3 sierpnia 2012

Te dwa kościoły to bez wątpienia jedne z najbardziej fantastycznych architektonicznie świątyń całego latynoskiego lądu. Ich blask widoczny jest przede wszystkim po zmroku, gdy pozostała część miasta, argentyńskiej Salty, spowita jest w nieprzejednanych ciemnościach. Wówczas to tu jest najpiękniej. I najbezpieczniej.

 

–      Jak będziesz już na miejscu, w Salcie, to będziesz wiedział, o czym mówię –  w oczach Maggie pojawia się jakże przeze mnie lubiana oznaka pasji.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Chodzi ci o te kościoły?  – upewniam się, przypominając sobie wczorajszą dyskusję, która, gdy tylko zdradziłem mej przyjaciółce o zamiarze przyjazdu do Salty, przerodziła się w trudny do zdefiniowania zachwyt połączony z patetycznym opisem.

 

–      Tak, tak! One są prze-pięk-ne! – sylabizuje wyraźnie – A już po zmroku, gdy mienią się w blasku oświetlających je reflektorów.. Ach… – rozmarza się Maggie.

 

O czym mówiła Maggie? Co wzbudziło tak wielki podziw w jej oczach? Mowa o pewnych dwóch świątyniach w dalekim latynoskim miasteczku…

 

Nie dziwne więc, że gdy tylko finalnie docieram do słynnego miasta północno-zachodniej Argentyny bez chwili zastanowienia udaję się na największy plac Salty: Plaza 9 de Julio. Porośnięty drzewami o rozłożystych koronach, w cieniu których mieszkańcy delektują się chwilami sjesty, stanowi prawdziwe serce miasta. „Zieleń” to słowo klucz, które trzeba poruszyć, gdy mówimy o Salcie. Miasto nazywane jest bowiem „zielonymi płucami Argentyny”. Po wypalonej bezlitosnym słońcem ziemi południa i okolic Cordoby ziemie okolic Salty to prawdziwa „argentyńska dżungla”. To nieopodal Salty znajduje się jeden z najciekawszych lasów deszczowych z parkiem El Rey. To Salta jest jedynym w Argentynie przykładem miasta, otoczonego  zewsząd zielonymi pagórami, stawiając tym samym miejscowość w roli urokliwej szkatułki utopionej gdzieś w odmętach ciemnozielonych fal pogórza. Tak, pod względem zieleni Salta zdecydowanie odbiega od przeciętnego widoku argentyńskiej aglomeracji.

 

Spośród koron palm rosnących w samym środku placu słychać kraczące papugi. Po chwili widać kolorowe niebiesko-żółte skrzydła migoczące i fruwające z jednego liścia na drugi. Gdy miniemy ten „przybytek raju” docieramy do tutejszej katedry. Świątyni, której zobaczenie znajduje się w obowiązkowym planie każdego biura podroży oprowadzającego turystów po Salcie. Dzisiejszy budynek to „uwspółcześniona” wersja starego kościoła, który w 1856 roku został zniszczony przez tragiczne w skutkach trzęsienie ziemi. Prace rozpoczęły się względnie szybko – bo już w 2 lata po tragedii. Założenia nowej katedry zaprojektował na prośbę biskupa Jose Colombresa Eusebio architekt Bertres Philip. Musiało minąć aż dwadzieścia lat pracy zanim kościół został poświęcony (dokonano tego jeszcze mimo baku fasady i dzwonnicy). Całość ukończono w 1882 roku.

 

Wizyta w kościele jest obowiązkiem każdego przybysza, którego drogi zaprowadziły do Salty. Utrzymana w tradycji budownictwa włoskiego świątynia wręcz oszałamia ilością szczegółów zdobiących jej wnętrze oraz samym przepychem, jaki dominuje, gdy znajdziemy się w środku. Kościół zbudowano na planie prostokąta, z głęboko usytuowanym chórem oraz apsydą. Ołtarz to już perła latynoskiego kościoła. Zaprojektowany przez jezuickiego artystę Luisa Giorgi utrzymany jest w pozłacanej tonacji. Katedra jest ważna dla samych Argentyńczyków także z innego powodu. W środku spoczywają bowiem szczątki narodowego bohatera wojennego: generała Martína Miguela de Güemesa.

 

Katedra Salty do bez wątpienia miejsce wyjątkowe. „Maggie miała rację” – myślę w duchu. Momentalnie przypominam sobie jednak o tym, co mówiła później. Zmierzch? Przecież to już za kilak godzin! Już nie mogę się doczekać! I faktycznie… Dopiero przyjście na plac po zmierzchu stanowi prawdziwą ucztę dla oczu. Wówczas na przednią elewację katedry zostają „rzucone” ciepłe światła reflektorów. Delikatna poświata różu i kapitalne ciepło-żółte odcienie podkreślające kształt naw wejściowych świątyni. Tego się nie opisuje. To się tylko i wyłącznie ogląda. Z perspektywy przyjemnie schłodzonego po upalnym dniu Plaza 9 de Julio. Uczta dla oczu.

 

I mógłbym tak siedząc na krawężniku placu patrzeć i patrzeć. Ogół wrażeń jest tak przytłaczający, że moje biedne receptory ledwie dają sobie radę. Ruszam więc na wschód. Uliczką Espana, by na kolejnym narożniku skręcić w prawo w Dean Funes. I już z daleko wiem, że decyzja o ruszeniu w tym kierunku to nie był błąd. Pojedyncza wieża z ozdobnymi żółtymi ozdobnikami na tle ciemnego, nocnego nieba. Różowa elewacja z białymi kolumnami. Gdyby ktoś mi powiedział, że będę się kiedyś zachwycał świątynią utrzymaną w tonacji różu, popukałbym się w głowę. Ale teraz, w zdumiewającym oświetleniu nie wyobrażam sobie, by ta świątynia mogła być piękniejsza. Dotarłem do kościoła Św. Franciszka.

 

To drugi po katedrze symbol miasta. Napisać, że „bogata zdobiona fasada” to za mało. Zdecydowanie. Ta świątynia zdaje się (zwłaszcza teraz, po zmroku, gdy mieni się w umiejętnie rozlokowanych reflektorach) być zbudowaną z… plasteliny. Wszystkie te ornamenty, szczegółowe zdobienia, smukłe kolumny zdają się być takie wiotkie. Takie nierzeczywiste. Reflektory umocowane zza kolumn nie oświetlają tylko jednego szczegółu. Podczas gdy cały majestat i piękno skupia na sobie przednia elewacja kościoła oraz malownicza wieża to jedno miejsce pozostaje w cieniu. Ten cień aż tak kontrastuje z resztą kompleksu, że mimowolnie skupia uwagę obserwatora. I może tak właśnie miało być? Tym punktem jest niewielki pomnik z figurką Św. Franciszka, stojącego przed wejściem do kościoła. Jakby ten jeden z najsympatyczniejszych świętych chciał pozostać na uboczu. Wykonywać swoją robotę z pokorą. Z szacunkiem. Nijako z boku. W cieniu. Zapraszając do środka. By porozmawiać z Najwyższym. Fantastyczny symbol.

 

 

Stefan Czerniecki


{galeria}

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 95 083 zł cel: 300 000 zł
32%
wybierz kwotę:
Wspieram