21 lipca 2016

Festiwalowy katolicyzm. O Światowych Dniach Młodzieży bez entuzjazmu

(Fot. Joanna Borowska / FORUM)

Jakie będą owoce kolejnych Światowych Dni Młodzieży? Czy możemy się spodziewać wzrostu chociaż o 30 procent wstępujących we wrześniu do diecezjalnych i zakonnych seminariów duchownych? Czy kolejki do konfesjonałów przed comiesięcznym pierwszym piątkiem wydłużą się o młodych ludzi? Czy żyjący dotychczas „na kocią łapę” i uczestniczący w ŚDM – są takie osoby, naprawdę! – zrezygnują z dotychczasowego sposobu życia? Czy liczba dominicantes zacznie wreszcie wzrastać zamiast maleć?

 

Ostatnie dni lipca bieżącego roku będą obfitowały w historyczne wydarzenia, jakimi niewątpliwie są Światowe Dni Młodzieży oraz połączona z nimi pielgrzymka Ojca świętego do naszej Ojczyzny. Od momentu gdy ogłoszono, że gospodarzem ŚDM w roku 2016 będzie Kraków, Kościół w Polsce przestawił swe zwyczajne duszpasterskie tory na specjalny program poświęcony przygotowaniom do tego wydarzenia. W efekcie nie tylko młodzież, ale też dorośli wierni – a ci przecież stanowią większość – nolens volens zaczęli partycypować w Światowych Dniach Młodzieży.

Wesprzyj nas już teraz!

 

„W jaki sposób spędzisz Światowe Dni Młodzieży?” – ileż razy słyszałem to pytanie! Zawsze miałem dylemat w jaki sposób odpowiedzieć zważywszy na to, kto akurat je zadaje. I nie chodziło o samą odpowiedź – ta pozostawała niezmienna: wyjeżdżam z Krakowa – a raczej o sposób jej uargumentowania. Częstokroć bowiem owo pytanie formułowane było przez osoby z tych czy innych względów pozostające z dala od Kościoła, dla których wizerunek 22-letniego katolika równoznaczny jest z długowłosym chłopakiem z gitarą kołyszącym się w takt rzewnych oazowych piosenek podczas Lednicy czy kolejnych Światowych Dni Młodzieży. W ciągu kilku dziesięcioleci dokonała się rewolucyjna i, w moim przekonaniu tragiczna, zmiana. Dla osób „z zewnątrz” Kościół nie kojarzy się już z monumentalnymi świątyniami, poważnym chorałem lub muzyką organową, z zapachem kadzidła i różańcem. To wszystko zastąpił katolicyzm skoncentrowany na masowych spotkaniach, budowaniu wspólnotowego nastroju i celebracjach przypominających wielkie show, który można by określić jako katolicyzm festiwalowy. I właśnie dominacja owego festiwalowego katolicyzmu podczas ŚDM jest przyczyną, dla której zrezygnuję z uczestnictwa w tym wydarzeniu.

 

Wbrew pozorom moje odczucia nie są osamotnione. Dzieli je wiele (choć zapewne nie większość) Polek i Polaków, również młodych osób, dla których wiara nie jest równoznaczna z emocjami, którzy pragną modlić się w tradycyjny sposób „w swej izdebce”, umiejąc odpowiednio oddzielić czas na zabawę od czasu przeznaczonego na rozwój duchowy. I – żeby było jasne – nie wszyscy spośród nich to zdeklarowani tradycjonaliści – czasem są to osoby, które nigdy w życiu nie uczestniczyły we Mszy świętej w nadzwyczajnej formie, ale kierują się pewnym instynktem – swoistym sensus fidei – które słusznie podpowiada im, że festiwalowość Światowych Dni Młodzieży nijak się ma do tego, czym Kościół żył przez dwa tysiąclecia swego istnienia.

 

Wie o tym również wielu kapłanów, którzy niestety nie mogą powiedzieć tego oficjalnie. Niektórzy, jeśli tylko mogą, starają się poświęcić w czasie ŚDM innym obowiązkom duszpasterskim, inni zaś wybierają się na to wydarzenie być może słusznie zakładając, że lepiej, by tam byli i ratowali co się da uratować, aniżeli oddać celebracje i katechezy w ręce tych, dla których liturgia jest tylko pewnym narzędziem do spędzania czasu. A niestety – ku smutkowi tych z kolei, którym pragnienie godziwej celebracji Mszy świętej nie jest obce – wiele naszych świątyń goszczących obcokrajowców stanie się miejscem, w którym dojdzie do praktyk w naszym kraju prawie w ogóle nie spotykanych, będących zewnętrznymi znamionami rozkładu katolicyzmu na Zachodzie. Rozdawana będzie choćby Komunia święta „na rękę”, tak jeszcze obca powszechnej praktyce Kościoła w Polsce. Nie daj Boże, aby któryś kapłan zafascynowany zachodnimi wzorcami postanowił wprowadzić takie novum do swojej parafii! Niewątpliwie obecne będą również w świątyniach „ekumeniczne” kanony z Taizé, dźwięki gitar towarzyszące niekoniecznie nabożnym pieśniom, tańce, tzw. modlitwa flagami, nabożeństwa charyzmatyczne, Eucharystia rozdawana przez świeckich. Czy znajdzie się natomiast miejsce dla ciszy, spokoju i skupienia?

 

Od kilku miesięcy co kilka dni słyszymy zapewnienia rozmaitych władz, że podczas Światowych Dni Młodzieży nie dojdzie do żadnych niebezpiecznych wydarzeń i aktów terrorystycznych. Swoją drogą, jak można odpowiedzialnie formułować takie zapewnienia, skoro nawet służby francuskie czy belgijskie, stojące wszak na wyższym poziomie zaawansowania organizacyjnego aniżeli nasze, nie mogły poradzić sobie z zapobieżeniem atakom muzułmanów w ciągu ostatniego roku? Niekiedy wręcz słyszymy, że ktoś, kto obawia się o bezpieczeństwo podczas ŚDM, przeczy istnieniu Opatrzności Bożej! To zupełny absurd. Nasz Pan oczywiście troszczy się o swoje dzieci, niemniej należy sobie zadać pytanie czy organizacja masowej imprezy w okolicznościach, które niesie świat współczesny, nie jest wystawianiem Pana Boga na próbę? Wszak nieroztropność też może być grzechem. Nie daj Boże, aby stało się jakieś nieszczęście, ale kto weźmie wówczas odpowiedzialność moralną za to, co się wydarzyło? Czy osoby, które obecnie zapewniają o bezpieczeństwie i zachęcają do udziału w ŚDM, będą gotowe ponieść ewentualne konsekwencje? Miejmy nadzieję i módlmy się o to, aby były to jedynie czcze obawy.

 

Pozostaje sobie zadać pytanie – choć właściwy czas na udzielenie odpowiedzi nastanie post factum – czy przypadkiem potencjał organizacyjny, finansowy i ludzki nie trafia w próżnię? Mówiąc ściślej – jakie będą owoce kolejnych Światowych Dni Młodzieży? Czy możemy się spodziewać wzrostu chociaż o 30 procent wstępujących we wrześniu do diecezjalnych i zakonnych seminariów duchownych? Czy średnia wieku w żeńskich klasztorach klauzurowo-kontemplacyjnych wreszcie spadnie dzięki nowym powołaniom? Czy kolejki do konfesjonałów przed comiesięcznym pierwszym piątkiem wydłużą się o młodych ludzi? Czy żyjący dotychczas „na kocią łapę” i uczestniczący w ŚDM – są takie osoby, naprawdę! – zrezygnują z dotychczasowego sposobu życia? Czy liczba dominicantes zacznie wreszcie wzrastać zamiast maleć? Jeśli okaże się, że odpowiedź na te wszystkie pytania będzie twierdząca, to wspaniale, ale jeśli – co bardziej prawdopodobne – taką się nie okaże, będziemy musieli w końcu postawić sobie pytanie: jaki tak naprawdę cel mają Światowe Dni Młodzieży?

 

 

 

Kajetan Rajski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie