15 maja 2020

Patron dla tych, którzy chcą być mężni. Grzegorz Kucharczyk o męczeństwie św. Andrzeja Boboli

Papież Pius XII nazywał go „niezwyciężonym bohaterem Chrystusowym”, „chlubą i wspaniałym wzorem chrześcijańskiego męstwa”. Św. Andrzej Bobola to rzeczywiście prawdziwy miles Christi, który jak „niezwyciężony Męczennik w purpurze krwi własnej z wielkim triumfem przyjęty został w niebie” (Pius XII, Invicti athletae Christi).

 

Wesprzyj nas już teraz!

 

Życie i straszliwa śmierć Andrzeja Boboli są wielkimi znakami dla naszych czasów, znakami męstwa, czyli wytrwania. Swoim oprawcom bez wahania oświadczył, że jest kapłanem katolickim, a jego „wiara jest prawdziwa i prowadzi do zbawienia”. Jak pisał Pius XII w cytowanej encyklice opublikowanej 16 maja 1957 roku na trzechsetlecie męczeńskiej śmierci polskiego jezuity, „wzdryga się dusza na wspomnienie wszystkich tych mąk, które bohater Chrystusowy męstwem i nieugiętą wiarą przecierpiał”.

 

Finis coronat opus. Całe bowiem życie Andrzeja Boboli było praktykowaniem cnoty męstwa. Wczytując się w jego żywot można natrafić również i na informacje o tym, że w drugiej połowie lat dwudziestych XVII wieku, gdy pełnił posługę duszpasterską w Wilnie nawiedzanym wówczas przez epidemie, nie opuścił miasta. Mężnie służył wiernym, zwłaszcza tym najsłabszym i chorym, spiesząc do nich z sakramentami i słowami duchowej pociechy.

 

Można powiedzieć patron na nasze czasy, gdy tylu ludzi Kościoła – duchownych i świeckich – zadrżało przed wirusem, zachęcając władze państwowe do zamykania kościołów lub traktując pandemię jako dobrą okazje do szerzenia skandalicznych praktyk osłabiających cześć dla Najświętszego Sakramentu. Myślę tu o skandalicznej praktyce zmuszania ludzi – w tym dzieci pierwszokomunijnych – do przyjmowania komunii świętej na rękę.

 

Patron tych wszystkich, którzy dążą do wypracowania w sobie we współpracy z Bożą łaską cnoty męstwa. A więc patron tych, którzy chcą wytrwać w obliczu nacierającego barbarzyństwa. Pius XII wspominając „niezwyciężonego bohatera Chrystusowego” podkreślał aktualność tego waloru świadectwa, które dał całemu Kościołowi powszechnemu św. Andrzej Bobola. Barbarzyństwo w połowie dwudziestego wieku – jak podkreślał Ojciec Święty – to już nie hordy kozackie, ale fakt, że „w niejednym kraju wiara katolicka już to omdlewa i podupada, już to prawie zupełnie wygasa”. Współcześni barbarzyńcy odrzucają ją powołując się na „postęp czasu” i „urabiają sobie przekonanie, że na ziemi bez Boga, tj. przez własny rozum i przez własne siły wszystko, czym żyją i przez co działają, posiąść mogą, swoją mocą podbijając pod swoją wolę i władzę, dla pożytku i rozwoju ludzkości, wszystkie pierwiastki i żywioły tej ziemi”.

 

Pius XII nawiązywał w ten sposób do różnych odcieni marksizmu – za „żelazną kurtyną” uczącego subtelności heglowskiej dialektyki za pomocą kolby sowieckiego sołdata, a na zachodnich uniwersytetach i w mediach sączonego przez neomarksistów i ich mentorów ze szkoły frankfurckiej. Do tych ostatnich można odnieść słowa papieża o ludziach, którzy „dążą, żeby z dusz ludzi prostych i nieuczonych albo też takich, którzy już dotknięci są zarazą błędów, wyrwać do ostatka tę wiarę chrześcijańską”.

 

Św. Andrzej Bobola doświadczył za życia furii zezwierzęconego barbarzyństwa. Po śmierci zaś jego umęczone ciało doświadczyło barbarzyństwa tych, którzy „naukowo” dążyli do samozbawienia „przez własny rozum i przez własne siły”. Jak wiadomo relikwie męczennika były przez bolszewików pokazywane jako ciekawostka w moskiewskim Instytucie Higieny, do czasu gdy staraniem Stolicy Apostolskiej zostały sprowadzone do Rzymu w 1937 roku. Tak jak Chrystus, również jego „niezwyciężony bohater” nosił purpurę swoje krwi, ale i „lśniącą szatę” narzuconą przez prześmiewczego Heroda.

 

Atak na wiarę katolicką wymaga – podkreślał Pius XII – by „bronić ją wszelkimi siłami, wykładać i szerzyć”. Chodzi o to, by zarówno duchowni i świeccy „nie lękali się stanąć do pokojowej walki o Bożą chwałę”, „zachowując zawsze poszanowanie dla osób, ale stając mężnie w obronie prawdy”.

 

Trzeba więc męstwa – „a pamiętać należy, że w tej cnocie, jeśli rzeczywiście  chcemy ją coraz bardziej ku doskonałości kierować, zawsze znajdzie się odrobina męczeństwa”. Ojciec Święty podkreślał bowiem, że dawanie świadectwa wiary to nie zawsze rozlew krwi, „ale i mężne oraz wytrwałe opieranie się pokusom oraz wielkoduszna ofiara z siebie i ze wszystkiego, co mamy, złożona Temu, który tu jest naszym Stwórcą i Odkupicielem”.

 

Przypominając sobie o nieludzkich cierpieniach, które znosił w ostatnich godzinach przed osiągnięciem chwały Nieba św. Andrzej Bobola, jakże trywialnie małe wyglądają stojące przed nami wyzwania naszych czasów. Mężny kapłan czasów zarazy – zarówno biologicznej jak i duchowej natury – wielki patron na nasze czasy. Wzór, ale i pociecha dla nas wszystkich, którzy tęsknimy za mężnymi kapłanami i sami chcemy wytrwać do końca.

 

Grzegorz Kucharczyk

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(1)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie