29 lipca 2014

Łzy ambasadora

(Ruiny St. Quentin, 1917 r. Fot. Sueddeutsche Zeitung Photo/Forum)

Niewiele ponad trzydzieści dni, które upłynęły między zamachem w Sarajewie a „sierpniowymi salwami”, ciągle jest przedmiotem sporu wśród historyków, którzy usiłują udzielić odpowiedzi na pytanie – kto zawinił?

 

Ciąg wydarzeń, które sto lat temu doprowadziły do wybuchu pierwszej wojny światowej jest ogólnie znany. 28 czerwca 1914 roku serbski terrorysta zamordował w Sarajewie arcyksięcia Franciszka Ferdynanda oraz jego żonę księżną Zofię Hohenberg. 23 lipca Wiedeń wystosował pod adresem Serbii w formie ultymatywnej żądanie wyjaśnienia wszystkich okoliczności związanych z sarajewskim zamachem, w tym udział oficerów serbskiego wywiadu wojskowego. Austro-Węgry w tej samej nocie domagały się udziału swoich przedstawicieli w prowadzonym przez Belgrad śledztwie. 28 lipca 1914 roku, po tym jak Serbia nie przystała na ten warunek (inne punkty noty zostały opatrzone w odpowiedzi rozmaitymi zastrzeżeniami), Austro-Węgry wypowiedziały Serbii wojnę. Znamieniem nowych czasów było to, że stosowna nota dotarła do serbskiego MSZ drogą telegraficzną. Depesza zwiastowała wybuch konfliktu, który w ciągu następnych czterech lat miał przeorać Europę pod względem politycznym, społecznym oraz kulturowym.

Wesprzyj nas już teraz!

Na początku sierpnia 1914 roku, po wypowiedzeniu wojny Rosji i Francji przez Niemcy oraz wejściu Wielkiej Brytanii do wojny (wobec wcześniejszego odrzucenia przez Niemcy ultimatum Londynu w sprawie poszanowania neutralności Belgii) Wielka Wojna stała się faktem.

Jednak niewiele ponad trzydzieści dni, które upłynęły między zamachem w Sarajewie a „sierpniowymi salwami”, ciągle jest przedmiotem sporu wśród historyków, którzy usiłują udzielić odpowiedzi na pytanie – kto zawinił? Kontrowersje te obecne są w przebogatej literaturze (niemieckiej, francuskiej, rosyjskiej oraz anglosaskiej) na temat genezy Wielkiej Wojny i wciąż są żywe.

Temu kluczowemu pytaniu towarzyszą inne. Ot, na przykład dlaczego Wiedeń zwlekał niemal miesiąc (po zamachu w Sarajewie) z podjęciem akcji przeciw Serbii, która przecież pod lat wspierała swoich separatystów w rządzonej przez CK monarchię Bośni? Czy w grę wchodziła tylko opozycja ze strony Węgrów, niechętnych podejmowaniu karnej ekspedycji na Bałkanach, która musiałaby się skończyć powiększeniem monarchii o kolejnie nie-węgierskie terytoria, a w konsekwencji osłabieniem pozycji Madziarów w całej monarchii?

 

Kosztowna zwłoka

 

Jedno jest pewne – brak szybkiej reakcji Wiednia na zbrodnię w Sarajewie oznaczało zmarnowanie cennego czynnika czasu, który w pierwszych dniach po zamachu grał przecież na korzyść CK monarchii (oburzenie europejskiej opinii publicznej). To właśnie dlatego w pierwszych dniach po Sarajewie Niemcy (cesarz Wilhelm II osobiście) namawiali Austriaków do szybkiego ukarania „serbskich barbarzyńców”. Berlin liczył na to, że oburzenie Europejczyków zamachem w Sarajewie będzie na tyle świeże, że nie stworzy konieczności specjalnego usprawiedliwiania karnej ekspedycji przeciw Belgradowi. Po drugie zaś, jak kalkulowano nad Sprewą, pozbawi to Rosji koniecznego czasu na reakcję. Niemcy chciały szybkiej wojny austro-węgiersko-serbskiej nie dlatego, że chciały wybuchu globalnego konfliktu, lecz raczej licząc na jego lokalizację.

Stało się zupełnie inaczej. Wiedeń – ku irytacji Wilhelma II – wypowiedział wojnę Serbii dopiero 28 lipca (irytację kajzera zwiększało jego przeświadczenie, że Serbowie de facto zaakceptowali austro-węgierskie ultimatum i dlatego nie ma żadnego powodu do wojny). Siły zbrojne CK monarchii – ku irytacji niemieckich sztabowców – były zaś w pełni zmobilizowane dopiero dwa tygodnie po wypowiedzeniu wojny Serbii. Austro-Węgry, które pierwsze poruszyły kostki domina, jako ostatnie z wielkich mocarstw zmobilizowały swoją armię. Dopiero 6 sierpnia 1914 roku Austro-Węgry i Rosja formalnie znalazły się w stanie wojny.

Inne pytanie – czego dotyczyły rozmowy na francusko-rosyjskim szczycie, związanym z wizytą prezydenta Francji Raymonda Poincare (towarzyszył mu premier René Viviani) w Petersburgu w dniach 20 – 23 lipca 1914 roku? We francuskich i rosyjskich archiwach nie ma wiarygodnych relacji (protokołów) z tych rozmów. Rodzi to kolejne pytania: czy Poincare w rozmowach z carem Mikołajem II i szefem rosyjskiej dyplomacji Siergiejem Sazonowem dawał Rosjanom carte blanche – podobne do tego udzielonego wcześniej Austriakom przez Niemców  w sprawie Serbii – w kwestii obrony „żywotnych interesów” Rosji na Bałkanach w obliczu nasilającego się konfliktu między Wiedniem a Belgradem?

Wreszcie jaki wpływ na rozwój sytuacji w Europie miał fakt, że powrotna podróż francuskiego przywództwa (prezydenta i premiera!) z Rosji drogą morską trwała od 23 do 29 lipca 1914 roku? Niemal sześć dni. Rzecz nie do wyobrażenia przy dzisiejszych warunkach technicznych.

 

Łzy i drżące ręce

 

W czasie, gdy szefowie III Republiki przebywali na morzu, Rosja podjęła brzemienną w skutkach utajnioną decyzję o wszczęciu przygotowań do powszechnej mobilizacji. Decyzja zapadła w nocy z 25 na 26, zaś jej oficjalne ogłoszenie nastąpiło 29 lipca. Nie sposób przeoczyć jeszcze jednego istotnego faktu: rząd rosyjski podjął decyzję (również utajnioną) o wycofywaniu aktywów finansowych z niemieckiego rynku kapitałowego.

Decyzja o mobilizacji rosyjskiej armii była bezpośrednią przyczyną wybuchu wojny niemiecko-rosyjskiej w dniu 1 sierpnia 1914 roku. O godzinie 17:30 w gmachu rosyjskiego MSZ w Petersburgu pojawił się niemiecki ambasador Friedrich hr. Pourtales, by zapytać czy z godnie z wcześniejszym niemieckim ultimatum Rosja wycofa się z mobilizacji swojej armii. Niemiecki dyplomata pytał trzykrotnie. Za każdym razem minister Sazonow odpowiadał przecząco. Po trzecim zaprzeczeniu, niemiecki ambasador „drżącymi rękoma” – jak zanotował w swoich wspomnieniach Sazonow – wręczył szefowi rosyjskiej dyplomacji akt wypowiedzenia wojny. Chwilę potem dwaj rozmówcy padli sobie w ramiona, a niemiecki dyplomata wyszedł szlochając.

Z pewnością hr. Pourtales miał świadomość powagi wydarzeń, w których uczestniczył. Nie wiedział co będzie dalej, jak wielu Niemców i Rosjan zginie. Jedno było pewne – po raz pierwszy od 1763 roku czyli od momentu zawarcia sojuszu prusko-rosyjskiego, Berlin i Petersburg znalazły się w stanie wojny (nie licząc epizodu z 1812 roku, gdy przymuszeni przez Napoleona Prusacy towarzyszyli Wielkiej Armii w marszu na Moskwę). Oto po południu dnia 1 sierpnia 1914 roku niemiecki ambasador był naocznym świadkiem upadku tego, co przez ponad sto pięćdziesiąt lat było fundamentem ładu politycznego w Europie Środkowej. Ładu, który z naszej perspektywy był „kamieniem rzuconym na grób Polski”, a mocno siedzieli na nim połączeni trwałym sojuszem Hohenzollernowie i Romanowowie.

 

Polska nadzieja


Dla nas łzy niemieckiego ambasadora w Petersburgu były powodem do wielkiej radości, a na pewno sporych nadziei. Po raz pierwszy dwaj zaborcy znaleźli się w stanie wojny. Był co prawda wcześniej epizod wojny prusko-austriackiej (a właściwie: prusko-niemieckiej) z 1866 roku, ale wtedy wojna toczyła się głownie w Niemczech (choć Sadowa leży w Czechach) i o Niemcy. W sierpniu 1914 roku stało się jasne, że rozpoczynająca się Wielka Wojna, skoro będzie to również woja niemiecko-rosyjska będzie toczyć się również na ziemiach polskich i na pewno przyszłość Polski będzie w tym konflikcie jednym z politycznych problemów. Jak ważnym i jak będzie rozwiązany? Tego nikt na początku sierpnia 1914 roku nie mógł z pewnością wiedzieć. Jednak gdyby Polacy wiedzieli o łzach niemieckiego ambasadora, poczuliby wielki powiew otuchy.

 

Grzegorz Kucharczyk

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie