Pewien znany w Polsce mężczyzna długo był ogromnym pechowcem. Przez wiele lat żył w związku z kobietą, z którą szczęśliwie doczekał się nawet potomstwa, by w końcu okazało się, że zawarty przed laty w kościele ślub był jednak… nieważny, że de facto nie miał miejsca, nie zaistniał.
Podobny niefortunny zbieg okoliczności spotkał też pewną kobietę, która również (jak podają brukowce) miała dzieci z mężem, który – jak się po latach okazało – mężem jednak nie był.
Wesprzyj nas już teraz!
Fakty wyszły jednak na jaw i teraz pechowcy mogą rozpocząć nowe życie w prawdzie. Wspólnie. Sakramentalnie. Przed Panem Bogiem. W kościele i Kościele. Z kapłańskim błogosławieństwem.
Media bulwarowe, szczęśliwe szczęściem innych, podają nawet miejsce, gdzie ów związek pobłogosławi i potwierdzi kapłan wypowiadając słowa: Co Bóg złączył człowiek niech nie rozdziela. Małżeństwo przez Was zawarte ja, powagą Kościoła katolickiego, potwierdzam i błogosławię, w imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego.
P.S. Takich pechowców nie brakuje – niektórzy mają pecha nawet kilka razy! – więc człowiek patrząc na to z boku w sposób naturalny zadaje sobie pytanie: jak to możliwe?
Michał Wałach