22 lutego 2016

Lech Wałęsa o Czesławie Kiszczaku: „To zemsta”. Nowe rewelacje byłego prezydenta

(fot. Kacper Pempel / Reuters / Forum)

Dla czytelników szukających kolejnych wieści na temat ujawnionych teczek dotyczących TW „Bolka”, najnowszy wywiad z Lechem Wałęsa jest wyjątkowo obfitym źródłem kuriozalnych opowieści i wymówek. Były prezydent twierdzi, że SB nie podrabiało papierów, a on sam stanowi pod tym względem… jedyny wyjątek. „Ja robię na żywca” – tłumaczył się, zapytany przez dziennikarzy, dlaczego przekazuje sprzeczne komunikaty na swój temat.

 

Lech Wałęsa udzielił w poniedziałek ze Stanów Zjednoczonych wywiadu, w którym obszernie odnosi się do ujawnienia akt SB na jego temat przechowywanych przez Czesława Kiszczaka, próbując w charakterystyczny sposób tłumaczyć działania generała. – Zemsta. Typowa. Ja mu szczególnie przeszkodziłem, on miał być premierem (…). Oprócz tej walki normalnej, którą mieliśmy, to jeszcze go zrzuciłem z premiera. Przegrał osobiście ze mną i przegrał komunizm – przekonywał były prezydent.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Prawdopodobnie wymyślił tę koncepcję z tymi papierami, że na koniec ludzie uwierzą, że umierający dobrze zrobił, uczciwie, że w to należy uwierzyć. A więc ohydny gest wykonał. Ja teraz apeluję do tych jego sojuszników; widzicie, jak postąpił z wami (…). Wykonał pocałunek śmierci. (…). Wydawało mi się, że miał trochę honoru, a z tego widać, że łajdak – dodał.

 

Wałęsa został zapytany, co sądzi o ujawnionych teczkach. – Ja nic nie sądzę. Mnie tylko martwi jedna rzecz, że w większości mi ludzie nie uwierzyli, uwierzyli bezpiece. A pierwszy dokument, od razu wpadka – przyjrzyjcie się temu dokumentowi – stwierdził, tłumacząc, iż nie przejrzał wszystkich dokumentów, tylko na podstawie dat i kwot zawartych w pierwszym dokumencie uznał, iż jest to „ewidentne oszustwo”.

 

No tak, za taką ofiarę, którą poniosłem, za takie zwycięstwo, jakie odniosłem, taka zapłata. To nie jest przyjemne. No, ale trzeba płacić w życiu – żalił się.

 

Noblista powtórzył, iż „nigdy nie został złamany” przez SB. – Ze mną rozmawiano jako z szefem strajku. Ja nie byłem jakimś tam elektrykiem sobie. Tylko dodatkowo byłem przywódcą tamtego czasu. Rozegrałem to jak potrafiłem. Rozegrałem to naprawdę dobrze, a jednocześnie zadanie moje było wtedy: rozpoznać przeciwnika, dlaczego tam tacy są ludzie, czym oni się kierują. I stąd w pewnym momencie powiedziałem, że tam nie wszyscy byli zdrajcami, bo ja ich rozpracowałem – deklarował.

 

W charakterystyczny sposób Lech Wałęsa próbował wytłumaczyć oskarżenia o współpracę kierowane przez jego kolegów z „Solidarności”. – Otóż już pierwszego dnia wycofywałem policję i nas, żeby nie dochodziło do bijatyk i tym sposobem znalazłem się w komendzie na Świerczewskiego w Gdańsku. Od razu przeprowadziłem negocjacje z komendantem (…) o wypuszczenie więźniów. Komendant się zgodził na wypuszczenie i ja ogłosiłem to przez okno z komendy. Tylko on nie zdążył wydać rozkazu, by policja – milicja wtedy – żeby nas nie okrążała. Ludzie zorientowali się, że ja tu rozmowy toczę, a milicja okrąża całe to zgromadzenie. I stąd poleciały krzyki: zdrajca itd. Koniec, nie udało mi się – opowiadał.

 

Jeszcze bardziej osobliwe wytłumaczenie legenda „Solidarności” znalazła dla rzekomego podrabiania przez SB jego donosów. – Tam się znaleźli ludzie, którzy się po pierwsze nie znają na tym, nie mają pojęcia o walce. (…). Tu jeszcze jest taki łagodzący problem. Otóż właściwie bezpieka nie robiła podróbek, to jedyny przypadek – mój (…), że rzeczywiście mi podrabiali dokumenty. Zresztą się przyznali, przyznali się w wygodnej koncepcji. Ale przyznali i tam są nazwiska, stopnie – mówił.

 

Tylko, że znów drugi błąd popełnili w tych papierach, że ja połowę tych ludzi – jak oni tak piszą, że ja na nich kablowałem – w ogóle w życiu nie widziałem. Ja nie znam tych nazwisk. A więc znów pozbierali jakichś Bolków, naładowali to wszystko w jeden worek i myślą, że to im się uda. Pewno, jak bym nie żył, to może by tam ludzie uwierzyli, ale żyję, no to udowodnię – dodał z przekonaniem.

 

Wymiaru humorystycznego nabrała opowiedziana przez Wałęsę historia mająca tłumaczyć wysokie rachunki za alkohol i papierosy, jakie pozostały po okresie jego internowania. – Podpisałem w koncepcji ratowania. Zacznijcie może od czegoś innego, od tych alkoholów, które mi dopisano, że ja wypiłem. Ani jednej butelki wódki nie wypiłem – kolorowej, ani białej, ani jednego piwa nie wypiłem. No, ale przychodzili do mnie – ja się dziwiłem – panie mam tam jakieś rodzinne te, czy mogę wziąć na pana konto. No bierz, no co to, ja się nie boję, nie. I oni nabrali dość dużo (…). Wziąłem na siebie, bo chciałem pomóc ludziom i ja za to płacę. Jak masz miękkie serce, to musisz mieć twarde siedzenie i podobnie tutaj było. Facet naprawdę z płaczem przyszedł: zgubiłem pieniądze, a jeszcze mam kontrolę. No ratuj panie, kurcze. A ja mam miękkie serce, to uratowałem go­ – przekonywał.

 

W końcu bohater wydarzeń wokół ujawnienia akt Kiszczaka został zapytany przez dziennikarzy, dlaczego przekazuje opinii publicznej sprzeczne opinie na temat własnej działalności. – Bo ja się nie przygotowuję, ja nie kłamię, ja mówię złapany. Raz mam takie słownictwo, raz drugie, ale nie odchodzę od głównego sensu (…), ja robię na żywca – tłumaczył.

 

 

Źródło: rp.pl

FO

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 125 884 zł cel: 300 000 zł
42%
wybierz kwotę:
Wspieram