8 lutego 2018

Ogłupiający „New York Times” o potrzebie nierodzenia dzieci. Powód: „zmiany klimatyczne”

Co się dzieje z niby prestiżowym lewicowym „The New York Timesem?” 5 lutego dziennik opublikował skrajnie ogłupiający i propagandowy artykuł Maggie Astor zatytułowany „No children because of climate change? Some people are considering it” (Brak dzieci z powodu zmian klimatycznych? Niektórzy to rozważają).

 

„The New York Times”, podobnie jak inna wpływowa gazeta amerykańska „The Washington Post” propagują fałszywe teorie, by uzasadniać programy ograniczenia liczby ludności na świecie.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Obie gazety ściśle współpracują ze Światowym Forum Ekonomicznym, lansującym idee tzw. zrównoważonego rozwoju. Jednym z założeń tej globalnej koncepcji rozwoju jest upowszechnianie nowej „etyki”, uzasadniającej konieczność ograniczenia przyrostu naturalnego poprzez dobrowolną (bez przymusu jak w Chinach komunistycznych) decyzję podjętą w związku ze sztucznie kreowanymi zagrożeniami planetarnymi.

 

Astor przekonuje, że co raz więcej osób – zarówno o poglądach lewicowych, jak i prawicowych, różnych wyznań – zastanawia się na poważne, czy warto mieć dzieci ze względu na rzekome ocieplenie klimatu.

 

„Nie jest to łatwy czas, by ludzie byli pełni nadziei w sytuacji, gdy skutki globalnego ocieplenia nie są już teoretyczne, prognozy są coraz bardziej dotkliwe, a działania rządowe opóźniają się” – pisze autorka obszernego tekstu w „NYT”. I dalej: „I choć niewiele, jeśli w ogóle, badań zrobiono na temat tego, jak dużą rolę odgrywają zmiany klimatu w decyzjach o rodzicielstwie, to na podstawie wywiadów przeprowadzonych z więcej niż tuzinem ludzi w wieku od 18 do 43 lat, wydaje się, że ogromne”.

 

Astor cytuje wypowiedzi osób, które zawsze myślały, że ​​będą mieć dzieci, ale w obecnej sytuacji, gdy niepewna jest przyszłość planety, czują, że muszą całkowicie zrezygnować z ich posiadania albo – zaadoptować co najwyżej jedno dziecko.   

 

Kobieta z Ohio, która urodziła swoje pierwsze dziecko po nieplanowanej ciąży stwierdziła, że nie zdecyduje się na drugie ze względu na katastrofę środowiskową, która nam zagraża.

 

Astor wskazuje, że wiele osób zaczyna zadawać sobie „bolesne pytania etyczne”, z którymi poprzednie pokolenia nie musiały się konfrontować. Pisze, że niektórzy martwią się „jakością życia”, jaką ewentualnie miałyby ich pociechy w przyszłości, gdy nastąpi jakaś straszna powódź, gdy będą szaleć pożary i panować ekstremalne warunki pogodowe. Inni zdają sobie sprawę, że posiadanie dziecka jest jednym z najbardziej kosztownych działań, jakie mogą podjąć dla … dobra środowiska.

 

Autorka tekstu przypomina, że odsetek urodzeń w Stanach Zjednoczonych, spada od 10 lat i osiągnął najniższy poziom w 2016 r. Jednym z głównych czynników niskiego przyrostu był brak bezpieczeństwa ekonomicznego, ale – jak przekonuje – nawet, gdy sytuacja gospodarcza zaczyna się poprawiać, rodzi się mniej dzieci. „Dyskusje na temat roli zmian klimatu nasilają się” – wyjaśnia.

 

„Kiedy po raz pierwszy rozpoczynaliśmy ten projekt, nie znałam nikogo, kto by mówił w ten sposób o tym” – Astor przytacza wypowiedź Meghan Kallman, współzałożycielki organizacji Conceivable Future, która propaguje idee, jakoby trzeba było zrezygnować z rodzenia dzieci, lub ograniczyć ich liczbę, by nie szkodzić środowisku. Kallman wskazuje, że wiele się zmieniło w ciągu ostatniego czasu i coraz więcej ludzi bierze pod uwagę kwestię rzekomego ocieplenia klimatu, podejmując decyzję o tym, czy mieć, czy też nie dzieci. „Mówienie o tym nie jest już takim  tabu” – dodała.

 

Autorka tekstu w „NYT” przytoczyła także słowa ekolog, która stwierdziła, że skoro rząd w USA nie prowadzi właściwej polityki klimatycznej – mimo alarmujących prognoz naukowców – by „ustabilizować społeczeństwo”, to same kobiety muszą zbuntować się i nie rodzić dzieci, by nie żyły one w jakimś postapokaliptycznym świecie „Mad Maxa”.

 

Rozmówcy Astor ubolewali z powodu rzekomego „przeludnienia” i zanieczyszczenia środowiska, smogu itp. Wszyscy wskazywali, że rodzenie dzieci nie jest dobre dla środowiska, że należy ten pomysł odrzucić, ewentualnie mieć co najwyżej jedną pociechę. Mówili, że ludzi trzeba „uświadamiać” na temat „zagrożenia”, jakim jest rodzenie dzieci w dobie, gdy należy podjąć zdecydowaną walkę ze „zmianami klimatycznymi”.

 

Sara Jackson Shumate, która pracuje w Metropolitan State University w Denver przekonywała, że nawet posiadanie większego domu i dojeżdżanie do pracy samochodem jest nieodpowiedzialne i nieetyczne. Dlatego postanowiła mieć tylko jedno dziecko, by nie zmieniać obecnego lokum i nie szkodzić środowisku. „Ludzie, którzy nie chcą mieć dzieci, są przyzwyczajeni do tego, że nazywani są samolubnymi. Jednak wielu z nich postrzega swoją decyzję jako ofiarę” – pisze Astor. I dalej: „Ta postawa wydaje się szczególnie powszechna wśród osób, które doświadczyły skutków zmian klimatycznych z pierwszej ręki”. W tekście nie zabrakło ostrzeżeń przed falą uchodźców klimatycznych i katastroficznych wizji świata, a także wezwań do zdecydowanych działań polityków w celu walki ze „zmianami klimatycznymi”.

 

Walka ze zmianami klimatycznymi to część większego programu zrównoważonego rozwoju (Agenda 2030). Jego istotą jest ograniczenie liczby ludności na świecie, które realizuje się pod pretekstem walki z ubóstwem. Poza propagowaniem „praw reprodukcyjnych i seksualnych”, ośrodki akademickie wypracowują rozwiązania, które za pomocą „kija i marchewki” mają skłonić kobiety do rezygnacji z macierzyństwa lub ograniczenia liczby rodzących się dzieci. Naukowcy renomowanych uczelni – szukając uzasadnienia dla programów depopulacyjnych – proponują projekty „inżynierii populacyjnej”, czy „hodowli ludzkiej”.

 

Bioetyk S. Matthew Liao, profesor wykładający na nowojorskim uniwersytecie, absolwent Oksfordu i Princeton University, pełniący eksponowane stanowiska w wyższych szkołach medycznych, redaktor czasopisma „Global Public Health” proponuje stosowanie przez rządy daleko idącej „inżynierii populacyjnej”. W opracowaniu pt. „Engineer Humans  To stop climate change” (Inżynieria ludzka, by zatrzymać zmiany klimatu) mówi wprost o potrzebie „hodowli rasy ludzkiej”, która ma doprowadzić do rodzenia się dzieci niższych o 15 cm i lżejszych co najmniej o 15 kg, by zużywały mniej energii i produkowały mniej dwutlenku węgla (sic!)

 

Zaproponował „indukowanie alergenów do mięsa” (manipulowanie białkami BSA i alfa-ga), aby „pomóc” ludziom zmniejszyć jego spożycie. Po prostu osoba uczulona musiałaby radykalnie zrezygnować z jedzenia produktów pochodzenia zwierzęcego, bo inaczej groziłoby to jej śmiercią spowodowaną np.  wstrząsem anafilaktycznym. Sugeruje wreszcie podawanie ludziom hormonów oksytocyny i seratoniny oraz zmniejszanie ilości testosteronu. Lio tłumaczył, że manipulacja tymi hormonami sprawi, iż radykalnie zmieni się zachowanie ludzi. Będą bardziej „ugodowi”.

 

W 2016 r. w czasopiśmie „Social Theory and Practice” ukazał się artykuł bioetyka z Johns Hopkins University i dwóch filozofów z Georgetown Uniwersity: Colina Hickey’a, Jake’a Earla oraz Travis Riedera. Uznali oni, że co prawda dzisiaj nie można stosować polityki przymusu jak w Chinach czy Salwadorze, ale rządy mogą, a nawet „muszą zachęcać” do tworzenia małych rodzin w celu zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych, które rzekomo mają wpływ na zmiany klimatyczne.

 

Pisali, że „Prokreacja jest niebezpieczna, ponieważ produkuje więcej ludzi, którzy generują więcej gazów cieplarnianych”. Proponują więc „marchewkę” dla biednych i „kij” dla bogatych. Kobiety i mężczyźni w krajach biednych – tak jak to się obecnie czyni w Indiach – powinni być „zachęcani” do sterylizacji np. poprzez oferowanie im pomocy finansowej lub sprzętu AGD (telewizor, radioodbiornik itp.). W mediach, za pośrednictwem szeroko pojętej kultury winno się promować antykoncepcję i sterylizację, zniechęcając do posiadania rodziny w ogóle.

 

W przypadku zamożnych osób, które chciałyby mieć więcej dzieci, postuluje się wprowadzenie wyższego opodatkowania, droższe artykuły dziecięce, likwidacji ulg jak w Indiach i Singapurze, likwidacji urlopu macierzyńskiego po drugim dziecku itp. Przekonują oni, że zmniejszenie liczby dzieci jest łatwiejsze niż rezygnacja z pewnego standardu życia. „W wielu przypadkach łatwiej będzie zmniejszyć reprodukcję i przez to obniżyć emisję gazów cieplarnianych, niż zmniejszyć konsumpcję” – można przeczytać.

 

Agnieszka Stelmach

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 724 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram