26 października 2017

Pępek świata

(Źródło: pixabay.com)

Odpowiedź na pytanie – „Jak żyć?”, nie jest wcale trudna. Podobnie jest z pytaniami o kulturę. Problem jedynie w tym, że zamiast mówić jak jest i definiować, co z tego praktycznie wynika, gadające głowy wciąż „dzielą włos na czworo”, rzeczy oczywiste „owijają w bawełnę” i zamiast widzieć cały obraz, „doktoryzują się” z jego fragmentów. Tak też było miesiąc temu w Belwederze podczas, skądinąd bardzo ważnej debaty, „Teatr polski – tradycja i przyszłość”.

 

Debaty w Belwederze (ta o teatrze była trzecią w cyklu), organizowane przez Kancelarię Prezydenta RP w roku poprzedzającym odzyskanie przez Polskę Niepodległości, są niezwykle trafionym pomysłem, niestety raczej odosobnionym po tak zwanej prawej stronie sceny… nie, nie politycznej – chodzi o scenę kulturową. Chodzi mi o tę przestrzeń, która jest stokroć ważniejsza od kolejnych kadencyjnych „bieżączek” świata polityki. Bo to ona jest początkiem, a nie efektem polityki.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Bardzo dobrze rozumieli to marksiści chowu bolszewickiego i równie dobrze używają dzisiaj tej wiedzy marksiści kulturowi. A tego właśnie wciąż nie pojmują nominaci systemu demokratycznego III RP – począwszy od gminy, a skończywszy na parlamencie. Wygląda na to, że zechciał to zrozumieć prezydent Andrzej Duda i z pozycji swego urzędu daje szansę chociaż na to przysłowiowe „policzenie się”, czyli uświadomienie ludziom prawym, że nie są sami i że ich przekonania patriotyczne oraz konserwatywny światopogląd nie muszą w końcu w Polsce stygmatyzować i wykluczać.

 

Oczywiście, debata jak ta jaskółka, wiosny nie uczyni. Nie załatwi tego i dziesięć debat czy konferencji. Istotą jest, co z takich spotkań jesteśmy w stanie zamienić na praktyczną wartość dodaną, w tym przypadku na dzieło artystyczne. Nie chodzi bowiem o nawiązane sympatie wzajemne czy nawet zaprzyjaźnieni się uczestników, ale o konieczne zmiany systemowe gwarantujące polskość w kulturze państwa polskiego. I to wcale nie jest takie trudne, jak napisałem we wstępie, ale tylko wtedy, gdy w nas ta nasza Ojczyzna przestanie być brzydką panną na balu, czekającą na to, że ją ktoś zaprosi, a zacznie być tego balu królową.

 

Na belwederską debatę przyjechałem ponad godzinę przed czasem. Celowo. Chciałem pospacerować po Parku Łazienkowskim. Dawno tutaj nie byłem. Mżył deszcz, ludzi mało, Chopin jakiś melancholijny, jakby zapatrzony w nadchodzącą jesień. A ja, może trochę przypadkowo, skręciłem w alejkę poniżej skarpy, na której posadowiony jest Belweder. Ponad stawem stoi tam Świątynia Sybilli. Powstała z początkiem XIX wieku, w okresie mody na starożytne greckie i rzymskie stylizacje w architekturze parkowej. Postanowiłem na chwilę schować się przed deszczem pod czterokolumnowym portykiem. I wtedy moją uwagę zwrócił stojący nieopodal charakterystyczny stożkowaty kamień, a w zasadzie rzeźba z białego marmuru pokryta gęsto inskrypcjami. Okazało się, o czym informują tablice umieszczone na ścianie budynku Świątyni, że jest to dzieło współczesnej greckiej artystki, Christiny Papageorgiou, przedstawiające mitologiczny kamień Omfalos, czyli pępek świata.

 

No i proszę – to określenie, jakże u nas pejoratywne i będące synonimem pyszałka, megalomana czy nawet bufona, ma starożytnie szlachetną delficką genealogię. Oni, ci starożytni antenaci europejskiej cywilizacji, nie tylko się nie wstydzili tego „pępka”, ale traktowali go jako najważniejszy punkt odniesienia w sprawach religii i polityki. To była najważniejsza wyrocznia – dosłownie i w przenośni – dla całego tamtego świata.

 

Ze dwie godziny później, w Belwederze, mądrzy ludzie brali pod lupę fragmenty osaczającej nas rzeczywistości. Odwoływano się do teatru, który, jak ponad dwa tysiące lat temu, na agorach miast-państw, powinien służyć całości społeczeństwa. Wołano o pracę nad teatrem szkolnym, który jest ważniejszy niż sceny narodowe. Chwalono się zmianami nadchodzącymi w teatrze telewizji…

 

Wszystko słusznie, ale obok tematu, który anonsował gospodarz spotkania, minister Wojciech Kolarski (Kancelaria Prezydenta RP). A potem całość zdominowała polemika Antoniego Libery i Olgierda Łukaszewicza na temat tego, czy – ujmując to nieco złośliwie – Unia Europejska jest Polsce potrzebna do zbawienia, czy wręcz przeciwnie. Aktor, prezes ZASP i entuzjasta unijnych dyrektyw zderzył się z ich przeciwnikiem, niewierzącym pisarzem i reżyserem, który zaczął się lękać systemu Boga odrzucającego.

 

Pewnie ważne to świadectwa, ale zdecydowanie ważniejszą była niezauważona wypowiedź minister Wandy Zwinogrodzkiej (MKiDN), która jako jedyna dokładnie nazwała silnego i zorganizowanego wroga Polaków, ową „ponadnarodową komunę artystów”, wstydzącą się swego państwa i traktującą miłość do niego, jako zagrożenie i opresję. I jako jedyna spróbowała projektować przyszłość: „Trzeba by się zastanowić, jak na to odpowiedzieć. Jak to zrobić, by wspólnota narodowa stała się atrakcyjna dla młodzieży, żeby to nie był powrót do XIX wieku”. Zauważyła też, trafiając w sedno, że „brakuje tekstów czy spektakli, które definiują opresyjność sytuacji, w której jednostka jest wyrzucona ze swojej tradycji kulturowej, ze swojej tożsamości narodowej”. Niestety, w pamięci komentatorów pozostał zastępczy spór o pietruszkę panów Olgierda i Antoniego.

 

Te inskrypcje na kamieniu-Omphalosie to sentencje siedmiu greckich mędrców. Taki ówczesny dekalog połączony z katalogiem zalecanych praw i obowiązków, dzięki wypełnianiu których ludzie będą szczęśliwi, a ich państwo spokojne i bogate. Sentencji jest ponad dwieście. Niby dużo, ale gdzie tam im do objętości współczesnej byle instrukcji przechodzenia przez jezdnię. Zacząłem czytać te sentencje i prawie usiadłem z wrażenia. Przecież to idealny program dla polskiej kultury! To dokładnie jest to, co powinniśmy wprowadzić do szkół, urzędów, bibliotek, galerii sztuki i teatrów, oczywiście nie zapominając, że wszystko zaczyna się w rodzinie.

 

Zanotowałem pięć pierwszych punktów:

1- Idź śladem boga.

2- Ufaj prawu.

3- Bój się bogów.

4- Czuj przodków.

5- Ustępuj przed sprawiedliwością.

 

Pozostaje uwierzyć w Polskę, kochać ją po prostu. Nie wstydzić się jej i traktować ją jak „pępek świata”, wokoło którego wszystko się ma kręcić i wszystko się ma z nim/nią (Polską) kojarzyć. Chciałem o tym powiedzieć, chciałem te pięć punktów tak właśnie skomentować. Podnosiłem rękę, gdy przyszedł czas na dyskusję i głosy z sali. Trzymałem rękę w górze długo, ale się nie doczekałem na udzielenie mi głosu. No więc teraz piszę z nadzieją, że na pisaniu się nie skończy.

 

A może ktoś z Belwederu wybierze się na spacer po Łazienkach…

 

 

Tomasz A. Żak

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie