwach. Dziewięć ofiar to imigranci, jedna to policjantka.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Cztery lata po wszczęciu rozprawy prokurator w lipcu tego roku wygłosił mowę końcową, domagając się dożywocia dla głównej oskarżonej.

 

NSU wybierała swoje cele nieprzypadkowo. Ofiary zostały zastrzelone w miejscu pracy w miastach od Rostocku po Monachium. Policja wcześniej zdała sobie sprawę, że istnieje związek między zabójstwami, ponieważ domniemany morderca (mordercy) używał czeskiego pistoletu. Przez długi czas śledczy myśleli, że to porachunki mafijne. Ofiarami byli Turcy.

 

W 2011 r. kiedy dwóch członków NSU, Uwe Mundlos i Uwe Bohnhardt „popełnili samobójstwo” – mieli być ścigani m.in. za napad na bank – prawdziwi sprawcy zostali ujawnieni. W mieszkaniu, w którym przebywali mężczyźni-samobójcy odnaleziono pistolet firmy Ceska.

 

Jednocześnie niemieccy dziennikarze śledczy odkryli, że ze sprawą powiązane były agencje wywiadowcze, które nie poinformowały, a potem utrudniały prace policji. W dodatku – mimo, że miały one wszelką potrzebną wiedzę i środki – nie powstrzymały morderców. Dlaczego?

 

Dirk Laabs, nagradzany dziennikarz, który napisał książkę o powiązaniach między służbami wywiadowczymi a NSU,  twierdzi, że powody, dla których agencje nie współpracowały „nadal nie są jasne”.

 

Pewne jest natomiast, że służby od 2011 r. niszczą wszelkie dowody, które mogły świadczyć o tych powiązaniach, a materiały przekazane odpowiednim komisjom parlamentarnym i prokuraturze są w dużym stopniu przeredagowane.

 

Laabs przypomina, że korzystanie z płatnych informatorów umieszczonych w różnych środowiskach, organizacjach i instytucjach jest „standardową praktyką w Niemczech”. Zarówno BfV, jak i LfV korzystają z płatnych informatorów.

 

– W miarę jak wzrastało zagrożenie ze strony radykalnej prawicy po zjednoczeniu w 1990 r., szef BfV powiedział, że potrzebujemy znacznie więcej informatorów. Potrzebujemy więcej informacji i musimy być bliżej ludzi –stwierdził dziennikarz w rozmowie z portalem „thelocal.de”. – Więc zaczęli dawać pieniądze głównym działaczom neonazistowskim, by ich spróbować kontrolować – dodał.

 

– Strategicznym celem było zrestrukturyzowanie środowiska, dzięki czemu można by lepiej ich infiltrować. Rozdrobnione środowisko z 50 różnymi grupami jest trudniejsze do kontrolowania niż jedna grupa, w której lider jest moim informatorem – wyjaśnia Laabs.

 

Ta strategia zaczęła przynosić pożądane rezultaty. Służby były informowane o różnych rzeczach, w tym o planowanych zamach – mówił dziennikarz. Dodał jednak, że strategia ta niosła ze sobą pewne niebezpieczeństwo.

 

NSU rozrastała się w Turyngii, Jedną z kluczowych postaci w tym środowisku był młody człowiek, Tino Brandt.

 

Brandt miał zaledwie 18 lat. Nie posiadał samochodu, pieniędzy ani telefonu. LfV w Turyngii dała mu te wszystkie rzeczy plus komputer, by zaczął przeorganizowywać ruch.

 

Z poparciem LfV w Turyngii Brandt mógł założył neonazistowską organizację Thüringer Heimatschutz, w której działała tzw. trio oskarżone o serię morderstw: Zschapw, Mundlos i Böhnhardt.

 

W 1998 r. „trio” NSU przeszło do podziemia po tym, jak policja znalazła materiały wybuchowe w garażu należącym do Bohnhardta. Przez następne 13 lat byli w stanie kontynuować działalność neonazistowską bez przeszkód w Niemczech Wschodnich.

 

Brandt był jednym z kilku informatorów wywiadu, który w tym czasie miał kontakt z zabójcami. Miał z nimi kontakt także inny informator, który pracował w sklepie z bronią. Zdaniem śledczych, to pewne, że informatorzy BfV mieli kontakt z całą trójką. Pytanie brzmi, czy poznali ich plany. BfV naturalnie twierdzi, że nie, ale problem polega na tym, że w sytuacji, gdy odpowiednie pliki zostały zniszczone, można mieć wątpliwości.

 

Mimo zniszczonych licznych dowodów, śledczy byli w stanie wykazać, że  konkretne plany dotyczące planowanych morderstw zostały przekazane agencjom wywiadu. Informatorzy donosili o dyskusjach osób skupionych w organizacji, planujących zabójstwa.

 

Dochodzenie wykazało także – przy okazji morderstwa w Monachium 6 kwietnia 2006 r. –  że służby wywiadowcze mocno zaangażowały się w sprawę morderstw. W tym czasie, gdy do kafejki internetowej w mieście Kassel weszli zabójcy, którzy zastrzelili Halita Yozgata, 21-letniego Niemca o tureckich korzeniach, w kawiarni siedział Andreas Temme, agent LfV w Hesji. Współpracował on z informatorami ze środowiska neonazistów. Kiedy policja rozpoczęła śledztwo w sprawie przestępstwa, Temme nigdy nie wystąpił jako świadek. Gdy później ustalono, że tam jednak był, mężczyzna przekonywał policjantów, a potem także sąd w Monachium, że znalazł się w kawiarni, bo przeglądał serwisy randkowe, a nie chciał, by jego żona o tym się dowiedziała. Utrzymywał również, że zapłacił i wyszedł z kafejki, nie zauważając ciała Yozgata leżącego za biurkiem.

 

Po przeszukania domu Temme, śledczy natknęli się na nielegalną literaturę nazistowską. Tymczasem policjant z wioski, w której dorastał agent powiedział dziennikarzom, że w młodości był on znany jako „mały Adolf”. Temme miał siatkę informatorów i rozległą wiedzę o środowisku neonazistów. Niemieccy dziennikarze zastanawiają się, czy nie pałał on zbytnią sympatią do nazistów. Do tej pory mężczyzn nie ujawnił informacji albo notorycznie kłamał pod przysięgą.

 

Laabs podkreśla, że agencje szpiegowskie nie są prawnie zobowiązane do rozwiązywania indywidualnych przestępstw. Są zainteresowane w gromadzeniu informacji, a utrata „moli” oznacza utratę istotnych źródeł informacji. Nic wiec dziwnego, że nie ujawnili śledczym wiedzy, którą mają, ani też nie zdecydowali się powstrzymać zabójców. Morderstwa NSU doprowadziły do „​​wzbogacenia programu informacyjnego” – uważa Laabs.

 

W obecnym, niestabilnym klimacie, wraz z islamistami stwarzającymi znaczne zagrożenie terrorystyczne w Europie, rząd w żadnym wypadku nie zamierza osłabiać agencji bezpieczeństwa. – Paradoksalnie, zdaniem rządu jest tak, że nie ma zagrożenia prawicowym terrorem, ponieważ wyśmienicie działa system informacyjny, więc BfV jest wielkim zwycięzcą – konstatował dziennikarz.

 

Dodał on, że oficjalnie rząd uważa serie morderstw dokonanych przez członków NSU za tragiczną, ale była to jedynie „operacyjna awaria w świetnie funkcjonującej machinie”.

 

 

Źródło: thlocal.de

AS

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 132 773 zł cel: 300 000 zł
44%
wybierz kwotę:
Wspieram