29 lipca 2019

Parapetówka, czyli gościofobia [OPOWIADANIE KRZYSZTOFA LALIKA]

(Fot. Pixabay)

Zapraszamy do przeczytania opowiadania Krzysztofa Lalika pt. „Parapetówka, czyli gościofobia”. Aby zobaczyć cały tekst należy kliknąć TUTAJ.

 

 

Wesprzyj nas już teraz!

To był początek maja, sobota, pogoda dopisywała. Słońce od rana wędrowało po niebie z otwartą przyłbicą, a od czasu do czasu wiał lekki, przyjemnie chłodzący wiaterek. Ucieszyło to Piotra, gdy przed śniadaniem wyszedł na balkon, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Wsparty o balustradę spoglądał na budzące się leniwie osiedle. Słychać było radosny śpiew ptaków skaczących wśród konarów pobliskiego klonu i wierzby płaczącej. Było to może zaledwie parę ptaków, ale śpiewały w tak różnej tonacji, iż Piotrowi zdawało się, że chór ten liczy co najmniej tuzin śpiewaków. Nagle te ptasie arie przytłumił krótki, acz głośny szum przechodzący w gwizd. Piotr podniósł głowę i spostrzegł kilka kaczek przelatujących na zachód w symetrycznym szyku ptasiego klucza. Patrzył za nimi przez chwilę, po czym wrócił do pokoju. Choć to sobota rano, to nie bardzo miał czas na przyglądanie się przyrodzie. W ten dzień, wieczorem, wraz ze swoją żoną Magdą postanowili wydać przyjęcie, parapetówkę, i musieli się do tego przygotować. Urządzali parapetówkę, ale dość nietypową, bo nie z tego powodu, że wprowadzili się do nowego mieszkania, ani dlatego, że ukończyli budowę nowego domu, nie dlatego też, że odziedziczyli stary, lecz dlatego, że wreszcie spłacili ostatnią ratę kredytu na mieszkanie, który zaciągnęli trzydzieści lat temu. Nie było to dla nich łatwe zadanie, bo stopy procentowe wielokrotnie rosły, skakała inflacja, w wyniku czego na przestrzeni kilkunastu lat znacząco wzrosły ich koszty życia i raty kredytu, w porównaniu do początkowej wizji, jaką zarysował przed nimi siedzący za czarnym biurkiem w banku urzędnik w białej koszuli i krawacie w groszki. A w domowym portfelu wiele nie było do dzielenia, bo praca jako przedstawiciel handlowy w branży spożywczej nie dawała mu pensji na stałym poziomie, który by regularnie sięgał chociaż średniej krajowej. Jeszcze mniejsze zarobki miała Magda pracując jako przedszkolanka w państwowym przedszkolu.

 

Przez ten czas tylko dwa razy zmienili samochód, a w zasadzie Piotr, bo to on zajmował się w domu motoryzacją. Kupował samochody używane, bo mówił, że woli „auta sprawdzone”, lecz nie było dla nikogo tajemnicą, że używane były dwa, trzy, a nawet pięć razy tańsze od wyjeżdżających z fabryki. Żony słuchał się przy tej okazji, ale tylko, gdy chodziło o kolor pojazdu, bo sama Magda nie ukrywała, że nie zna się na motoryzacji. Podkreślała jednak, że aby mogła czuć się dobrze w aucie, to musi się jej podobać kolorystycznie, bo są kolory, które lubi, jak niebieski i srebrny, oraz takie, za którymi nie przepada, jak czarny czy czerwony.

 

Oszczędzali też na wakacjach. Na wyjazdy zagraniczne jeździli mniej więcej co cztery, pięć lat, głównie w kierunku basenu Morza Śródziemnego, lecz były i takie lata, że wysyłali dzieci na kolonie, a sami nigdzie nie wyjeżdżali na dłuższy odpoczynek niż parę dni. Tego lata planowali wybrać się na wczasy do Włoch autokarem z biurem podróży, pierwszy raz od dawna sami za granicę, bez dzieci. Ostatni raz taką okazję mieli trzy miesiące po ślubie, gdy w sierpniu wyjechali do Grecji na dziesięć dni. Trójka ich dzieci jest już dorosła i w tym roku wszyscy planowali zorganizować sobie wczasy oddzielnie. Najstarszy syn, Michał, czyni tak już od kilkunastu lat, a niedawno skończył trzydziestkę, założył rodzinę i mieszka w sąsiednim mieście wraz z żoną Marysią, córką Justyną i synkiem Tomkiem. Katarzyna jest na ostatnim roku anglistyki, a najmłodsza Weronika będzie za kilka dni zadawać maturę.

 

Piotr był od rana w dobrym nastroju. Nie spieszył się ze śniadaniem. W jego ruchach można było zauważyć spokój i pewność siebie, co też poprawiało nastrój Magdzie, bo dawno nie widziała go tak opanowanym. Przez ostatnie trzydzieści lat nie brakowało im zmartwień. Nie było miesiąca, aby Piotr nie myślał o kontroli wydatków, o tym, aby nie zabrakło na spłatę raty do banku i przeżycie do pierwszego. Niejednej przyjemności musiał sobie i swojej rodzinie z tego powodu odmówić. Długoletni balast kalkulacji i wyrzeczeń bez mała przydał mu siwizny. Teraz mógł to zrzucić z siebie. Tego ranka poczuł się jak żołnierz, który zdołał obronić ważny punkt oporu na linii frontu. Zadanie wykonane, może odpocząć, zabawić się. Czuł, że teraz może, a nie musi; że może przeżyć najbliższy miesiąc tak jak chce, jak dawnej, bez większego stresu. Nie chodzi o to, że przez te wszystkie lata tłumił w sobie jakieś głębokie pragnienie luksusu, ale że poczuł się wolny od myśli, że jego rodzinie bezpośrednio coś zagraża, że bank ma nad nimi niewidzialną władzę, i w razie utraty przez nich pracy mógłby skorzystać z tej władzy i zająć ich mieszkanie. A taka tragedia przydarzyła się osiem lat temu jego dawnemu sąsiadowi, Darkowi, który rok po tym jak wziął kredyt na mieszkanie, musiał zmienić miejsce zatrudnienia i podjął się pracy na budowie, ale bez umowy. Pewnego dnia nieszczęśliwie spadł z rusztowania i uszkodził sobie kręgosłup. Stracił pracę i został kaleką bez prawa do jakiegokolwiek odszkodowania. A miał żonę i dwójkę dzieci. Po kilku miesiącach komornik zajął im nie tylko mieszkanie, ale cały majątek. Żona nie wytrzymała tego i odeszła z dziećmi do swoich rodziców, Darek zaś został bezdomnym kaleką i do dziś można go codziennie spotkać na mieście jak prosi przechodniów o pięćdziesiąt groszy, a po uzbieraniu konkretnej sumy odwiedza z kolegami najbliższy sklep monopolowy. Historia Darka stała się przestrogą dla niejednego kredytobiorcy w mieście. Tego dnia w czasie robienia zakupów z Magdą Piotr wychodząc ze sklepu spożywczego zobaczył go jak stał na rogu budynku wsparty o jedną kulę, a w drugiej ręce trzymał czapkę odwróconą do góry nogami. Przechodząc obok niego przystanął, położył na ziemi jedną z dwóch siatek, które dźwigał, sięgnął do prawej kieszeni i wyjąwszy pięć złotych rzucił je do czapki przygarbionego żebraka. Ten zaraz odwdzięczył się słowem „dziękuję”, lekko wyprostował i podniósł oczy, by sprawdzić kto go tak hojnie obdarował. Piotr nie był pewny czy go poznał lub w ogóle jeszcze pamiętał, bo przesłał mu tylko krótki wyuczony uśmiech, kwitujący owo podziękowanie i powtarzając raz jeszcze „dziękuję” wnet wrócił do poprzedniej pochylonej pozycji.

 

Po powrocie do domu Piotr wyszedł raz jeszcze na balkon. Wsparty o balustradę spojrzał w dół. Na chodniku stał, obok aut innych mieszkańców osiedla, jego ciemnoniebieski wóz. Zza popękanych kołpaków wyzierała gdzieniegdzie rdza. „Trzeba będzie kupić nowe, najlepiej aluminiowe. A może od razu wymienić staruszka na nowszy model? Ostatnio za dużo kopci. Powoli trzeba na to odkładać”, pomyślał. Wrócił do środka. „Magda nie mówi, ale widać, że jest zmęczona codziennym przygotowywaniem obiadów. Będziemy mogli w niedzielę częściej chodzić na obiady do restauracji” – pomyślał wchodząc do kuchni, gdzie żona właśnie przygotowywała posiłki na wieczerzę. Rozejrzał się po szafkach i stole, potem nagle złapał Magdę za rękę i zaprowadził po przedpokoju, salonu i małej biblioteczki, którą umeblował, gdy wyprowadził się od nich Michał.

 

– Na własność, mamy je na własność! Wreszcie! To zdarza się chyba tylko raz w życiu – westchnął z ulgą chwytając żonę za biodra i przytulając do siebie.

– Też się cieszę!

– Już nikt i nic nie zabierze nam dachu nad głową.

– Czujesz ulgę?

– Tak.

– Nie dajesz za wygraną? – zapytała tajemniczo. Uśmiechnął się i odpowiedział pytaniem:

– A ty?

– Co ja?

– Czy też czujesz ulgę?

– Ulgę i bezpieczeństwo. Nie chcę już żadnych kredytów.

– Ani ja. Jeden trzydziestoletni zdecydowanie wystarczy.

– Dokładnie – potwierdziła opierając się policzkiem o jego klatkę piersiową. – Szarlotka mi się przypali. – Odwróciła głowę i wyrywając się z jego objęć i pospieszyła do kuchni.

 

Na przyjęcie zaprosili rodzinę i przyjaciół. Około godziny szóstej pojawili się pierwsi goście. Piotr zaprasza ich do jadalni, a Magda wraz z córkami, częstują ich posiłkami. Przyszli ich rodzice, syn Michał z żoną, młodsza siostra Magdy, Jola z mężem Zbyszkiem i córką Gabrysią, oraz dwie młodsze siostry Piotra ze swymi mężami, Anna z Andrzejem, i Ewa z Józefem, która pobrała się najpóźniej z trójki rodzeństwa, bo dopiero dwanaście lat temu. Pojawili się też krewni z nieco dalszej rodziny, a także kilku przyjaciół Piotra z żonami, z którymi parę razy w miesiącu w męskim gronie grają w piłkę nożną lub siatkówkę.

 

Gdy podano gulasz, Piotr wstał od stołu i porozlewał gościom alkohol, wódkę i wino, rozdzielając je według preferencji zainteresowanych, co w praktyce oznaczało, że wódkę pili mężczyźni, a kobiety wino lub tylko napoje bezalkoholowe.

 

Około godziny ósmej, gdy miasto już ogarnął półmrok, do drzwi zadzwonił dzwonek. Piotr w pierwszej chwili pomyślał, że to pomyłka, bo któż miałby się dobijać do jego mieszkania o tej porze, skoro wszyscy zaproszeni biesiadnicy byli już w środku. Takie pomyłki zdarzają się zwłaszcza, gdy do bloku wchodzą goście z domów jednorodzinnych, bo trudniej im odróżnić kontakt do światła na klatce od dzwonka od drzwi.

 

– To pewnie pomyłka – powiedział do żony i kontynuował rozmowę z jej rodzicami. Jednak po chwili dzwonek odezwał się raz jeszcze i to dwa razy pod rząd.

– Mam nadzieję, że to nie akwizycja – rzekł i wstał z krzesła. Podszedł powoli do drzwi i zapytał:

– Kto tam?

– To my, Piotrze, Gracjan i Fabian, przyszliśmy ci pogratulować! – usłyszał z drugiej strony. „Jaki Gracjan, jaki Fabian?”, zapytał sam siebie i nie znajdując szybko w swej pamięci odpowiedzi otworzył drzwi.

 

ABY PRZECZYTAĆ CAŁE OPOWIADANIE KRZYSZTOFA LALIKA NALEŻY KLIKNĄĆ TUTAJ I POBRAĆ PLIK PDF.

 

  

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie