11 stycznia 2014

Kolej na bocznym torze

(Fot. I. Smirnow/Gazeta Polska/Forum)

Niedawno ogłoszony raport NIK dotyczący kolei nie pozostawia żadnych wątpliwości. Wbrew przechwałkom rządu i wtórujących mu mediów, jest ona nadal bardzo niebezpieczna, zapóźniona technicznie, nieatrakcyjna dla pasażerów, droga i nieustannie opóźniona.

 

Liczby nie kłamią, nasz kraj pod względem liczby wypadków na kolej wyprzedza jedynie Rumunia. Dzierżymy też niechlubne pierwsze miejsce pod względem liczby ofiar w stosunku do eksploatacji linii kolejowej. Jak dużo dzieli nas od zachodnich standardów widać po tym, że współczynnik ten jest dziesięć razy większy niż w Niemczech czy we Francji i że co piąty śmiertelny wypadek w UE na kolei ma miejsce w naszym kraju!

Wesprzyj nas już teraz!

 

Restrukturyzacja! Ale już!

 

W raporcie Najwyższej Izby Kontroli czytamy, że jedynie 43 procent infrastruktury otrzymało pozytywną ocenę, a to oznacza, że więcej niż połowa powinna zostać w mniejszej lub większej części zrestrukturyzowana. Co więcej, średni wiek używanych u nas pociągów to prawie 30 lat. Rząd przyjmuje najłatwiejszą linię obrony przekonując, że brakuje pieniędzy, ale że i tak dużo w nią włożono i jest o niebo lepiej niż było wcześniej. Tyle, że analiza NIK udowadnia, iż problem nie leży jedynie w pieniądzach. Oczywiście, kolej wymaga gigantycznych nakładów, ale i te pieniądze, które są na nią przeznaczane, mogłyby być lepiej wydawane. W przypadku tej branży mamy do czynienia ze złym zarządzaniem, brakiem kompetencji, odpowiedniej kontroli i marnotrawstwem środków. Aby poprawić tę sytuację nie ma innej rady, jak wyrzucenie na bruk niekompetentnych ludzi, traktujących kolej jako swoje udzielne księstwo, na którym mogą do woli żerować. Tym bardziej, że platformerskie władze, nastawione jedynie na piarowskie zagrywki, tak jak choćby w przypadku „objazdowego cyrku” z Pendolino, nie są w stanie jej poprawić. W tym kontekście warto spytać, czy ktoś pamięta jeszcze obietnice złożone przez Donalda Tuska i jego ekipę przed Euro 2012? Czego to miało nie być! Jakość, tempo, punktualność, bezpieczeństwo – wszystkie te miraże rozbiły się w puch w zderzeniu z twardą rzeczywistością. Pozostała szara codzienność pasażerów, traktowanych przez zarządzających koleją przedmiotowo. W końcu i tak będą korzystać z PKP, prawda?

 

Śmiertelnie groźne niechlujstwo

 

NIK wykazała, że PKP PLK zamiast szybko usuwać zaistniałe usterki i awarie na trasach, bardzo często wolała stosować niebezpieczne dla komunikacji kolejowej ograniczenia prędkości i wykorzystywane jedynie w wyjątkowych sytuacjach sterowanie zastępcze. Jest ono zależne od uwagi człowieka, co sprawia, że zwiększa się prawdopodobieństwo popełnienia błędu, w rezultacie czego może dochodzić do katastrof. W raporcie zwrócono też uwagę, że nie zawsze zatrudniano odpowiednio wyszkolonych pracowników do przeprowadzania napraw i badań technicznych. Stąd często dochodziło do nie wykrywania usterek na czas. Jednym z głównych zarzutów był też brak sprawowania odpowiedniej kontroli nad maszynistami, którzy przekraczali dopuszczalną prędkość i lekceważyli wskazania urządzeń pokładowych. Miesiąc wcześniej Państwowa Inspekcja Pracy odkryła w województwie pomorskim, że wielu maszynistów przekracza dopuszczalne normy pracy przy pulpitach lokomotyw, co wpływa na ich stan psychofizyczny i bezpośrednio na bezpieczeństwo pasażerów. Niestety, podobne badania nie zostały przeprowadzone w innych województwach.

 

Koleją? Już lepiej rowerem

 

Za stan kolei oberwało się nie tylko PKP PLK, ale także Prezesowi Urzędu Transportu Kolejowego i byłemu już ministrowi transportu, Sławomirowi Nowakowi. O tym ostatni m w raporcie NIK czytamy, że aż do pamiętnej katastrofy pod Szczekocinami z 3 marca 2012 roku lekceważył nieprawidłowości, na które zwracał mu uwagę Urząd Transportu Kolejowego. To pokazuje, że dopiero wielka tragedia może obudzić platformerskiego polityka z letargu nieróbstwa i piarowego zakłamywania rzeczywistości. Wtedy zaczyna się szukanie winnych, odkrywanie kolejnych uchybień i przypominanie raportów, w których można było znaleźć stosowne ostrzeżenia, tyle że były one lekceważone przez wysoko postawionych.

 

Nie ma się więc co dziwić, że w całej UE to Polacy należą do grona najmniej zadowolonych z jakości kolei. Negatywnie postrzega ją ponad 60 proc. rodaków, chociaż w większości krajach UE ten rodzaj transportu jest chwalony za wygodę, cenę i punktualność. W naszej ojczyźnie, niestety, taka charakterystyka kolei wywołać może jedynie śmiech, gdyż wielu z nas doświadczyło na własnej skórze, co to znaczy kilkugodzinne opóźnienie, ścisk, zaduch gdy ciepło, wyłączone grzejniki w zimę, a także wszechobecny brud. Co z tego, że na niektórych trasach zaczęło jeździć trochę nowych pociągów, w których można w miarę wygodnie podróżować, skoro jest to wciąż drobny procent wśród ogromu ledwo sunących po szynach gruchotów. Do tego dochodzi nieustanne likwidowanie „nieopłacalnych” połączeń i coraz wyższe ceny biletów. Jak na razie nie ma się więc z czego cieszyć… 

 

Pendolinowy przekręt?

 

To, że rząd nie przejmuje się kolejową rzeczywistością i zamiast tego woli bajdurzyć o swoich rzekomych sukcesach, świadczy historia z Pendolino. Na łamach tygodnika „wSieci” Czesław Warsewicz, były szef PKP Intercity, a obecnie wydawca portalu naKolei.pl, przekonywał, że zakup tego włoskiego superszybkiego pociągu może spowodować bankructwo tej spółki, gdyż będzie ona musiała obsłużyć dodatkowego zadłużenie, które wyniesie ponad 100 mln zł rocznie, wliczając w to ratę spłaty kredytu. Jeśli nie podoła temu wymaganiu, to jej miejsce zajmie Skarb Państwa, a jest to bardzo możliwe z uwagi na otrzymanie o wiele mniejszego dofinansowania z funduszy unijnych. W ten sposób za ten bardzo drogi zakup, który może nie być przez długi czas wykorzystywany w terenie, i który nie ma żadnego wpływu na rozwój polskiej gospodarki, lecz został świetnie wykorzystany propagandowo przez Tuska – zapłacimy My, podatnicy. Co więcej, do tej pory nie przedstawiono analizy ekonomiczno-finansowej, mogącej przekonać, że był to zakup racjonalny, a nie wynik niegospodarności władz, czy po prostu korupcji. Tym bardziej, że  w przetargu na jego zakup, opiewającym na wysokości 2,8 mld zł, złożono tylko jedną ofertę…

 

Te „sukcesy” mają swoich autorów

 

Dziwny trafem dziadostwo kolei i marzenia o Pendolino łączą się w jeden, klarowny obraz, którym można opisać rządy PO. Ledwo jeżdżące pociągi, niebezpieczne, niekontrolowane, nieatrakcyjne – to szara polska rzeczywistość, którą partia władzy miała poprawiać. Tymczasem nawet nie myśli o tym, by się ze swoich obowiązków wywiązać. Ale nie upadajmy na duchu – przekonuje władza – wszystko już niedługo, jak za dotknięciem ręki, odmieni się na lepsze. Będziemy mieć Pendolino, nowoczesne, europejskie, można by powiedzieć „platformerskie”. Cóż z tego, że jest to produkt przepłacony, skoro pięknie wygląda i można sobie zrobić na jego tle niezłe foty?! Patrzmy w przyszłość, już niedługo trzydziestoletnie rzęchy odejdą w zapomnienie, a zamiast nich pędzić będą te cacka! Pamiętajmy o tym, gdy w poniedziałek rano będziemy walczyć na łokcie o swoje miejsce w dusznym, zapchanym przedziale.

 

Aleksander Kłos

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie