29 sierpnia 2019

NSDAPoganie, czyli kto nas napadł?

Szarlatani pragnący wskrzesić rzekomo potężną w starożytności rasę aryjską oraz fanatycznie antykatolicy okultyści marzący o wyrugowaniu chrześcijaństwa z Niemiec. To nie opis germańskich kapłanów z III wieku naszej ery – to poglądy osób, które miały przemożny wpływ na powstanie, a niekiedy także na funkcjonowanie narodowego socjalizmu.

 

Podglebie mrocznych idei

Wesprzyj nas już teraz!

„Późna” druga połowa wieku XIX to bardzo szemrany okres w europejskiej myśli społecznej. Z jednej strony ciągle istniały jeszcze monarchie, a wiele z nich miało katolickie lub przynajmniej chrześcijańskie oblicze, z drugiej jednak strony społeczeństwa Starego Kontynentu stale targane były rewolucyjnymi konwulsjami. Panoszyło się też mroczne ideowe dziedzictwo oświecenia – gdy próbowano odebrać człowiekowi prawdziwą wiarę i naruszono stary chrześcijański porządek.

 

Duchowe spustoszenie połączone ze społecznym rozchwianiem zaowocowało najpierw, w pierwszej połowie wieku XIX, romantycznym zwrotem w stronę bezrozumnej idealizacji ludowości oraz fascynacji (niekoniecznie chrześcijańskim) mistycyzmem, zaś w kolejnych latach próbującym tłumaczyć wszystko przy pomocy nauki – szczególnie nauk biologicznych – oraz odrzucającym duchowość pozytywizmem.

 

Owej „późnej” drugiej połowie wieku XIX towarzyszyło odchodzenie od wiary, rozbudzające się nacjonalizmy, realizowanie się części z narodowych żądań, infiltrowanie umysłów Europejczyków przez materialistyczny (a więc odrzucający Pana Boga) marksizm oraz – im bliżej końca wieku, tym bardziej widoczna – dekadencja. Te wszystkie zjawiska nie pozostały bez wpływu na wiek XX oraz na rozwijające się i triumfujące wtedy totalitarne ideologie, których źródła wyrastają z poprzednich dekad.

 

Narodziny zła

Powiedzieć, że praźródłem zła nazistowskiej ideologii – a potem także praktyki – był grzech, będzie może truizmem, ale warto to uczynić, gdyż dziś już mało kto pamięta o chrześcijańskim rozumieniu genezy pewnych zjawisk i procesów. Przecież to właśnie grzech pychy i niewiary stał za jedną z najistotniejszych podstaw narodowego socjalizmu – pogaństwem.

 

Niewiara polegała na odrzuceniu prawdziwej Wiary, zaś pycha na próbie stworzenia przez człowieka własnych zasad religijnych, czy – mówiąc precyzyjniej – duchowości. To tragiczne połączenie wpłynęło na niemałą część życia intelektualnego Niemiec i Austrii przełomu wieku XIX i XX. Trzeba jednak zaznaczyć, że tego typu prądy pojawiały się w różnych częściach Europy. Za czołową postać światowego okultyzmu tamtego czasu uznać należy Rosjankę Helenę Bławatską – inspirującą się hinduistycznymi wierzeniami współzałożycielkę Towarzystwa Teozoficznego, którego idee w pewnym stopniu wyznaje dziś ruch New Age.

 

Volkizm

Zjawiskiem typowo niemieckim był natomiast panteistyczny volkizm. Ideowo czerpał on z na pozór sprzecznych nurtów – romantyzmu i pozytywizmu. Wykoślawionym dziedzictwem romantyzmu (dobrze nam znany polski romantyzm był w wielu aspektach odmienny od romantyzmu w innych krajach) była duchowość odwołująca się do fałszywego obrazu kultów germańskich, idealizacja czasów przedchrześcijańskich oraz snucie nienaukowych wizji o rzekomo świetnej przeszłości niemieckiego narodu. Z kolei po pozytywizmie pozostał pęd do wyjaśniania wielu spraw na gruncie nauk przyrodniczych – tak zrodził się (zawleczony do Niemiec z Francji i Anglii, a pośrednio wyrastający z darwinizmu społecznego) rasizm mający ambicje naukowe.

 

Jednym z czołowych volkistów, a zarazem okultystą, był Guido von List. Austriak z jednej strony zwalczał katolicyzm, z drugiej zaś propagował germańskie neopogaństwo oraz symbol przyjęty później przez całe państwo niemieckie: swastykę. Do grona jego uczniów należał wyrzucony z zakonu cystersów (najpewniej z powodu homoseksualizmu) Jörg Lanz von Liebenfels. Wydawał on „Ostarę” – rasistowskie czasopismo, które czytać miał m.in. Adolf Hitler. Ów autor, a zarazem lider i kapłan okultystycznego Neutempler-Orden (jednej z wielu tego typu organizacji w ówczesnym kręgu niemieckojęzycznym), chciał przywrócić dominację rasy aryjskiej poprzez stworzenie eugenicznych klasztorów rozpłodowych – ludzkich farm (co ciekawe, Jörg Lanz von Liebenfels tak naprawdę nazywał się Joseph Adolf Lanz, a wśród motywów zmiany nazwiska wymienia się chęć ukrycia przez niego swojego… żydowskiego pochodzenia; podobnej zmiany dopuścił się zresztą także jego mentor).

 

W myśl ideologii volkistów-okultystów, na świecie nie było miejsca ani dla Kościoła katolickiego – pierwszego do pokonania wroga „cywilizacji aryjskiej” – ani dla „gorszych ras”, które (jak podaje prof. Grzegorz Kucharczyk w tekście pt. „Swastyka przeciw Krzyżowi”) Liebenfels zalecał… palić jako „ofiarę dla Boga”. W kontekście zagłady europejskich narodów – szczególnie Żydów – podczas II wojny światowej, ta idea brzmi jak upiorne „proroctwo”.

 

Towarzystwo Thule

Ta specyficzna duchowość łączy się z postaciami wielkiej polityki głównie w monachijskim Towarzystwie Thule. Ze skrajnie rasistowską i okultystyczną organizacją powiązani byli (wedle sporej części badaczy) m.in. tacy istotni dla historii narodowego socjalizmu politycy jak Alfred Rosenberg (autor „Der Mythus des 20. Jahrhunderts” – drugiej po „Mein Kampf” najważniejszej ideologicznej nazistowskiej publikacji), Hans Frank (zarządca okupowanych ziem polskich – Generalny Gubernator) czy Rudolf Hess (sekretarz i bliski współpracownik Hitlera), zaś pod ideowym wpływem środowiska znajdować się miał Anton Drexler (współzałożyciel DAP, przemianowanej potem na NSDAP), a niewykluczone, że i Dietrich Eckart (jeden z liderów nazistowskiej formacji we wczesnym okresie jej istnienia). Tymczasem Thule-Gesellschaft – po okresie aktywności w trakcie rewolucji komunistycznej w Bawarii – zaczęło upadać.

 

Marsz po władzę

Organizacji o profilu volkistowskim oraz nacjonalistyczno-okultystycznym przed, w trakcie oraz po zakończeniu I wojny światowej było jednak w Niemczech i Austrii znacznie więcej. Ich ideologia zwykle łączyła w sobie takie elementy jak germańska megalomania, nastawiony szczególnie antyżydowsko i antysłowiańsko szowinizm narodowy, fascynacja pogaństwem, zgłębianie „wiedzy tajemnej” oraz wrogość wobec katolicyzmu czy szerzej – chrześcijaństwa.

 

Takie środowiska istniały i działały w okresie Republiki Weimarskiej, a w latach 30. XX wieku medialny rozgłos zyskał jeden z „jasnowidzów”, który trafnie „przewidywał” polityczne sukcesy nazistów oraz pożar w Berlinie, jaki stał się pretekstem do zagarnięcia pełni władzy w Niemczech przez NSDAP. Jednak – co może zaskakiwać – los Erika Jana Hanussena nie był po 30 stycznia roku 1933 kolorowy. „Prorok Hitlera” rychło zginął w niewyjaśnionych okolicznościach.

 

Co więcej, znając stosunek części narodowosocjalistycznych polityków do okultyzmu można było spodziewać się, że od 30 stycznia roku 1933 nastąpi w Niemczech istny rozkwit bałwochwalstwa we wszystkich dziedzinach życia publicznego – i owszem, ów „renesans” był dostrzegalny, prominentni nazistowscy politycy fascynowali się magią także w okresie III Rzeszy, a idea walki z „gorszymi rasami” nie została porzucona, jednak zakres owej neopogańskiej ekspansji okazał się mniejszy, niż można by się było spodziewać.

 

Himmler i mroczna świta

Wyjątek stanowiły m.in. obszary, na które bezpośredni wpływ miał najbardziej fanatyczny nazistowski okultysta – Heinrich Himmler. To właśnie za sprawą tego polityka kierowane przez niego Schutzstaffel (SS) stały się istnym pogańskim zakonem, z symboliką głęboko zanurzoną w ezoteryce (np. germańskie runy stosowane jako symbole niemieckich organizacji i instytucji) oraz zamkiem w Wewelsburgu, który został przeznaczony na siedzibę „Watykanu” nowej, narodowosocjalistycznej religii. W westfalskiej twierdzy odbywać się miały także medytacje, seanse spirytystyczne, nazistowskie „chrzty” i „śluby” oraz tajemnicze obrzędy, których przebieg i cele na zawsze okryła mgła historii.

 

Duży wpływ na Reichsführera-SS miał austriacki okultysta i były członek paramasońskiej loży „Schlaraffia” Karl Maria Wiligut, zwany Rasputinem Himmlera. Owo oddziaływanie zmalało dopiero w chwili ujawnienia wieloletniego pobytu neopoganina w zakładzie psychiatrycznym. Do tego czasu okultysta – mimo zaawansowanego wieku – dorobił się nie tylko pozycji jednego z najważniejszych „naukowców” pracujących dla Himmlera, ale również piął się w górę w hierarchii SS.

 

Jednak nawet ograniczenie kontaktu Reichsführera-SS z Wiligutem, które nastąpiło późno, nie przerwało ani na moment szaleństwa jednego z najważniejszych polityków III Rzeszy (które – należy to odnotować – było traktowane z przymrużeniem oka lub wyśmiewane przez wąską grupę innych narodowosocjalistycznych liderów). Tymczasem zarówno w trakcie jak i po zakończeniu współpracy z austriackim okultystą Himmler otaczał się swoistym wianuszkiem „autorytetów”, „naukowców” i „ekspertów” oraz – korzystając ze swojej władzy – wcielał w życie pomysły rodem z najmroczniejszych zakamarków neopogaństwa, diabelskie idee, o których była mowa wyżej. Wśród nich znajdziemy np. powołanie Ahnenerbe (Dziedzictwo Przodków) – organizacji „badawczej”, której ponura sława opierała się na „potwierdzaniu” nazistowskich tez historycznych, antropologicznych (np. poprzez pseudomedyczne eksperymenty na więźniach obozów koncentracyjnych), czy etnograficznych (np. w ramach słynnej wyprawy do Tybetu, która miała udowodnić rasowe teorie o pochodzeniu Niemców – notabene Bruno Beger, jeden z uczestników ekspedycji, już podczas II wojny światowej wybierał w obozach koncentracyjnych ludzi na potrzeby stworzenia przez profesora Augusta Hirta „kolekcji” szkieletów). I w tym szaleństwie nie zabrakło wątków pogańskich, zaś Tybet jako kierunek ekspedycji nie może dziwić, gdyż religie wschodu od zawsze stanowiły ważny punkt odniesienia dla okultyzmu.

 

Himmler nie poprzestał jednak na „badaniu” historii i „udowadnianiu”, nawet za cenę ludzkiego życia, swoich szalonych teorii. Uważający się za inkarnację średniowiecznego władcy Henryka Ptasznika Reichsführera-SS chciał także „zadbać” o kolejne pokolenia. W tym celu powstała instytucja Lebensborn (Źródło życia), która była urzeczywistnieniem idei o hodowli rasy aryjskiej.

 

Państwo na usługach okultystów

Niektórzy – i to raczej nieliczni – liderzy III Rzeszy kpili sobie z pomysłów Himmlera, zaś Hitler od pewnego momentu wolał nie być kojarzonym z „magami”. Mimo tego nic nie stanęło na przeszkodzie, by zbrodnicze koncepcje Reichsführera-SS były realizowane w państwie rządzonym przez narodowych socjalistów, a potem w kolejnych zajmowanych krajach. Na opór nie natrafiły ani idee podbicia przez Niemców sporej części Europy w celu zdobycia „przestrzeni życiowej”, ani brutalne kampanie antykatolickich oszczerstw, ani też zagłada olbrzymiej części duchowieństwa oraz niemal całych europejskich narodów. Wszak wszystko to było zgodne z założeniami, które pojawiły się w umysłach okultystów-nacjonalistów już w wieku XIX.

 

Heinrich Himmler nie był zresztą jedynym nazistowskim dygnitarzem zaangażowanym w zgłębianie i praktykowanie „wiedzy tajemnej”. Co prawda dowódcę SS, Gestapo, policji oraz ministra spraw wewnętrznych i jednego z głównych architektów holokaustu cechował w neopogaństwie niedościgniony fanatyzm, jednak część jego fascynacji podzielali inni narodowi socjaliści. Tego typu praktyki interesowały także m.in. Rudolfa Hessa, który chętnie korzystał z usług wszelkiej maści astrologów i „magów” oraz z tworzonych dla niego horoskopów i mikstur. Wiara w przepowiednie stanowi zresztą wątek jednego z najbardziej tajemniczych wydarzeń II wojny światowej – samotnego lotu Hessa do Wielkiej Brytanii.

 

Według niektórych opinii, zainteresowanie astrologią i wiara w horoskopy cechowały także samego wodza III Rzeszy. Adolf Hitler miał korzystać z „magicznych” porad przed podejmowaniem kluczowych decyzji, zaś chcące przechytrzyć Führera brytyjskie służby zatrudniły… własnego astrologa do przewidywania, co Hitlerowi doradzą jego „magowie” (w tym kontekście warto zwrócić uwagę na postać Karla Ernsta Kraffta). Antyniemieckie działania w dniach rzekomo niepomyślnych dla lidera nazistów miały stanowić element wojny psychologicznej.

 

Klęska czarnej dechrystianizacji

Narodowosocjalistyczni liderzy i ich zapatrywania to jednak nie wszystko. Neopogaństwo było bowiem promowane m.in. w ramach Schutzstaffel der NSDAP (SS) czy Deutsche Glaubensbewegung (Niemiecki Ruch Wiary).

 

Ktoś może jednak zapytać: co z chrześcijaństwem? Wiara w Chrystusa oraz przynależność do Kościoła bądź też heretyckich – ale jednak chrześcijańskich – zborów protestanckich była obecna w Niemczech od wieków. Odpowiadając na te pytanie należy zwrócić uwagę na dwa elementy: po pierwsze – własna interpretacja chrześcijaństwa, po drugie – prześladowania wyznawców Chrystusa.

 

Naziści propagowali tzw. „pozytywne chrześcijaństwo” – doktrynę całkowicie wypaczającą przesłanie Ewangelii i czyniącą z wiary kolejne pole do rasistowskiego aktywizmu. Natomiast Kościół katolicki był w narodowosocjalistycznych Niemczech oraz w podbitych przez nazistów krajach Europy brutalnie prześladowany. Z jednej bowiem strony już XIX-wieczni okultyści wskazywali, że Kościół to dla nich wróg numer jeden, z drugiej zaś strony katolicyzm i nazizm były, są i będą systemami stojącymi w jaskrawej sprzeczności. Wynika to zarówno z narodowosocjalistycznego pogaństwa jawnego jak i… ukrytego. Pogaństwem jest bowiem nie tylko czczenie Wotana, ale również ubóstwianie narodu, które stanowiło istotniejszy element nazizmu niż otwarte bałwochwalstwo.

 

Kościół – poza nielicznymi, acz haniebnymi wyjątkami (bp Alois Hudal) – rozumiał zagrożenia wynikające z odnoszenia sukcesów przez niemiecki narodowy socjalizm. Stąd też w roku 1937 papież Pius XI jednoznaczne i radykalnie potępił hitleryzm w encyklice Mit brennender Sorge, której rozpowszechnianie niemiecki reżim zwalczał.

 

W trakcie II wojny światowej liczni katolicy (ale też protestanci), zarówno duchowni, jak i świeccy, dawali przykłady heroicznej wierności Ewangelii, wierności Jezusowi Chrystusowi i chrześcijaństwu. Nie „pozytywnemu”, ale prawdziwemu, które nakazuje miłować nieprzyjaciół, modlić się za prześladowców (M 5, 44) oraz naucza, by wzorem Syna Bożego oddawać życie za przyjaciół swoich (J 15, 13). Historia II wojny światowej wyraźnie pokazuje, że upaść może nawet reżim współtworzony przez krwawych, bezdusznych, żądnych krwi i fanatycznie antykatolickich neopogan, zaś Ci, którzy – wbrew logice tego świata – nadstawiali drugi policzek, są dziś u boku Najświętszej Maryi Panny w Królestwie Jej Syna.

 

 

Michał Wałach

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(1)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie