Dziesiątki tysięcy studentów protestowało przeciwko zwiększeniu odpłatności za studia . „Chcemy być kształcenie, nie zadłużani!” – krzyczeli demonstranci.
W czwartek ulicami Montrealu przeszła studencka manifestacja. Dziesiątki tysięcy osób sparaliżowało komunikację drugiego co do wielkości miasta Kanady, protestując przeciwko projektowi podwyższenia odpłatności za studia. Studentów wsparli uczniowie szkół średnich, związkowcy jak i nauczyciele akademiccy. „Odnieśliśmy dzisiaj duży sukces” – komentuje przedstawiciel jednej z organizatorów. „Z dwustu tysiącami ludzi na ulicach, rząd nie może dalej ignorować faktu, że w systemie szkolnictwa panuje kryzys”. „Uniwersytety i szkoły publiczne są sparaliżowane” – komentuje liderka lokalnej opozycji, Pauline Marois. Według niej zwiększenie odpłatności to „nowy podatek nakładany na klasę średnią, jest to niedopuszczalne”.
Wesprzyj nas już teraz!
Studenckie protesty trwają już od sześciu tygodni. Sprzeciw wywołała zapowiedź premiera Quebecu, informującego o podwyższenie czesnego pobieranego przez publiczne uczelnie o średnio 1 625 dolarów za rok akademicki. Zmiany, zaproponowane przez szefa liberalnej koalicji rządzącej, miały by wejść stopniowo w ciągu kolejnych trzech lat. Po wprowadzeniu kontrowersyjnej korekty, wysokość opłat za studia na publicznych uczelniach w Quebecu lokować się będzie i tak poniżej kanadyjskiej średniej.
Czwartkowa manifestacja posiadała pokojowy charakter i przebiegła bez większych incydentów. Nie mniej w minionym tygodniu doniesienia o szczególnej brutalności policji wywołały falę poważnych zamieszek. Służby porządkowe zatrzymały wtedy blisko 226 osób. Od tego czasu studencki sprzeciw zaczyna wywoływać nieprzychylne komentarze mediów. Wagę protestów podkreślają przedstawiciele organizacji pozarządowych i biznesu. Premier Quebecu – Jean Charest – zapowiedział rozpoczęcie rozmów z przedstawicielami organizacji studenckich i władzami szkół wyższych.
Źródło: canada.com
mat