2 stycznia 2019

Ojciec „Władcy Pierścieni” orędownikiem katolickiej kontrrewolucji

(mat. filmowe)

Powszechnie wiadomo, że twórcę m.in. Hobbita czy Władcy Pierścieni cechowała gorliwa wiara, która wręcz emanowała z kart jego powieści. Mało kto jednak wie, że osobę Johna Ronalda Reuela Tolkiena dzisiaj zapewne odebrano by jako klasycznego przedstawiciela „Kościoła walczącego”. Brytyjski pisarz bowiem zakochany był w Tradycji i Doktrynie Kościoła, przestrzegał przed zagrożeniami aggiornamento i fałszywie pojmowanym ekumenizmem, toczył niekończące się dyskusje z protestantami, a u swoich dzieci starał się zaszczepić przede wszystkim miłość do Najświętszego Sakramentu. Czego jeszcze nie wiesz o twórcy najpopularniejszego świata fantasy w historii?

 

Boże narzędzie

Wesprzyj nas już teraz!

Tolkien uczęszczając do Szkoły Króla Edwarda w Birmingham, wraz z trzema przyjaciółmi założył „Tea Club and Barrovian Society” (T.C.B.S) – na wpół legalne stowarzyszenie o charakterze samokształceniowym, gdzie wspólnie rozwijano swoje zainteresowania dotyczące poezji, historii, legend, wiary czy języka. Członkowie klubu utrzymywali stały kontakt nawet w momencie rozstania na czas studiów, aż do czasu rozpoczęcia I wojny światowej, gdzie wszyscy czterej postanowili służyć w brytyjskiej armii. Nieustanną pracę nad sobą i rozwijanie zainteresowań postrzegali w charakterze działań jako Boże narzędzia. „Wielkość, którą miałem na myśli, to wielkość wielkiego narzędzia w rękach Boga – wielkość kogoś, kto porusza innych, robi coś, nawet osiąga wielkie rzeczy a przynajmniej je rozpoczyna (…)  T.C.B.S. Zostało obdarzone jakąś iskrą – z pewnością jako wspólnota, jeśli nie każdy indywidualnie – i że przeznaczeniem T.C.B.S. Było świadczenie o Bogu i Prawdzie  w nawet bardziej bezpośredni sposób niż przez fakt oddania życia kilku jego członków w tej wojnie” – czytamy w wojennych zapiskach przyszłego profesora filologii. Niestety, te słowa okazały się prorocze – Tolkien na wojnie stracił wszystkich najbliższych przyjaciół. Od tego momentu musiał nieść przesłanie T.C.B.S w pojedynkę.

 

O relacjach damsko-męskich słów kilka

Brytyjski pisarz niestrudzenie bronił instytucji małżeństwa i katolickiej nauki dotyczącej seksualności. Jego zdaniem, było to najlepsze narzędzie dla okiełznania ludzkich namiętności. Śluby jak i rozwody państwowe uważał za aberrację i jawną kpinę z Bożego Prawa dotyczącego zawieranego Sakramentu. „Olbrzymie rozprzestrzenienie i ułatwienie rozwodu (…) przyniosło wielkie społeczne szkody. Powstała sytuacja, w której ludzie (…) nie tylko prawnie nie są powstrzymywani przed niestałością, ale przez prawo i społeczny obyczaj są do tego zachęcani. Nie muszę chyba dodawać, że w ten sposób mamy do czynienia z sytuacją, w której nieznośnie trudno jest wychować chrześcijańskiego młodzieńca w chrześcijańskiej moralności seksualnej” – zwracał się w liście do swojego przyjaciela C.S. Lewisa, autora popularnych „Opowieści z Narnii”.

 

W tym samym liście dzielił się ważeniami z uroczystości ślubnej: „młoda para pobrała się dwa razy. Zawarto ślub przed świadkiem ze strony Kościoła. (…) po czym ponownie zawarła ślub przed świadkiem ze strony Państwa (…) miałem wrażenie, że jest to pokrętne działanie – a także idiotyczne – ponieważ pierwszy zestaw formułek zawierał w sobie ten drugi (…) Państwo mówiło przez implikację: nie uznaje istnienia waszego Kościoła, może i złożyliście sobie jakieś przysięgi (…) ale to głupota, osobiste tabu, ciężar jaki sami sobie nakładacie: obywatelom tak naprawdę wystarczy ograniczony i nietrwały kontakt”. 

 

Tolkien, podobnie jak Plinio Correa de Oliveira, pierwszych oznak upadku obyczajów dostrzegał w późnym średniowieczu, kiedy rycerstwo, zamiast dążenia do budowania „Chwały Królestwa Bożego” zaczęło zwracać się w kierunku ludzkich namiętności. „Jej [tej zmiany] istotą nie był Bóg, lecz wymyślone Bóstwa: Miłość i Pani” – pisał. Ten sentymentalizm, mimo że wyrosły na etyce katolickiej, coraz bardziej oddalał ówczesną elitę od jej istoty, jakim był zwrot w kierunku Boga. Dlatego w najpiękniejszych historiach miłosnych tolkienowskiego świata, bohaterowie nie traktują wzajemnej miłości jako ostatecznego celu swoich działań. Przykładowo Aragorn pragnie poślubić miłość swojego życia – Arwenę jedynie w momencie wypełnienia swojego przeznaczenia jakim było pokonanie władcy ciemności Saurona i objęcie tronu Gondoru.

 

Tolkien poprzez doświadczenia swojego ciężkiego życia, doskonale znał wartość cierpienia. Także tego obecnego w małżeństwie. Co więcej, wskazywał na jego oczyszczający i uświęcający charakter. W liście do swojego syna, Michaela pisał: „istotą upadłego świata jest to, że tego co najlepsze, nie można osiągnąć dzięki swobodnemu zażywaniu przyjemności czy też przez tak zwaną samorealizację (…) lecz przez wyrzeczenia, przez cierpienie. Wierność w chrześcijańskim małżeństwie pociąga za sobą wielkie umartwienie ciała (…) Małżeństwo może pomóc uświęcić i ukierunkować na właściwy obiekt jego pragnienia seksualne; jego łaska może mu pomóc w zmaganiach, lecz zmagania pozostają. Żaden mężczyzna, choćby najszczerzej kochał swoją narzeczoną i pannę młodą w młodości, nie jest jej wierny jako żonie myślą lub ciałem bez świadomego udziału woli, bez samozaparcia”.

 

Tam znajdziesz honor, miłość i Śmierć.

Szczególną miłością oksfordzki profesor darzył Najświętszy Sakrament. Na Jego adoracji spędzał całe godziny, a miłość do tego nabożeństwa pragnął przekazać także swoim dzieciom. „Z mroku mojego życia, tak bardzo zawiłego, stawiam przed Tobą jedną wielką rzecz, którą trzeba kochać na ziemi: Najświętszy Sakrament (…). Tam znajdziesz romantyzm, chwałę, honor, wierność, prawdziwą ścieżkę wszystkich swoich miłości na świecie i coś więcej: Śmierć; dzięki boskiemu paradoksowi tę, która kończy życie i żąda oddania wszystkiego, a jednak dzięki smakowi (lub przedsmakowi) której można utrzymać to, czego poszukujesz w ziemskich związkach (miłość, wierność, radość) lub nadać im ten charakter rzeczywistości, wiecznej trwałości, której każdy człowiek pragnie z głębi duszy” – radził jednemu ze swoich synów.

 

Komunia dla Tolkiena była Sakramentem wyjątkowym. Postrzegał ją także jako najlepszą receptę na kryzys wiary, wywołany zarówno przez coraz większą sekularyzację świata jak i na skutek zgorszenia ze strony duchownych. „W ostatecznym rozrachunku wiara jest aktem woli napędzanym miłością. Naszą miłość może ochłodzić, a wolę nadszarpnąć widok wad, szaleństwa, a nawet grzechów Kościoła i jego duchownych, ale nie sądzę aby ktoś, kto raz zyskał wiarę, porzucał ją z tych powodów (…) Jedyny lekiem na słabnącą wiarę jest Komunia. Choć niezmiennie jest samym sobą, doskonałym, pełnym i nietkniętym, Przenajświętszy Sakrament nie działa całkowicie i raz na zawsze na każdego z nas. Podobnie akt Wiary musi być ciągły i wzrastać przez praktykowanie. Częstość przynosi najlepsze efekty”.

 

Eukatastrofa. Nadzieja kontrrewolucjonisty

Obserwując gwałtowne i negatywne zmiany jakie dokonują się w podejściu do wiary, w twórcy Władcy Pierścieni stopniowo narastało przeświadczenie o nieuchronnym zbliżaniu się obecnego świata do tragicznego końca. Paradoksalnie, z obserwacji tego procesu czerpał nadzieję na jego pomyślne zakończenie. Utwierdzony w niezachwianym przeświadczeniu o ostatecznym zwycięstwie Chrystusa, ufał, że Bóg posługuje się złem, które w ostatecznym Planie Zbawienia przysłuży się jeszcze większemu dobru.

 

Najlepszym przykładem dla takiego myślenia, jest historia Golluma i Froda. Hobbit w ostatnim momencie, tuż przed wrzuceniem symbolu zła – Pierścienia – w płomienie Góry Przeznaczenia, daje się omamić zgubnemu artefaktowi. Nawet Frodo, osoba najbardziej odporna na jego wpływ, w końcu zostaje zawładnięta przez osobowe zło. W tym momencie zjawia się Gollum. Istota, która z moralnej perspektywy wielokrotnie zasłużyła na śmierć, a którą w swoim miłosierdziu, wbrew logice oszczędził Frodo, paradoksalnie ratuje świat. Gollum bowiem, opętany chęcią odzyskania Pierścienia, rzuca się na hobbita, zabiera mu lśniący przedmiot i w szaleńczym tańcu potyka się, spadając w płomienie. Wszelkie zło jakie rozegrało się w trakcie tej historii na samym końcu okazuje się kluczowe w zwycięstwie Dobra, lecz tylko w następstwie aktu miłosierdzia jakim było oszczędzenie zbrodniarza (i to kilkukrotne). 

 

Moment ostatecznego zwycięstwa, dokonującego się w najmniej spodziewanym momencie, wbrew wszelkim przewidywaniom Tolkien nazwał eukatastrofą. Jego zdaniem, do istoty wszelkich baśni powinno należeć budowanie w człowieku poczucia nadziei na dobre zakończenie. Nadziei, która umocniona jest wiarą w zapewnienie pochodzące wprost z ust Chrystusa.

 

Najwspanialszą eukatastrofą w dziejach określił Zmartwychwstanie. „Ukułem termin eukatastrofa – nagły, szczęśliwy zwrot akcji w opowieści, który przeszywa radością sprowadzającą łzy (…) stanowi nagły przebłysk Prawdy i cała natura człowieka, spętana materialnym łańcuchem przyczyn i skutków , łańcuchem śmierci, odczuwa nagłą ulgę (…) Zmartwychwstanie było najlepszą możliwą eukatastrofą i wzbudza ono najważniejsze uczucie: chrześcijańską radość wywołującą łzy, ponieważ jest ona w swej istocie tak podobna do smutku, jako że pochodzi z miejsc, gdzie radość i smutek stanowią jedno, pogodzone ze sobą tak jak samolubstwo i altruizm giną w Miłości”.

 

Ta nadzieja nie zwalniała jednak z podejmowania trudów walki z grzechem. Zdaniem Tolkiena, człowiek powinien dołożyć wszelkich starań by nie dać się omamić złu, powinien cały czas powstawać i kontynuować swoje pielgrzymowanie. Tylko wtedy może liczyć na ostateczne zwycięstwo, wiedząc, że „zło trudzi się – z wielką mocą i nieustannym sukcesem – na próżno: zawsze jedynie przygotowuje glebę dla niespodziewanego dobra”.

 

Antymodernista

Brytyjski pisarz bardzo mocno przeżył zmiany jakie przeszedł Kościół lat 60′ XX w. Próby podważenia nauki o małżeństwie, akceptacja antykoncepcji przez część hierarchów oraz pozostałe modernistyczne tendencje , które papież Paweł VI określił mianem „swądu szatana” – to wszystko było przedmiotem trwogi będącego już w podeszłym wieku profesora. „Tendencje w Kościele są…poważne, szczególnie dla tych, którzy przywykli znajdować w nim pociechę i pax w czasach ziemskich kłopotów, a nie kolejną arenę zmagań i zmian (…) dość dobrze wiem, że dla Ciebie, tak samo jak dla mnie, Kościół który niegdyś był schronieniem, teraz często staje się pułapką. Nie ma dokąd pójść! (…) Myślę, że zostało nam tylko modlić się za Kościół, za Chrystusowego wikariusza, praktykować cnotę lojalności, która dopiero wtedy staje się cnotą, kiedy człowiek znajduje się pod presją żeby ją porzucić” – pisał do syna w liście z 1968 r., kiedy ogłoszono encyklikę „Humanae Vitae” – potwierdzającą (ku wściekłości modernistów) dotychczasową naukę o małżeństwie i rodzinie.

 

Tolkien przestrzegał przed poważnymi zagrożeniami aggiornamento – „uaktualnienia”, a także niewłaściwie pojmowanej ekumeniczności. „nieustannie modlimy się o chrześcijańskie zjednoczenie, ale jeśli się zastanowić to doprawdy trudno przewidzieć, w jaki sposób mogłoby się to zacząć urzeczywistniać inaczej niż dotychczas, ze wszystkimi tymi drobnymi absurdami (…) Tak często jest się poklepywanym po plecach jako przedstawiciel Kościoła, który uznał błędność swych posunięć, porzucił arogancję, wyniosłość i separatyzm. Jednak nie spotkałem jeszcze ani jednego protestanta, który w jakikolwiek sposób okazałby, że uświadamia sobie powody takiej postawy”.

 

Katolicy w Wielkiej Brytanii przez wieki doznawali wielu prześladowań od wspólnoty anglikańskiej. Tolkien użył nawet określenia, że „rzymskim katolikom stawia się przeszkody, których nie stawia się nawet Żydom”. „Jako człowiekowi, na dzieciństwo którego padł cień prześladowań, ciężko mi się z tym pogodzić. Lecz miłosierdzie musi przykryć mnogość grzechów! Istnieją niebezpieczeństwa (to oczywiste), ale Kościół wojujący nie może pozwolić sobie na zamknięcie wszystkich swoich żołnierzy w fortecy. Miało to równie złe skutki niż na Linii Maginota” – tłumaczył.

 

Jedyna Prawdziwa Wiara

Autor Hobbita nie stronił od dyskusji z protestantami (najczęściej przedstawicielami Kościoła anglikańskiego). Szczególnie obszerne rozmowy prowadził ze swoim przyjacielem, również oksfordzkim profesorem, C.S. Lewisem – autorem popularnej serii „Opowieści z Narnii”. Na jego przykładzie wskazał na – w jego opinii – stale obecną w anglikańskim kościele nienawiść do Kościoła i wszystkiego co katolickie. „W sumie jednak jedynym ostatecznym fundamentem Kościoła anglikańskiego jest nienawiść do naszego Kościoła”, a o swoim przyjacielu mówił „jeżeli jakiś luteranin ląduje w więzieniu – chwyta za broń, ale gdy morduje się katolickich księży – nie wierzy w to”. C.S. Lewis bowiem nie dawał wiary, że hiszpańscy komuniści podczas wojny domowej masowo mordowali osoby duchowne i bezcześcili kościoły. Dla Tolkiena było to o tyle dziwne, że jego przyjaciel zazwyczaj nie wierzył w ani jedno słowo czerwonej propagandy.

 

Tolkien wielokrotnie przytaczał dlaczego – w jego opinii – jedyną prawdziwą wiarą można określić jedynie rzymski katolicyzm. Wskazywał przede wszystkim na zachowanie przez Kościół Depozytu Wiary i prymatu piotrowego: „nie pozostawia wiele wątpliwości, który z Kościołów (jeśli chrześcijaństwo jest prawdziwe) to Kościół Prawdziwy, umierająca, lecz żywa, przekupna, lecz święta, samoreformująca się i powtórnie powstająca świątynia Ducha”.

 

Oksfordzki profesor przeciwny był – obecnym także wśród katolików – tendencjom mającym znamiona „herezji archeologizmu”. Zachęcały one do powrotu do „prymitywnego chrześcijaństwa”, nawiązującego do czasów Apostołów, cechującego się prostotą i odrzucającego większą część wyrosłej przez wieki Tradycji. Zdaniem Tolkiena, taki powrót – będący przejawem ignorancji – jest niemożliwy, a „prymitywność nie stanowi gwarancji wartości”. Porównywał współczesny Kościół do rozwiniętego drzewa, którego owoce znajdują się w koronie. Dojrzała roślina przecież nie może wrócić do stadium „ziarna gorczycy”.

 

Na dorobek Tolkiena składają się dzieła ponadczasowe. Zawarte w nich przesłanie, bazujące bezpośrednio na wartościach wynikających z gorliwej wiary autora fascynuje i inspiruje kolejne pokolenia czytelników. Każdy kto choć raz się z nimi spotkał, nie może oprzeć się wrażeniu, że znajduje się w nich „coś więcej”. Nie bez podstaw są także próby starania się o beatyfikację angielskiego pisarza. Nie wiadomo jednak, czy w dzisiejszym Kościele jest miejsce dla prawdziwego, bezkompromisowego wojownika, który za pomocą swoich powieści siał ziarno tęsknoty za Rajem, rozpalał iskrę do walki o Prawdę oraz przekonywał, że – mimo wszystko – na końcu zawsze zwycięża Dobro.

 

Piotr Relich   

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie