25 sierpnia 2016

Po co komu zamieszanie z diakonisami?

(Papież Franciszek i zakonnica. Źródło: mondayvatican.com)

Wydaje się, że mimo nacisków środowisk feministycznych, które zalęgły się w łonie Kościoła, papież Franciszek wcale nie chce kobiet-diakonów, a przynajmniej nie w roli, w której kato-feministki same chętnie by się obsadziły. Ojciec Święty zdaje sobie bowiem sprawę, jak wielki bałagan wywołałoby powołanie diakonis. Mimo tego ustanowił komisję, która ma zbadać, czy byłoby to możliwe. Gest ten doskonale wpisuje się w logikę pontyfikatu papieża z Argentyny.

 

Zdjęcia z czerwcowego spotkania papieża Franciszka z przedstawicielkami amerykańskich zakonnic mogą niezorientowanego widza wprowadzać w błąd. Widać na nich bowiem Ojca Świętego w towarzystwie jego rówieśniczek, które jednak na pierwszy rzut oka nie wyglądają na siostry zakonne – ubrane są bowiem całkowicie po cywilnemu. Cóż, taka jest dziś kondycja żeńskich zakonów USA. To właśnie te zakonnice poprosiły papieża o przyjrzenie się funkcjonowaniu diakonis w pierwszych wiekach Kościoła i ewentualne przywrócenie tej instytucji.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Na spotkaniu obecni byli dziennikarze – wśród których zapewne tylko nielicznych nie przywiodła tam ustawiczna w tym środowisku potrzeba wykreowania newsa, który obiegnie cały świat. Świat obiegły więc tytuły: „Watykan otwiera się na kobiety – będą diakonisy”, albo „Żeński diakonat to pierwszy krok do święceń kobiet”.

 

Czy stwierdzenia te były zgodne z prawdą? 

 

Zaprzeczył temu sam papież. Wracając z czerwcowej wizyty w Armenii powiedział wręcz, że „zezłościł się na media”, gdy zobaczył takie nagłówki. Wyjaśnił – tym razem osobiście, bowiem rzecznik stolicy apostolskiej potrafił powiedzieć jedynie, że „trudno powiedzieć co papież miał na myśli rozmawiając z zakonnicami” – iż nikomu nie obiecywał powołania diakonis, a tym bardziej święceń kapłańskich, a rozmowa dotyczyła jedynie ewentualnego powołania komisji mającej zbadać taką możliwość.

 

Franciszek wie z pewnością, że dane dotyczące diakonis, które rzeczywiście istniały u zarania chrześcijaństwa, są – delikatnie mówiąc – szczątkowe. Wiadomo jedynie, że istniały kobiety (faktycznie nazywane diakonisami), które biskup mógł poprosić o pomoc w bardzo szczególnych sytuacjach. Papież wymienił te sytuacje: kobiety te pełniły służbę podczas chrztu innych kobiet, bowiem chrzest odbywał się wówczas przez zanurzenie całego ciała. Pomocnice biskupa posługiwały również przy namaszczeniu kobiet tuż przed i tuż po chrzcie. Po trzecie zaś, kobiety te pomagały biskupowi w sprawdzaniu skarg innych kobiet na własnych mężów – gdy żona przychodziła do biskupa skarżąc się, że mąż ją pobił, biskup prosił zaufaną diakonisę o wykonanie czegoś na kształt obdukcji, a więc o sprawdzenie, czy na ciele skarżącej są siniaki. Swoją drogą opisane zwyczaje świadczą o ogromnej delikatności i empatii z którą Kościół od pierwszych wieków traktował kobiety, o jego trosce o czystość i niewinność. Warto to sobie zapamiętać.

 

W każdym razie zakonnice poprosiły papieża, by powołał komisję mającą zbadać sprawę diakonis, a papież przychylił się do ich prośby. Stało się tak, mimo iż wydaje się, że praktyka ostatnich kilkunastu wieków oraz studia teologiczno-historyczne nad diakonatem, których wyniki publikowano w Watykanie w latach osiemdziesiątych i w 2002 roku, dają dokładną odpowiedź – nawet jeśli istniał diakonat kobiet w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, to zupełnie inaczej rozumiany niż dzisiejszy diakonat męski i nie ma żadnych dowodów by twierdzić, że był połączony ze święceniami. Przeciwnie – istnieje mnóstwo wypowiedzi teologów przeczących takiej możliwości.  

 

O czym zatem świadczy powołanie komisji? Wydaje się, że to kolejny objaw dostrzegalnej podczas obecnego pontyfikatu przypadłości, którą można nazwać otwarciem na wszystko co proponują moderniści. Komisja bowiem – również, jak się zdaje, zdaniem papieża – prochu nie wymyśli. Wyniki jej prac nie wstrząsną Kościołem, trudno bowiem oczekiwać, by zostały nagle odkryte dokumenty, z których niezbicie wynika, iż diakonisy osiemnaście wieków temu pełniły dokładnie tą samą funkcję, co dziś diakoni. Co więcej, najwyżej postawieni progresiści, jak choćby jeden z najważniejszych dla papieża  żyjących autorytetów – kardynał Kasper – zwolennikami diakonatu kobiet nie są. Mimo tego komisja będzie działać. W jej składzie zasiądą uczeni kapłani, zakonnice i świeckie kobiety – to znów ukłon papieża w stronę pań, wśród członków komisji nie ma bowiem żadnych świeckich mężczyzn.

 

Powołanie komisji po raz kolejny obrazuje aktualną taktykę Watykanu – według niej należy odpowiadać na wszelkie prośby środowisk modernistycznych w Kościele, tak by dawać im przynajmniej nadzieję na to, że któryś ze swych postulatów jednak zrealizują. To taktyka „bycia miłym”, choć trzeba przyznać, że jedynie dla wybranych. Konserwatyści bowiem na takie przywileje liczyć nie mogą (ciepły dialog z bractwem Piusa X wydaje się tylko próbą zamaskowania rzeczywistości). O ile bowiem obrońcy rodziny i nierozerwalności małżeństwa oraz chociażby przywiązani do Tradycji Franciszkanie Niepokalanej nie spotykają się ani  z „otwartym sercem” ani z „serdeczną odpowiedzią” z Rzymu, o tyle bezhabitowe miłośniczki diakonatu kobiet mogą liczyć na powołanie komisji, homoseksualiści na ciepłe wypowiedzi o niemożności sądzenia ich uczynków, zwolennicy Komunii Świętej dla konkubentów na otwierający furtkę przypis w adhortacji, a przeciwnicy palenia węglem na całą encyklikę.  

 

Czyż to nie zagadka?

 

Należy pamiętać, że papież stoi na straży jedności Kościoła. Coraz częściej z jego wypowiedzi do przedstawicieli różnych episkopatów (choć są to słowa znacznie mniej rozpropagowane przez media) wynika, iż Ojciec Święty dostrzega kryzys Kościoła. Czy jego otwarcie się (w różnym stopniu) na wszystkie możliwe środowiska pozostające na bakier z moralnością, Wiarą i Tradycją to zwykły efekt „ukąszenia modernistycznego”, które stało się udziałem papieża z Argentyny, czy jednak przyjęta przezeń taktyka, w myśl której lepiej aby środowiska pozostające na obrzeżach Kościoła, będące o krok od opuszczenia go, jednak w nim pozostały, dostrzegając właśnie w papieżu swojego obrońcę?

 

Zachodni publicyści, głównie progresywni, lubią podkreślać, że papież szczególnie upodobał sobie słowa o większej radości w niebie z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia. To słowa Pana Jezusa. Aby dobrze zrozumieć je w kontekście obecnych działań Watykanu trzeba jednak zadać sobie fundamentalne pytanie: czy gesty wysyłane przez papieża rzeczywiście jakkolwiek przyczyniają się do nawrócenia przedstawicieli środowisk modernistycznych?

 

 

 

Krystian Kratiuk

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie