24 stycznia 2015

Pigułka „po” i kraina lobbokracji

(fot. KZ / FORUM)

Najważniejsze żeby rząd nie uległ po raz kolejny presji Kościoła i konsekwentnie wprowadził bez recepty możliwość sprzedaży pigułki postkoitalnej – to kluczowe zdanie z czwartkowego wywiadu udzielonego przez Wandę Nowicką Monice Olejnik. Dlaczego wicemarszałek Sejmu przemawia językiem lobbystki koncernów produkujących środki poronne?



Wesprzyj nas już teraz!




Gdyby rządy Platformy i PSL równie energicznie podejmowały korzystne dla Polski inicjatywy jak zajmują się ustawami i rozporządzeniami pisanymi niczym pod dyktando wpływowych grup interesu, już dawno nasze państwo prześcignęłoby pod każdym względem Irlandię z wizji pijarowców Tuska. 

Ledwie rozgorzał spór o dostępność w aptekach śmiercionośnej de facto pigułki „po”, a już ministerstwo zdrowia błyskawicznie zdecydowało o wydawaniu jej bez pieczęci lekarza nawet zdeprawowanym piętnastolatkom. Legislacyjny ekspres zadziałał równie błyskawicznie co w przypadku przyjmowania ustawy o wygaszeniu czterech naszych kopalń, jakby na zamówienie niemieckiego czy rosyjskiego przemysłu wydobywczego.

Akompaniamentem do tak energicznego działania macierzystego resortu premierzycy Kopacz był czwartkowy, poranny wywiad udzielony Radiu Zet przez wicemarszałek Sejmu Wandę Nowicką.

Wszystko mogą mówić, najważniejsze żeby rząd nie uległ po raz kolejny presji Kościoła i konsekwentnie wprowadził bez recepty możliwość sprzedaży pigułki postkoitalnej – to kluczowe zdania, które padły z ust gościa Moniki Olejnik tuż po rytualnym i merytorycznie kłamliwym, werbalnym obsikaniu stanowiska Episkopatu. Prowadząca program drążyła temat, dopytując, czy „pigułka po” powinna być sprzedawana niezależnie od wieku.

– (…) Osoby zaniepokojone tą pigułką powinny być zaniepokojone faktem, dlaczego w Polsce XXI wieku młode osoby są ofiarami przestępstwa, bo pamiętajmy, że stosunek z dziewczynką dwunastolatką, czternastolatką jest w Polsce przestępstwem i jakoś to nikogo w ogóle nie obchodzi fakt, że mogą być takie sytuacje, w których młode dziewczyny są zmuszone do korzystania ze środków antykoncepcyjnych, natomiast niektórych przeraża, że może zażyć jedną pigułkę. Skupmy się na tym, żeby młode dziewczęta w ogóle nie potrzebowały antykoncepcji tak wcześnie. (…) Jeżeli [czternastolatka] prowadzi życie seksualne i uważa, że to jest coś, czego albo nie chce, albo nie akceptuje, a na pewno nie akceptuje skutków ewentualnego pożycia seksualnego, to jak najbardziej powinna mieć dostęp do pigułki „dzień po”. (…) Uważam, że nie powinno być ograniczeń wiekowych – usłyszeliśmy z ust Nowickiej.

Dalej wicemarszałek Sejmu zachwalała zło-dziejstwa edukacji seksualnej mającej stanowić remedium dla nastoletnich ciąż, a po kolejnym pytaniu Olejnik pryncypialnie skrytykowała Naczelną Radę Aptekarską, która opowiedziała się za dostępnością piguły „po” wyłącznie za okazaniem recepty. Akurat ten dylemat jest całkowicie fałszywy, bo wczesnoporonny specyfik niczego nie leczy i w ogóle powinien być zakazany.

  

Żer dla koncernów i pedofilów

Podsumujmy jednak tok rozumowania Nowickiej: współżycie płciowe z czternastolatką jest w Polsce przestępstwem, jednak jeśli dziewczynka zapragnie „prowadzić życie seksualne”, należy bez zastrzeżeń zwolnić ją z konsekwencji „prowadzenia” i bez mrugnięcia okiem wydać w aptece pigułę, która to zwolnienie umożliwi. Bo konsekwencje bywają opłakane. Może się okazać, że powstający niekiedy w wyniku tak zwanego uprawiania seksu „zlepek komórek” nie wyrośnie na żonkila czy chociażby paprotkę, ale na niechcianego bachora, a do tego nie można przecież dopuścić. Światła lewica jest, oczywiście, tak naprawdę przeciwko aborcji, chyba, że ta jest konieczna. Światła lewica musi więc wyedukować nastolatkę, by „wpadki” nie było, a jak edukować, mówią jasno zalecenia Światowej Organizacji Zdrowia, na którą, jako niekwestionowany autorytet powołuje się Wanda Nowicka w radiowym studiu.

 

Jakie to zalecenia? Na przykład: przekazanie dzieciom do lat czterech wiedzy o „różnych rodzajach związków” i „różnych związkach rodzinnych”; o „różnych metodach antykoncepcji” uczniom w wieku 6-9 lat; o „przyjemności, masturbacji, orgazmie”, a także wykształcenie postawy „akceptacji rożnych sposobów wyrażania seksualności (pocałunki, dotykanie, pieszczoty, itp.) w wieku 9-12 lat! Dziewięciolatek powinien także zostać poinformowany o tzw. prawach seksualnych zdefiniowanych przez aborcyjną organizację Planned Parenthood, w tym oczywiście o możliwości legalnego pozbycia się niechcianych owoców seksualnych zabaw. Nastolatkowie w wieku 12-15 wrzucani są już na zupełnie głęboką wodę: mają umieć „negocjować i komunikować się w celu uprawiania bezpiecznego i przyjemnego seksu oraz uzyskiwać i skutecznie stosować antykoncepcję.

 

Owa pseudoedukacja to zatem nic innego jak przedwczesne rozbudzanie zainteresowania najmłodszych sferą zastrzeżoną dla dorosłych, samodzielnych ludzi. Nieoceniony prezent nie tylko dla handlarzy pornografią, antykoncepcją czy tzw. aborcją, ale i dla pedofilów.

 

Nowicka zatem, niemal zdanie po zdaniu, piętnuje przestępstwo i zachęca do niego. Niby w obronie wykorzystanych ofiar chce szeroko otworzyć furtkę dla totalnej seksualnej swobody. Totalnej, czyli pozbawionej właściwej dorosłym odpowiedzialności za podejmowane działanie. Dzieci mają być uformowane w duchu egoizmu, wytresowane do poszukiwania przyjemności za wszelką cenę. Czy dlatego, że rozwiązłość i hedonizm to doskonałe narzędzie do przekształcenia ludzkich zbiorowości w bezrozumne stada, w imię interesu rządzących klik oraz krociowych zysków handlarzy seksem i śmiercią? To pytanie retoryczne.

 

Dziecięca niewinność jeszcze do niedawna była niedotykalnym tabu do tego stopnia, że sprawcy obyczajowych przestępstw na nieletnich, nawet w więzieniach, pośród kryminalistów mieli status podludzi. Teraz demoralizacja najmłodszych nie bez powodu cieszy się poparciem renomowanych światowych organizacji i fałszywych proroków Nowego Wspaniałego Świata. 

Nie bądźmy naiwni, wicemarszałek Sejmu nie dlatego powtarza w masowo słuchanej rozgłośni propagandowe kłamstwa na temat „antykoncepcji awaryjnej”, że w czwartej klasie podstawówki nie uważała na lekcji biologii traktującej o początkach życia. Nowicka świetnie wie, że „pigułka po” ma m.in. działanie wczesnoporonne, może bowiem uśmiercić dziecko w najwcześniejszej fazie rozwoju, poprzez zahamowanie wędrówki ludzkiego zarodka do macicy. Dlaczego więc prominentna polityk mówi językiem antykoncepcyjnej lobbystki?

Cichy proces, jawny wyrok

Dwunastego września 2011 Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa uniewinnił publicystkę Joannę Najfeld z zarzutu pomówienia i narażenia na utratę zaufania publicznego Wandy Nowickiej. Podczas  telewizyjnej dyskusji na temat edukacji seksualnej Najfeld powiedziała w studiu TVN24 o szefowej Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, że „jest na liście płac” przemysłu aborcyjnego i antykoncepcyjnego. W trakcie postępowania sąd wykazał, że tzw. Federa otrzymywała bardzo hojne dotacje zarówno od koncernów farmaceutycznych (Gedeon Richter), jak i organizacji IPAS, produkującej sprzęt używany w trakcie zabijania nienarodzonych, eufemistycznie nazywanego zabiegami aborcji. W styczniu 2012 r. sąd apelacyjny podtrzymał wyrok pierwszej instancji. Choć akta sprawy, podobnie jak i przebieg procesu, na żądanie Nowickiej pozostały utajnione, na prowadzonej przez oskarżoną stronie mamproces.pl można zapoznać się z treścią uzasadnienia.

Powtórzmy zatem – sądy dwóch instancji, w 2011 i 2012 roku uznały za uprawnione stwierdzenie: „Wanda Nowicka jest na liście płac przemysłu aborcyjnego i antykoncepcyjnego!”.

Wanda Nowicka nie zajmowałaby dzisiaj tak eksponowanego stanowiska, a już na pewno nikt nie traktowałby na poważnie jej wynurzeń na temat nieodzowności powszechnego dostępu do antykoncepcji „przed” i „antykoncepcji po”, gdyby tak zwana demokracja była tym, za co się podaje a najbardziej wpływowe media, miast pełnić funkcję użytecznej tuby rozmaitych lobbies, pilnowały władzy i przejrzystości życia publicznego. Gdyby działały jak należy, już w piątek rano, dzień po kompromitującym wywiadzie czytalibyśmy doniesienia o dymisji Wandy Nowickiej.

Tymczasem kształtujące opinię społeczną wielkie media – nie tylko w naszym kraju – żyją z pieniędzy wielkich koncernów, a te nie będą przecież płacić za antyreklamę. Jak wyliczyła doktor nauk ekonomicznych Natalia Zimniewicz, w Polsce szacunkowe kwoty uzyskiwane przez media od reklamodawców zarabiających na aborcji, in vitro, antykoncepcji, homoseksualizmie, transseksualizmie czy erotyce są porażające. Prawdopodobnie nawet co jedenasta złotówka (9 procent) kapitału reklamowego finansującego polskie media w roku 2013 mogła pochodzić od takich właśnie reklamodawców, którzy płacą mediom szacunkowe kwoty rzędu dwóch i pół miliarda złotych rocznie (Media, pieniądze, brud, „Polonia Christiana” nr 41, listopad-grudzień 2014).

 

Czy dlatego tak często odnosimy wrażenie, że zarówno rządzący jak i wiodące środki przekazu służą komu innemu niż powinny?

 

Roman Motoła

 

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie