Tylko osobiste podejście do Betlejem, do żłóbka, do Jezusa i Jego Matki otwiera perspektywę religijną, która będzie mogła nie tylko trwać, ale potem jeszcze pogłębiać się pośród codziennych doświadczeń – mówi dla PCh24.pl ks. dr hab. Janusz Królikowski, profesor UPJPII, wykładowca teologii dogmatycznej.
Istnieje spora różnica między przeżywaniem świąt Bożego Narodzenia a Wielkanocy. Pierwsze z nich zazwyczaj mają charakter bardziej rodzinny, niekiedy także komercyjny. Tymczasem Triduum Paschalne już na pierwszy rzut oka niesie mnóstwo możliwości rozwinięcia swojej wiary i pobożności. Dlaczego może zdawać się, że święta Narodzenia Pańskiego są mniej mistyczne, podniosłe, a bardziej rodzinne i swojskie?
Wesprzyj nas już teraz!
Rożne wydarzenia z życia Chrystusa i różne tajemnice wiary, które w nich się objawiają, sprawiają, że różni się także ich przeżywanie. Myślę jednak, że Boże Narodzenie ma swoją mistykę – to jest właśnie mistyka narodzin Boga, mistyka bliskości Boga w ludzkim ciele, mistyka działania Bożego w każdej sferze życia ludzkiego. Jest to mistyka Boga, który staje się ciałem – człowiekiem. Św. Tomasz z Akwinu mówił, iż wcielenie Słowa jest „cudem wszystkich cudów”, a zarazem stanowi „najtrudniejszą” prawdę wiary: Bóg stał się człowiekiem (to też mówi św. Tomasz).
Z tych racji przeżycie teologiczne Bożego Narodzenia nie jest bynajmniej czymś prostym, nawet jeśli odznacza się prostotą: żłobek, sianko, pasterze, dziecko, matka itd. Może dlatego także to „lżejsze” przeżywanie tych świąt, odniesienie ich do naszych najprostszych i najbardziej bezpośrednich doświadczeń, wśród których pierwsze miejsce zajmuje właśnie rodzina. Ale Syn Boży rodząc się w rodzinie, dokonał także jej przyjęcia i włączenia w tajemnicę wcielenia, a więc i ona, i jej przeżycie prowadzi do zbawienia.
W czasie tych świąt czcimy tajemnicę Wcielenia Syna Bożego. Podczas wyznania naszej wiary w trakcie Mszy świętej klękamy na słowa: „I za sprawą Ducha Świętego przyjął ciało z Maryi Dziewicy; i stał się człowiekiem”. Dlaczego ta prawda wiary jest tak ważna dla wierzących w Chrystusa?
Tajemnica wcielenia wiecznego Słowa to – jak wspomniałem – niezwykły cud dokonany przez Boga dla naszego zbawienia. W Boże Narodzenie pochylamy się z wdzięcznością wobec Boga, Pana Majestatu, i dziękujemy za Jego zniżenie się do nas, za Jego pokorę, która ukazała się w ciele. Podejmujemy więc ten gest adoracji i pokory równocześnie, który wydaje się być najbardziej adekwatną odpowiedzią na to, co przeżywamy. Przykład takiej postawy znajdujemy w Maryi, który uwielbia w „Magnificat” zniżanie się Boga do ludzi oraz deklaruje wobec tego faktu swoją pokorę. To najwłaściwsza postawa wobec Boga, który przychodzi nas zbawić: adoracja i pokora.
Jak zatem wejść ponad poziom wigilijnego barszczu, pierogów oraz kolęd i faktycznie zagłębić się w treść tych świąt?
Polska wigilia ma w sobie coś wymownego. Wskazuje, że Syn Boży stając się człowiekiem, dokonał przemiany ludzkich relacji, szczególnie rodzinnych, i dlatego w tych relacjach chce być obecny. Te relacje przy stole w ramach wspólnego posiłku mają swoją szkołę. Oczywiście, nie należy zbytnio zatrzymywać się na jedzeniu. Ono jest tylko elementem świętowania, a nie jego istotą. Ważniejsze są właśnie kolędy. Osobiście uważam, że są one bardzo wartościowym elementem okresu świątecznego. Zachwyca mnie ich bogata teologia i siła duchowa, którą wyzwalają. Polskie pieśni bożonarodzeniowe to fenomen na skalę światową, który należy pielęgnować. Nie wszyscy będą znać i śpiewać wszystkie, ale można z nich uczynić wartościowy przewodnik po cudzie i fakcie Bożego Narodzenia.
Święta Bożego Narodzenia łączą się z radością. Na czym polega jednak prawdziwa, dojrzała, chrześcijańska radość?
Radość, o którą chodzi w świętowaniu Bożego Narodzenia, na którą zwłaszcza zwraca uwagę św. Łukasz w swojej Ewangelii, jest radością spotkania ze Zbawicielem. Św. Łukasz wyraźnie podkreśla, że radują się ci, którzy w Dzieciątku z Betlejem rozpoznali swojego Zbawiciela. Pasterze, Mędrcy, a przede wszystkim Maryja są radośni, bo odkryli w Jezusie wypełnienie swoich poszukiwań i pragnień serca. Prawdziwej radości doświadcza człowiek, gdy znajduje pewność i trwałe oparcie dla swego życia. Dlatego jest tak ważne, by Boże Narodzenie przeżywać w perspektywie odnalezionego sensu życia, które objawia się w Betlejemskim żłobku. Jakkolwiek to jest na pierwszy rzut oka niepojęte, to jednak to Dzieciątko na sianku jest Sensem ludzkiego życia, Ośrodkiem ludzkich dziejów i Celem, do którego wszystko zmierza. To kruche Dziecko jest Wszystkim – jest Słowem stojącym naprzeciw Boga i w Bogu. Jest Racją wszystkiego. Jak nie radować się, że On stał się nam tak bardzo bliski?
Czy można zatem stwierdzić, że prawdziwa radość nie ma nic wspólnego z naiwnym optymizmem, ale raczej realizmem pozwalającym wierzyć, że Bóg nawet z najtrudniejszych sytuacji potrafi wyprowadzić dobro?
Radość prawdziwa rodzi się ze zrozumienia i przeżywania siebie i swego życia w perspektywie Bożej. To jest właśnie ten sens, o którym wspomniałem, który uspokaja wewnętrznie człowieka i daje mu poczucie spełnienia. W Boże Narodzenie na nowo wychodzimy od Jezusa narodzonego w Betlejem, aby nadać naszemu życiu należytą powagę i wielkość. Pozorna zwyczajność tego wydarzenia pokazuje, że to wszystko, co przeżywa człowiek i co go dotyka, jest drogą zbawienia, jest miejscem konkretnego dobra, które przekracza granice doświadczeń i naszego rozumienia, aby stać się duchowym bogactwem.
Pomimo radosnego charakteru czytań związanych z narodzeniem Chrystusa nie sposób nie zauważyć pewnego smutnego rysu: „gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie” (Łk 2,7). Silnie brzmi także fragment Prologu Ewangelii wg św. Jana o wcielonym Słowie: „Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli” (J 1,11). Dziś coraz mniej rodzin świętuje Boże Narodzenie prawdziwie jako uroczystość religijną…
Pełne przeżycie Bożego Narodzenia polega na tym, by widzieć je w perspektywie Kalwarii, a więc ostatecznie Wielkiego Tygodnia zwieńczonego Wielkanocą. Te „smutne” rysy ewangelicznych opowiadań o narodzeniu Jezusa na to właśnie wskazują. Zbawiciel w pełni objawi się na krzyżu. Jakkolwiek znaki, które towarzyszą Jego narodzeniu, są znakami boskimi i nadprzyrodzonymi, to jednak ich pełne znaczenie zostało poznane dopiero w perspektywie paschalnej. Myślę, że właśnie z powodu braku tego rozumienia Bożego Narodzenia w perspektywie Kalwarii następuje pomniejszenie znaczenia religijnego tych świąt. Owszem, punktem centralnym przeżyć świątecznych jest Msza święta, a więc pamiątka Ofiary Chrystusa, ale należałoby to mocniej podkreślać. Można by na przykład szerzej korzystać z kolęd, w których zawarte są wątki eucharystyczne i wątki pasyjne, bo przecież takie posiadamy.
Wieczerza wigilijna rozpoczyna świętowanie tajemnicy Bożego Narodzenia, pasterka jest – można powiedzieć – momentem kulminacyjnym. Co zrobić, by po kilku dniach świętowanie nadal w nas trwało?
Kluczem do owocnego przeżycia świąt chrześcijańskich jest odkrycie, że to, co w czasie nich przeżywamy, dokonało się dla nas i dla naszego zbawienia – dla mnie i dla mojego zbawienia. Bez tego osobistego odczytywania święta będą tylko wspomnieniem jakiegoś wydarzenia z odległych dziejów oraz zbiorem banalnych obyczajów, które przypomina się i odnawia nie wiadomo dlaczego i po co. Tylko osobiste podejście do Betlejem, do żłóbka, do Jezusa i Jego Matki otwiera perspektywę religijną, która będzie mogła nie tylko trwać, ale potem jeszcze pogłębiać się pośród codziennych doświadczeń.
Bóg zapłać za rozmowę!
Rozmawiał Kajetan Rajski