25 listopada 2018

Blask Macrona gaśnie na odblaskowych kamizelkach

(Protesty we Francji, fot. REUTERS/Pascal Rossignol/File Photo )

Kiedy w takt „Ody do radości” Emanuel Macron jako prezydent-elekt zbliżał się do specjalnego podium, pod piramidą Luwru zapaliła się sztuczna iluminacja, wybuchł sztuczny entuzjazm, a sztuczny kandydat stał się prezydentem. Miał być efekt politycznej nowości, ale jak się okazuje nie wystarczył on na zbyt długo.

 

Aureola kandydata, niby to spoza politycznego układu, który wdarł się do Pałacu Elizejskiego boczną ścieżką, została właśnie rozwiana przez prawdziwie apolityczny i oddolny ruch „żółtych kamizelek”. Wg najnowszego sondażu ODOXA jego działania wspiera 77% proc. ankietowanych Francuzów. „Żółte kamizelki” nie mają wspólnego mianownika politycznego. Jest to właściwie „żółta kartka” pokazana całej elicie kraju. Ruch ten popierają wyborcy lewicy i prawicy.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Próby zrzucenia przez Pałac Prezydencki inspiracji protestów np. na Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen są wygodne dla prezydenta, ale mijają się z prawdą. Katalizatorem wybuchu stały się nowe podatki i rosnące ceny paliw. Jednak przyczyn tak szerokiego poparcia protestu jest znacznie więcej. Dla lewicy Macron stał się „prezydentem bogaczy”. Dla prawej strony – przedstawicielem globalistycznych pomysłów o proweniencji lewicowej. Nastąpiła prawdziwa kumulacja złości na prezydenta, którego obwinia się za wzrastające podatki, za spadającą siłę nabywczą gospodarstw domowych, czy za utrudnianie życia w imię eko – idelogii (ograniczenie szybkości na drogach krajowych do 80 km/h, nowe podatki na paliwa, itp.).

 

Co więcej, usprawiedliwieniem dla podwyżki podatków ma być przechodzenie na „zieloną energię”. W rzeczywistości zaledwie 20 proc. podatku paliwowego kierowane jest na tego typu cele, a reszta służy po prostu łataniu rosnącej dziury budżetowej. Socjalny model Francji chwieje się w posadach, ale zamiast oszczędności tworzy się nowe „daniny”. Malo kto wie, że od 2002 do 2017 roku, obowiązkowe nad Sekwana podatki wzrosły o sumie o 369 miliardów euro. Francja potrzebuje reform, ale ograniczenie ich niemal wyłącznie do fiskalizmu wywołuje w sposób naturalny bunt.

 

Widać tez wyraźnie oderwanie się francuskiej klasy politycznej od rzeczywistości. Kiedy przez Francję przelewała się pierwsza fala protestu „żółtych kamizelek”, prezydent Macron przemawiał właśnie w Berlinie przed Bundestagiem, gdzie opowiadał o europejskiej armii i tworzył swoje fantastyczne wizje integracji Europy. Polityka zagraniczna Macrona, która piętnuje „populistów” całej UE miała być rodzajem ucieczki do przodu. Okazuje się, że francuski prezydent wyhodował największą ilość „populistów” u siebie w kraju.

 

Równię nieodpowiedzialna jest taktyka władzy. Brutalność policji i prowokowanie siłowych starć ma zohydzić ruch. Jest też próba przypisania awantur zwolennikom Marine Le Pen, czyli „skrajnej prawicy” i właśnie tzw. „populistom”. Wydaje się jednak, że skala protestu zaskoczyła władze. Macron zapowiedział specjalne wystąpienie TV we wtorek 28 listopada, które ma uspokoić sytuację. By wyjść z twarzą, zapowiada utrzymanie swojej polityki ekologicznej, ale w ten sposób, „by stała się do możliwa do społecznej akceptacji”.

 

Wątpliwe, by ruch „żółtych kamizelek” przybrał w przyszłości formę jakiejś stałej struktury. Jest jednak poważnym ostrzeżeniem (nie tylko ze względu na kolor) dla całego systemu władzy. Okazuje się, że swojego zadania nie spełniła opozycja (partie polityczne), czy związki zawodowe. Społeczeństwo nie znalazło żadnej platformy dialogu z władzą, poza ulicznym buntem. W tego typu formie nie ma już miejsca na żadne kompromisy, a po żółtym świetle zapala się… czerwone.

 

Emmanuel Macron, który jest produktem politycznego marketingu zużył się wyjątkowo szybko. Wróćmy jeszcze na chwile do zaprzysiężenia na dziedzińcu Luwru, gdzie w swoim inauguracyjnym i mocno emocjonalnym przemówieniu prezydent-elekt zachłystywał się określeniami „lepsza przyszłość”, „żywotność demokracji”, „obrona Europy”, „pluralizm”, „obrona ducha oświecenia”, „nowy humanizm”, które dziś okazują się nic nie znaczyć. Zamiast poprawy życia – nowe podatki, zamiast walki z terroryzmem islamskim – „obrona Republiki przed ekstremizmem prawicy narodowej”, zamiast troski o ludzi – „otwartość” na ideologie mniejszości LGTB, zamiast reform ekonomicznych, czy naprawiania państwa – wyimaginowane i ideologiczne cele globalne – walka z ociepleniem planety, regulacje migracji, itd. Do tego dorzućmy jeszcze np. cenzurę mediów społecznościowych, ścisłą kontrolę finansów zwykłych ludzi, coraz gorzej funkcjonujące agendy państwa.

 

Powodów do protestu nie brakuje. Władza może tylko dziękować, że nie przybrały one powszechnie takich form jak np. na dalekim francuskim Reunion, gdzie doszło niemal do regularnej bitwy z policją, ogólnego chaosu i niszczenia mienia w takiej skali, że wprowadzono tam nawet godzinę policyjną.

 

Po wyborze Emmaniela Macrona, komentatorzy polityczni pisali, że w ten sposób, co trzeci Francuz wybrał odrzucenie zastanego układu politycznego. Po półtora roku rządów „Jupitera”, na pozycje antysystemowe zeszło już ponad 2/3.

 

 

Bogdan Dobosz

 

 

Zobacz także:

 

Bogdan Dobosz „Emiraty Francuskie”

 

Emiraty Francuskie

Czy Francja stała się już republiką islamską?

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie