Fałszywe kroniki jako źródło historyczne, absurdalna interpretacja materiałów autentycznych, dowolność i wybiórczość w korzystaniu z dorobku nauki oraz antyklerykalizm. Pseudonaukowa koncepcja zakładająca istnienie przedchrześcijańskiego imperium Polaków, tak zwanej Wielkiej Lechii, mimo swojej bezapelacyjnej niedorzeczności zyskuje kolejnych wyznawców.
Każdy chciałby poznać odległą w czasie i nieznaną historię Ojczyzny, starożytne dzieje ziem polskich. Z miłą chęcią słuchalibyśmy o walkach naszych przodków z wielkimi antycznymi cesarzami i o tryumfach nad legendarnymi wodzami. Mimo to, nikt nie chciałby być okłamywany tylko po to, by było miło. Istnieje jednak znaczący wyjątek: wyznawcy „teorii” Wielkiej Lechii. Prawda – chociaż dużo o niej mówią – to ostatnia rzecz, jaka ich interesuje. Liczy się tylko potwierdzanie koncepcji, doktrynerski pęd, którego nie powstrzymują fakty, bowiem wyznawcy wielkolechickich mrzonek – jak wszyscy ideolodzy – wychodzą z założenia, że jeśli fakty nie przystają do teorii, to tym gorzej dla faktów.
W myśl tej koncepcji Polska przed chrztem z roku 966 była imperium na skalę co najmniej kontynentalną. Mocarstwo to zostało jednak poskromione przez połączone siły (jakżeby inaczej) spiskujących Niemców i Watykanu. Wielkolechici dysponują niezbitym dowodem na prawdziwość swojej tezy. Jest nim… brak dowodów. Głupie? Jeszcze jak! Ale nie dla „turbosłowian”, bowiem w ich mniemaniu „dowody” zostały zniszczone albo ukryte przez siatkę spiskowców.
Jedyne co wielkolechitom pozostało, to szczątki „faktów”, które teraz – po latach ukrywania „prawdy” – dzielnie rekonstruują wierni synowie Słowiańszczyzny, a z pomocą przychodzą im najnowsze zdobycze nauk przyrodniczych, w tym genetyki. Z owych „analiz” wyłania się fantastyczny obraz Wielkiej Lechii jako krainy mlekiem i miodem płynącej, imperium niemal niezachodzącego słońca, państwa dzielnych i honorowych wojowników. Wszystko równie piękne, jak i zmyślone.
W świecie absurdów
Absurdalność „dowodów” rzekomo potwierdzających teorię Wielkiej Lechii przyprawiać może o mdłości. Jak bowiem ktoś o zdrowych zmysłach może poważnie traktować twierdzenia łączące wymienione w starotestamentalnych księgach (Sędziów oraz Samuela) miasto Lechi (Ramat‑Lechi) z Polską? Wystarczy odrobina wysiłku i dobrej woli, by ustalić genezę bliskowschodniej nazwy. Chodzi o biblijnego Samsona, który przy pomocy oślej szczęki pokonał wielu wrogów. Na cześć tego wydarzenia miejscu nadano nazwę Wzgórze Szczęki, czyli… Ramat‑Lechi. Ofiarą turbosłowiańskiego kaleczenia źródeł padło jednak nie tylko Pismo Święte, ale również średniowieczne kroniki. Stosunek wyznawców teorii Wielkiej Lechii do tych dokumentów jest zresztą bardzo wymowny. Z jednej strony turbosławianie mówią o niemiecko‑watykańskim spisku, z drugiej zaś – gdy tylko zachodzi ideologiczna potrzeba – podpierają się zapiskami biskupów.
Największym filarem kłamstwa o Wielkiej Lechii jest Kronika Prokosza, a więc dokument szczegółowo opisujący historię przedchrześcijańskiego imperium Słowian. Teoretycznie powinien więc stanowić idealne źródło dla badaczy przeszłości. Dlaczego więc historycy nie sięgają po tę kronikę? Należą do watykańsko‑niemieckiego spisku przeciwko Słowianom? Nienawidzą Polski i gardzą prawdą? Nic z tych rzeczy! „Kronika” to nowożytny falsyfikat, najprawdopodobniej z XVIII wieku. Za jej twórcę uznaje się Przybysława Dyjamentowskiego, znanego fałszerza dokumentów, który opracowywał genealogię rodów szlacheckich, aby w ten sposób zaspokajać ich megalomańskie ambicje.
Powyższy tekst jest tylko FRAGMENTEM artykułu opublikowanego w magazynie "Polonia Christiana".
Według tradycyjnego kalendarza pierwszy wtorek po trzeciej niedzieli przed Wielkim Postem – w tym roku przypadający 19 lutego – jest poświęcony modlitwie Jezusa w Ogrójcu, będącej być może najboleśniejszą chwilą Jego Męki – duchowego, a nie cielesnego cierpienia – którego kulminacją jest krwawy pot (Łk 22,43-44).
Sąd Apelacyjny w Białymstoku oddalił zażalenie burmistrza Hajnówki i tym samym uchylił ostatecznie wydany przez niego zakaz przeprowadzenia IV Marszu Żołnierzy Wyklętych. Impreza odbędzie się 23 lutego.
Wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej Stanisław Szwed wskazał, że według statystyk Polska to najbezpieczniejszy kraj dla kobiet w Unii Europejskiej. Wskaźnik przemocy psychicznej i fizycznej wobec kobiet wynosi w naszym kraju 19 proc. i jest najniższy w całej UE. Dodatkowo oznajmił, że w Polsce coraz rzadziej dochodzi do przypadków odbierania dzieci rodzicom w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia.
W Rzymie doszło do poruszającego protestu. Dziesiątki katolików zebrały się na jednym z placów by w milczeniu, trwając modlitwie, a także przy lekturze tekstów wielkich świętych Kościoła, dać wyraz swojemu sprzeciwowi wobec skandalowi nadużyć w Kościele. Uczestnicy wydarzenia podkreślali – co niezwykle rzadkie – że ogromny kryzys wśród duchowieństwa wiąże się wprost z niepodejmowaniem walki z homoseksualizmem.
W 2018 w Finlandii, której większość mieszkańców wyznaje, przynajmniej nominalnie, luteranizm, było 15483 katolików, czyli o 534 więcej niż rok wcześniej. W tym samym okresie do pierwszej komunii przystąpiło 219 osób (nie tylko dzieci), 188 razy udzielono sakramentu bierzmowania i zawarto 49 katolickich związków małżeńskich, przy czym tylko w 19 przypadkach oboje małżonkowie byli katolikami. Ponadto w ub. roku zmarły 43 osoby tego wyznania a 45 opuściło kraj. Te i wiele innych danych zawiera najnowsze opracowanie statystyczne tamtejszego Kościoła.
Copyright 2017 by
INSTYTUT EDUKACJI SPOŁECZNEJ I RELIGIJNEJ
IM. KS. PIOTRA SKARGI