24 marca 2017

Czy naprawdę Polacy kochają Unię?

(Fot. Łukasz Dejnarowicz / Forum )

Postępowe media przekonują nas, że spośród wszystkich narodów tworzących Unię Europejską, wspólnotę najbardziej kochają Polacy. W rankingach euroentuzjastów bijemy na głowę wszystkich, nawet twórców UE, jednak rozbicie wyników badań na czynniki pierwsze pokazuje trochę inną prawdę. Kochamy to, co jest krokiem w stronę normalności, zaś płynące z Brukseli nowinki mają u nas więcej wrogów niż przyjaciół.


Z opublikowanego w marcu roku 2017, a przeprowadzonego w listopadzie roku 2016 sondażu Eurobarometr wykonanego na zlecenie Komisji Europejskiej przez TNS Polska wynika, że spośród różnych płaszczyzn rozwoju UE Polacy najbardziej popierają możliwość swobodnego przemieszczania się po znacznym obszarze Starego Kontynentu.

Wesprzyj nas już teraz!

Bez paszportu? Dobra zmiana!

Polski zachwyt nad „strefą Schengen” nie dziwi. Po dekadach komunistycznej niewoli, gdy o możliwość uzyskania niezbędnego do zagranicznego wyjazdu paszportu trzeba było prosić na milicyjnej komendzie, a o wszystkim i tak decydowała bezpieka, obecna sytuacja jest jak spełnienie pięknego snu. Wsiadasz i jedziesz, a po kilkudziesięciu godzinach jesteś na drugim końcu kontynentu. Na przykład w Portugalii. Chociaż dla młodszego pokolenia możliwość swobodnej podróży jest oczywistą oczywistością, to starsi, pamiętający czasy Gomułki, Gierka czy Jaruzelskiego, mogą być szczerze zachwyceni.

Mocno rozczaruje, a może nawet zasmuci euroentuzjastów fakt, że ten (co zrozumiałe) najbardziej ukochany przez Polaków aspekt naszej przynależności do UE, nie jest wynalazkiem brukselskich kast urzędniczych. To, co dzisiaj bywa określane mianem „zdobyczy Unii”, kiedyś było przecież normalnością.

Schengen. Żadna nowość

XV-wieczny polski kapłan, prawnik i naukowiec Paweł Włodkowic, jadąc do południowoniemieckiej Konstancji na sobór, nie musiał wcześniej udać się do Urzędu Wojewódzkiego, złożyć podania, załączyć zdjęcia oraz uiścić opłaty, by po miesiącu oczekiwania władza wydała mu paszport, który następnie przeglądany był na wszystkie strony najpierw przez krajowego, a następnie obcego pogranicznika. Włodkowic przygotował się podróży, wziął co było mu na kilka tygodni drogi potrzebne i… ruszył. Bez dzielenia się z zupełnie przypadkowymi biurokratami nazwiskiem panieńskim matki czy odciskami palców, zbieranymi do niedawna jedynie od przestępców, a dziś również od ciekawych świata obywateli.

Taka swoboda nie wynikała z faktu, że Włodkowic był przedstawicielem docenianej w wiekach średnich grupy społecznej – kleru. Nie dysponował paszportem dyplomatycznym, gdyż… w ogóle nie miał paszportu! Co więcej, nawet tak wykształcony człowiek jak on, o dokumentach uprawniających do przekroczenia granicy w ogóle nie słyszał. Z Krakowa do Konstancji jak i w inne miejsca – mógł bez zbędnych formalności ruszyć każdy, kto miał na to środki. Stąd wynikała między innymi popularność znanej od średniowiecza Drogi św. Jakuba wiodącej do Santiago de Compostela. Drogi, którą z wielu najodleglejszych zakątków Europy dotrzeć można było na kraniec Półwyspu Iberyjskiego.

Co więcej, swoboda podróżowania dotyczyła nie tylko Niemiec czy Hiszpanii. Bez paszportu i bez wizy ludzie mogli swobodnie podróżować po całym świecie. Bez wizy do Iranu czy Chin? Tak! Jedwabny szlak rozwinął się wszak zanim jeszcze wszechwładne państwo nowożytne zaczęło mieszać się do logistyki.

Otwartość, ale…

W tym kontekście Układ z Schnegen, mimo swych licznych zalet, przegrywa na całej linii z poprzednimi epokami. Wszak dzisiaj, za cenę swobodnego podróżowania na Zachód, musimy silniej niż kiedykolwiek pilnować naszej wschodniej granicy.

Kontrole graniczne, paszporty, wizy i szlabany, czyli wynalazki wszechwładnych państw, o jakich w średniowieczu nikt nie myślał, utrudniły ponadto zwyczajne wcześniej kontakty między różnymi społecznościami. Oddzielenie od siebie ludzi zasiekami i drutami kolczastymi zrodziło nieznaną wcześniej na taką skalę wrogość, a naturalny podział na „my” i „oni” zaczął nabierać złych konotacji. Obcy stał się nieznany i podejrzany, gdy dotychczas był jedynie innym, może dziwnym (bo kolorowym), ale jednak bliźnim. W tym kontekście o rozwój nienawiści etnicznej oskarżyć należy państwo nowożytne.

Socjalizm bohatersko rozwiązał problem nieznany w żadnym innym systemie?

Wcześniej o nieuzasadnioną wrogość było trudniej z prostej przyczyny: żeby nabyć jakiś produkt, trzeba było odwiedzić sąsiada. O kwestiach handlowych nie decydowały na stopie dyplomatycznej państwa, ale kupcy! W prosty sposób zwiększało to wiedzę o świecie i rodziło poprawne relacje. Niekiedy po prostu wymuszone przez chęć zysku czy dokonania transakcji. Na swobodzie handlu opierał się ponadto sukces wielu średniowiecznych miast, a korzystając z niewyobrażalnej dzisiaj wolności rozwinął się Związek Hanzeatycki.

Schengen – tak, Unia – nie?

Mówiąc więc o zaletach obowiązującego dziś częściowo swobodnego przepływu ludzi, nie można zapominać o jego negatywnych konsekwencjach. Otwierając się na jednych, zamykamy się na drugich. Mając jednak świadomość plusów i minusów „strefy Schengen” nie można w żaden sposób łączyć jej z Unią Europejską. Bez kontroli paszportowej możemy wjechać do Szwajcarii, Norwegii, Islandii czy Liechtensteinu. Kraje te nie należą do Unii Europejskiej, ale podpisały układ z Schengen. Z kolei nie zrobili tego dwaj członkowie wspólnoty: Wielka Brytania i Irlandia.

Tato! Tu chodzi o NATO

Patrząc na wyniki sondażu Eurobarometru widzimy również, że Polacy cenią w UE wspólną politykę obrony i bezpieczeństwa państw członkowskich. Nie jest jednak Unia, warto o tym pamiętać, sojuszem obronnym. Sojusze takie istniały na długo przed powstaniem tzw. zjednoczonej Europy. Nie wymyślono ich, ani nie powołano do życia na mocy dyrektywy.

Obecnie nasz kraj znajduje się w jednym z takich sojuszy – NATO. Niezależnie od tego czy ufamy Organizacji Paktu Północnoatlantyckiego czy też nie, ma ona realne przełożenie na sprawy wojskowe i obronność. Tymczasem wspólnoty europejskie nie zostały powołane jako militarny sojusz obronny, a jako pole do współpracy gospodarczej. Chociaż z czasem w unijnej polityce zaczął pojawiać się temat bezpieczeństwa, to nie był i nie jest on rozumiany jako obronność.

Jednak nawet traktowanie Unii jako instrumentu zapewniającego nam bezpieczeństwo w wymiarze innym niż militarny, jest pomysłem fatalnym. Dzisiaj zagrożeniem nie jest pozostawanie poza Unią, ale właśnie obecność w niej. Wszak to ta wspólnota, poprzez rozmaite zachęty jak sowite zasiłki socjalne, dąży do nienaturalnych roszad ludnościowych i lansuje przyjmowanie imigrantów z krajów islamskich, a realizującego wytyczne i prawa UE w zakresie bezpieczeństwa i kontroli granicznej Viktora Orbana brukselskie „elity” atakują.

Mrzonką jest również tzw. bezpieczeństwo gospodarcze lub energetyczne. Powstanie Nord Stream czyli tzw. Gazociągu Północnego oraz próby obchodzenia antyrosyjskich sankcji przez kraje zachodnie pokazuje, że wciąż o własne bezpieczeństwo w tych sektorach musimy zadbać sami.

A może średniowiecze?

Przyglądając się przeciwnemu aspektowi cytowanych badań, czyli temu czego Polacy w Unii Europejskiej nie lubią, na pierwszym miejscu zobaczymy niechęć do wprowadzenia nad Wisłą euro. Chociaż chcemy swobodnie podróżować po świecie, wolimy mieć własną walutę. To na pozór niezwykle niepraktyczne podejście.

Przypomnijmy jednak – kiedyś już tak było! Europa w swoich dziejach zanotowała okres, o którym zdają się marzyć Polacy. Brak szlabanów na granicach i odmienny pieniądz w każdym państwie, a nawet w miastach – to średniowiecze!

Zważywszy na te poglądy oraz rosnącą niechęć Polaków do rewolucyjnych nowinek obyczajowych, warto zapytać euroentuzjastów z „Marszu Dla Europy”, którzy tak wiele mówią o miłości Polaków wobec UE, czy naprawdę wiedzą, co nasi rodacy lubią w Unii? Może jednak zamiast postępowej idei integracji i sztucznej „różnorodności” wprowadzanej na siłę Polacy wolą… średniowieczną normalność?

 

Michał Wałach



Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie