4 października 2013

Pani minister tańczy… na cienkiej linie

(Fot. Krystian Maj/Forum)

Opublikowana przez Ministerstwo Nauki Szkolnictwa Wyższego lista polskich uczelni pokazuje, które uczelnie w kraju są najlepsze pod względem dorobku naukowego i prac badawczych. Dla osób chcących wyciągnąć głębsze wnioski  na temat roli polskich uczelni w rozwoju gospodarczym konieczne jest jednak zestawienie kilku innych informacji, ukazujących stan, do jakiego doprowadzono polskie szkolnictwo wyższe.

 

Ten ranking ma między innymi posłużyć rządowi do uzasadnienia wielkości przyznawanej dotacji na badania statutowe i występowania o środki unijne. Do grona elity zaliczono uczelnie, którym przyznano kategorię „A+”. Mamy więc kolejny ranking i powód do świętowania, choć rzeczywistość polskich uczelni skrzeczy niczym w krajach Trzeciego Świata. Odtrąbienie sukcesu w postaci wyłonienia elity polskich uczelni wygląda na tyle żałośnie, że nawet w obliczu braku innych sukcesów resortu odpowiedzialnego za rozwój polskiej nauki, tworzenie złudzeń konkurencji jest zbędne. Weryfikacja rzeczywistości jest niestety bezlitosna..

Wesprzyj nas już teraz!

 

Odwróć tabelę, kogo widzisz na czele?

 

Od lat, trudno już nawet powiedzieć których, polskie uczelnie nie mogą nawiązać konkurencji do uniwersytetów europejskich, a tym bardziej światowych. Nie bez powodu podnoszą się lamenty, że co lepsi studenci już w czasie studiów szukają możliwości przeniesienia się na zagraniczne uczelnie. Co pewien czas opinia publiczna alarmowana jest drenażem dobrze zapowiadających się naukowo absolwentów kończących studia na kierunkach ścisłych czy np. na biotechnologii. Skoro jest więc tak dobrze, jak wynikałoby z rankingu, to dlaczego polska nauka nie ma takich osiągnięć, jakie powinny wynikać chociażby z proporcji potencjału ekonomicznego naszego kraju?

 

Brutalną prawdą są międzynarodowe rankingi wyższych uczelni, w których polskie uniwersytety plasują się gorzej niż nasza reprezentacja w piłce nożnej w rankingu FIFA. Według podawanych w prasie informacji, jest bardzo kiepsko. Upubliczniony niedawno ranking Quacquarelli Symonds World Univeristy, uwzględniający m.in. powiązania nauki z przemysłem i zastosowania badań naukowych w gospodarce, najwyżej z polskich uczelni ulokował Uniwersytet Warszawski a za nim Uniwersytet Jagielloński. Podobnie więc jak w rankingu naszego resortu odpowiedzialnego za rozwój nauki.

 

Problem jest jednak jeden – nasze najlepsze uczelnie zajmują w przytoczonym tu światowym zestawieniu dopiero 338. (UW) i 376. (UJ) miejsca! Czy to powód do dumy dla pani minister?

 

Miliardowe inwestycje, a co za nimi?

 

Co jednak jest nie w porządku, skoro nawet najlepsze polskie uczelnie nie mają szans wejścia do pierwszej setki? Powstaje pytanie „Jak przekuć  dotacje unijne na inwestycje w sukces całego kraju?”, gdyż groźba nowych budynków, laboratoriów i sal dydaktycznych,ziejących pustką, jest coraz realniejsza. Proporcja nakładów na badania i rozwój (B+R) w budżecie państwa jest niewspółmiernie mała w porównaniu do wagi, jaką przykładają do tych wydatkówinne kraje europejskie. Nie tylko rozwiniętego Zachodu, ale także nasi sąsiedzi z południa czy Węgrzy i Słoweńcy. Nic więc dziwnego, że inny ranking, robiony na potrzeby prowadzenia polityki Unii Europejskiej, obnażył także mierną konkurencyjność polskich województw w porównaniu do innych regionów europejskich. (Najwyżej notowany polski region, czyli Mazowsze, zajął w Europie 147 pozycję, Śląsk 175, a Małopolska 184 miejsce.).

 

Błąd tkwi bowiem w systemie, który uregulować i zmienić można tylko na poziomie decyzji rządowych i legislacyjnych, przypisanych do kompetencji Sejmu i Senatu. To co na świecie jest promowane i zalecane, u nas nadal traktowane jest z co najmniej dużą rezerwą. Powiązanie badań naukowych z ich zastosowaniem w praktyce, szczególnie we wdrożeniach do produkcji powinno być priorytetem. Inaczej nasze uczelnie będą pracowały jak orkiestra grająca – choćby najlepszy – koncert do pustej sali. Co gorsza, oczekując honorariów za występ, na który nie sprzedano biletów. Niejasne zapisy prawa są dobrym straszakiem dla chcących podjąć się realizacji projektów w Partnerstwie Publiczno – Prywatnym, a każdy kontakt z biznesem komentowany jest jak działanie korupcjogenne.

 

Groźba utrwalenia schematu rozmijania się nakładów na wydatki inwestycyjne dla uczelni z brakiem finansowania bieżącej pracy naukowo – badawczej (także z źródeł prywatnych) jest tym groźniejsza, że na budowę nowych obiektów, modernizację starych i ich wyposażanie wydano w ostatnich latach miliardy złotych. W najbliższych latach polskie uczelnie mają otrzymać jeszcze 12 miliardów złotych na naukę i kulturę. Powstałe obiekty są już w wielu przypadkach światowej klasy, ale trzeba je jeszcze wypełnić równoważnym poziomem finansowania rozwoju badań. Tego nie zastąpi zajmowanie się nadawaniu tytułów i dyplomów.

 

Jak na Titanicu

 

Pisząc krótko – jest światowo, a nie jakoś tam zaściankowo i ciemnogrodzko. Szkoda tylko, że w konkurencji międzynarodowej nie widać już efektów tego zadęcia, a tylko blade oblicze nauki, dla której rząd nie ma konkretnej propozycji i życiowych rozwiązań. Jak już przyznawać tytuły i statusy, to najlepiej, żeby chociaż ich nazwy brzmiały niepolsko. Zawsze to jakoś wygląda, jak w gabinetach zawisną tytuły przypominające angielski czy inny „elitarny” język. Stąd zapewne pomysł na nadawanie przez MNiSzW statusu KNOW, który w rozwinięciu skrótu oznacza Krajowe Naukowe Ośrodki Wiodące. Wymowa skrótu angielskobrzmiąca, rozwinięcie polskie jak z dokumentów unijnych, ale skrót dla osób z podstawową znajomością języka Szekspira jest czytelny: KNOW, czyli „wiem”. Brzmi dumnie.

 

Sam ranking uczelni do złudzenia przypomina skalę ratingu według jednej z międzynarodowych agencji (Standard&Poor’s), która długookresowe poziomy określa literami (np. poziomy inwestycyjne to AAA, AA, A, BBB, niższe to poziomy spekulacyjne). Trzeba przyznać, że oryginalności w klasyfikacji przyjętej przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego do stworzenia listy polskich uczelni nie ma za wiele. Można jeszcze poszukać innych, o podobnie snobistycznym wydźwięku terminów czy zapożyczeń, jakie opanowały język rządowych elit, z dystansem odsuwających się od polskości i popisujących brakiem własnych rozwiązań.Za to w uroczystych galach i bankietach jesteśmy światowi – dla lepszego zrozumienia – the best. Taniec oderwanych od rzeczywistości „światowców” coraz bardziej przypomina tańczących na Titanicu. Partię solo na cienkiej linie tańczy w tym gronie teraz sama pani minister. Niestety, upadek będzie bolesny dla nas wszystkich, którzy stracimy kolejne lata na biegu jałowym dla polskiej nauki, a więc dla całego kraju, tracącego dystans do czołówki.

 

Piotr Koźmian

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie